Sylwester Tułajew nawet na Twitterze nie ukrywa swojego rozgoryczenia.
Publicznie, na sejmowym korytarzu apeluje o podjęcie radykalnych decyzji. Nie mówi jednak, kto te decyzje miałby podjąć i jak radykalne miałyby być. Poseł Tułajew był przez pół roku wiceministrem spraw wewnętrznych i kandydatem PiS na prezydenta Lublina. Drugim, który – jak wieść sejmowa niesie grozi partii – jest Kacper Płażyński. Kiedyś kandydat PiS na prezydenta Gdańska.
Obaj posłowie mieli postawić sprawę na ostrzu noża i powiedzieć, że jeśli Mejza zostaje to oni odchodzą.
Niezależnie od tego, czy byli aż tak zdecydowani w swoich deklaracjach, czy nie, ta sprawa jest doskonałą ilustracją tego, co w tej chwili dzieje się w Prawie i Sprawiedliwości.
Mejza niezgody
Jest jeden powód wszystkich personalnych napięć i frustracji w PiS – Łukasz Mejza. Pozycja wiceministra sportu i to, że wciąż jest w rządzie, budzi co najmniej emocje.
– Pamięta pani za co wyleciał Hofman? – pyta wyraźnie poirytowany polityk PiS. Adam Hofman, rzecznik PiS, został wyrzucony, bo rozliczał podróże prywatnym samochodem jako loty. Prezes nawet nie czekał wtedy na wyjaśnienia. Po prostu wywalił rzecznika PiS, a także Mariusza A. Kamińskiego i Adama Rogackiego. To, że prokuratura w 2015 roku umorzyła sprawę, bo okazało się, że Kancelaria Sejmu sama przyznała im taką formę rozliczenia nie miało znaczenia. Politycznie było po Hofmanie. – Teraz siedzimy na bombie. Codziennie czytamy o jakichś przekrętach. Maseczki, chore dzieci, podrobione podpisy i nic się nie dzieje – dodaje nasz rozmówca.
Sprawę dotacji na maseczki bez atestu i zarabiania na wątpliwej terapii opisała Wirtualna Polska. O rzekomo sfałszowanych podpisach napisał w mediach społecznościowych Robert Gwiazdowski, u którego – w Polska Fair Play – działał Łukasz Mejsza
„Osobiście coś mu jednak zawdzięczam. Sfałszowane podpisy poparcia w okręgach, w których to on je zbierał uniemożliwiły nam zarejestrowanie list wyborczych w całym kraju, dzięki czemu dość łatwo i szybko mogłem wyjść z tego w co niepotrzebnie wdepnąłem”.
Komitetowi wyborczemu Polska Fair Play Bezpartyjni nie udało się zarejestrować list w całym kraju przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, bo zabrakło 450 podpisów.
W PiS-ie narasta irytacja, że człowiek za którym ciągną się takie historie „szantażuje” rządzącą większość.
– A Kuchciński? To było przecież raptem dwa lata temu – ciągnie nasz rozmówca z PiS – wyleciał (ze stanowiska marszałka Sejmu – przyp. red.) po jednym artykule i jednej konferencji opozycji. A to nie był byle kto. To jest najwierniejszy żołnierz prezesa.
Ale – co podkreślają nasi rozmówcy – i w przypadku Hofmana i Kuchcińskiego sytuacja była zupełnie inna. Obie historie miały miejsce w kampanii wyborczej. Hofman przydarzył się PiS-owi w listopadzie 2014 roku kiedy partia szykowała się do swoich najważniejszych batalii z Platformą. Wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Prezes Kaczyński nie mógł sobie pozwolić na obciążenie. PiS miało wtedy na sztandarach wysokie standardy. Cała kampania została zbudowana wokół tego, że PiS to ludzi moralnych, o doskonałej opinii. A Platforma wręcz przeciwnie. Hofman musiał wylecieć. To samo wydarzyło się z Kuchcińskim. Afera z jego lotami wybuchła w wakacje, na trzy miesiące przed wyborami do Sejmu. PiS musiało działać. Teraz nie musi. Może trzymać Mejzę tak długo, jak będzie potrzebny.
Drogi Mejza
Nie tylko posłowie Tułajew czy Płażyński zaczynają mówić o swoim niezadowoleniu. Chociaż większość zdecydowanie woli na razie rozmowy nieoficjalne. Tak na wszelki wypadek.
– Ale wie pani – zaczynają się zastanawiać niektórzy z naszych rozmówców – chyba trzeba zacząć głośno mówić. To się człowiek może awansu dochrapie. Widać szantażyści mają się ostatnio dobrze – dodają złośliwie pod adresem własnej partii.
Rzeczywiście, posłowie, którzy odeszli z partii albo zostali do niej przygarnięci, gdy zabrakło większości, są w znacznie lepszej sytuacji niż ci, którzy pokornie wykonują partyjne polecenia. Poseł Lech Kołakowski najpierw dostał pracę w Banku Gospodarstwa Krajowego. Z – jak wyliczyli posłowie opozycji – pensją wynoszącą mniej więcej 35 tys. zł miesięcznie. Teraz w dodatku ma zostać wiceministrem rolnictwa.
– Koledzy, którzy głośno się buntują też chyba liczą na nowe posady – mówią politycy PiS pytani, dlaczego nagle posłowie partii głośno kontestują utrzymywanie w rządzie Łukasza Mejzy.
PiS zapłaciło Mejzie za poparcie partii stanowiskiem wiceministra. Teraz staje przed problemem opłacenia własnych posłów, którzy pytają, kiedy coś będą mieli z popierania własnej partii.
Czytaj także: Łukasz Mejza? „Od początku mnie oszukiwał, nawet w sprawie swoich studiów”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS