Łukasz Kohut: – Długo, ale miałem też szczęście.
– …że w ogóle dostałem głos i mogłem wystąpić przed Parlamentem Europejskim, bo nie jest to takie łatwe nawet, jeśli jest się posłem. Nie każdy może sobie wejść na trybunę i przemówić, kiedy chce.
– W PE odbywała się debata o mniejszościach etnicznych, kulturowych i językowych, a ja jestem członkiem intergrupy mniejszości etnicznych i językowych, wspierałem inicjatywę Minority Safe Pack.
Powinniśmy wyjaśnić, o co chodzi.
– Ponad milion obywateli w wielu krajach Unii Europejskiej podpisało się pod inicjatywą, która wzywa kraje europejskie do ochrony mniejszości narodowych i językowych oraz wzmocnienie różnorodności kulturowej i językowej Unii Europejskiej. W styczniu 2020 roku petycja została przedłożona Komisji Europejskiej, zajął się nią także Parlament Europejski.
A to pana temat.
– Pochodzę ze środowiska regionalistów, dla mnie to bardzo ważne tematy. Uważam, że uznanie języka śląskiego to sprawa, którą trzeba jak najszybciej załatwić. Natychmiast włączyłem się w prace nad petycją, a potem dowiedziałem się, że będę mógł zreferować posłom do PE postęp prac.
Postanowił pan wykorzystać okazję, by upomnieć się o Ślązaków.
– Tak, wiedziałem, jak ważny może to być moment dla Śląska, że mogę się w końcu upomnieć o Ślązaków na forum Parlamentu Europejskiego.
Od początku planował pan godać?
– Tak, ale przygotowałem też polską wersję mojego wystąpienia, bo treść trzeba wcześniej dostarczyć tłumaczom w jednym z oficjalnych języków Unii Europejskiej. Śląski takim językiem nie jest. Dopełniłem więc procedur, złożyłem odpowiednie dokumenty, ale – jak się okazuje – wielu tłumaczy nie czyta tych wystąpień, przekładają tekst na żywo.
Zaczął pan po polsku, że unijne motto „Zjednoczona w różnorodności” to piękna idea. Potem przeszedł pan na śląski.
– Gdy zacząłem mówić po śląsku, tłumacze nie dali rady. Stwierdzili, że to nie jest język polski. Polegli. Katastrofa…
To było świetne!
– Wtedy tak tego nie odebrałem. Byłem załamany. Długo się przygotowywałem, chciałem, żeby to było wielkie, prośląskie wystąpienie, a przewodniczący obradom mi przerwał. Nikt mnie nie zrozumiał.
Poza Ślązakami.
– Zszedłem z podestu i się zaczęło. Dostałem setki maili, listów i SMS-ów od Ślązaków nie tylko z Polski, ale i z całego świata. Cieszyli się, że w tak prosty sposób udowodniłem, że język śląski istnieje. Pisali, jakie to dla nich ważne, że mogli usłyszeć śląską mowę na salonach, w sercu Unii Europejskiej. Temat języka śląskiego pochwyciły nie tylko media krajowe, ale i europejskie. Do dzisiaj podchodzą do mnie ludzie na Śląsku i mówią: „Szacun. Ale im pan pokozoł”.
Wtedy pan poczuł, że zrobił coś ważnego?
– Wcześniej, gdy wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego zaczął wyjaśniać skonsternowanym posłom, którzy mieli ciszę w słuchawkach, że przemawiałem językiem, który nie może być tłumaczony, bo nie jest oficjalnym językiem UE. Dla mnie to było coś, bo dwa razy powtórzył, że śląski to jednak język, a nie gwara czy dialekt polskiego, jak chcieliby niektórzy.
Nikt nie zaprotestował?
– Nie, w Europie to normalne. Po studiach zamieszkałem w Norwegii. Mój szef mówił w dialekcie Stavanger i nikomu to nie przeszkadzało. Zdałem sobie wtedy sprawę, że używanie języka regionalnego to nic złego. Dla wielu ludzi na Śląsku to bardzo ważne, by mogli w urzędzie, w sklepie czy u lekarza po prostu sobie pogodać. I nikt nie powinien z tego powodu żartować, wytykać palcami. Uznanie śląskiego za język regionalny to żadna łaska.
Wszystko w rękach naszego parlamentu, który chyba nie jest skory do działania.
– Monika Rosa, posłanka z Katowic, od lat dzielnie walczy o uznanie języka śląskiego. Ma już za sobą pięć prób przeforsowania ustawy, wkrótce złoży projekt po raz szósty. W tym parlamencie, gdzie większość ma PiS, na pewno się jej nie uda. Ale w następnym rozdaniu PiS nie będzie miał już większości i jestem pewien, że siódma próba będzie udana.
Jest pan pewien? Ani Platforma, ani PSL też nie chciały o tym słyszeć.
– Rozmawiam często z posłami KO, Lewicy, Hołowni, PSL-u. Zapewniam, że dojrzewa w nich świadomość, że sprawa uznania śląskiej godki powinna zostać wreszcie załatwiona. To niesprawiedliwe, że 228 tys. Kaszubów ma ochronę prawną swojego języka, a 800 tys. Ślązaków takiej ochrony nie ma.
Może dlatego że większa mniejszość to większe koszty dla budżetu?
– Uznanie języka śląskiego jest priorytetowe dla Ślązaków, bo nasza kultura powoli zamiera. Naszo godka potrzebuje docenienia, ochrony, wzmocnienia.
Niby dlaczego? Przecież tu jest Polska.
– Wiem, wiem, do czego pan pije. Pani marszałek Sejmu pewnie bardzo by chciała, żeby Polska była wielka. A wielka może być tylko Polska wielokulturowa.
Co poseł Kohut powiedział w Parlamencie Europejskim:
We Warszawie godajom, że Ślonzoków niy ma, że niy momy prawa mieć swoi godki. A to niy ma gańba być ze mniyjszości, to niy ma gańba godać po ślonsku, co nom łod roków ryczeli we szulach. Je praje na opak – richtig fest gańba to je nie uznować i niy mieć we zocy inkszej kultury i inkszej historyje!
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS