A A+ A++

Życie artystyczne w ciągu ostatnich tygodni przeniosło się do internetu, bo cała instytucjonalna kultura została zamknięta na głucho. W tym czasie specjalne oferty dla swoich gości przygotowały galerie, muzea, teatry. Odwołano wszystkie premiery, raz na jakiś czas odbył się online wernisaż nowej wystawy.

Twórcy podczas tych tygodni przymusowej izolacji nie mogli normalnie pracować, jednak wielu z nich zastanawiało się nad tym, jak zachować chociaż skrawek dawnej normalności. I tak – bez względu na to, czy zajmowali się fotografią, malarstwem czy muzyką – w ich wypowiedziach powracał temat wirusa, choroby, kwarantanny i epidemii.

Pasożyt przeciwko wyborom

Protest Pasożyta na toruńskiej Starówce Marek Krupecki

Od 3 maja przez kilka dni artysta występujący pod pseudonimem Pasożyt chodził po toruńskich ulicach ze swoim obrazem „NIEwybory”. Jego jednoosobowy protest przeciwko głosowaniu kopertowemu sprowokował policję do interwencji. – Dostałem pouczenie od policji, że nie mogę wyjść na ulicę z jakimkolwiek przekazem politycznym – opowiadał toruński malarz i performer. – Zostałem poinformowany, że od zmiany ustawy dotyczącej zakazu zgromadzeń publicznych nawet jedna osoba nie może wychodzić w przestrzeń publiczną z transparentem politycznym. Policjant dodał także, że jeśli byłby to obraz z neutralnym politycznie napisem typu „piękna pogoda”, to wtedy byłoby to prawnie akceptowalne działanie.

Artysta po konsultacjach z prawnikami uznał, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby kontynuować protest. – Będę zabierać głos względem ważnych dla mnie spraw publicznych, czyli w tym przypadku przeciwko bezprawnemu głosowaniu korespondencyjnemu – tłumaczył Arek Pasożyt.

Podczas kolejnych akcji spontanicznie dołączali do niego przechodnie, ale policja już nie podejmowała interwencji. – Dodam, że nie chcę jednak tak zostawić tej sprawy policyjnej interwencji z 3 maja – mówił artysta. – Będę chciał złożyć pismo z prośbą o uzasadnienie mojego zatrzymania i pouczenia z udzieloną mi informacją, że jak będę dalej szedł z odsłoniętym obrazem z widocznym politycznym przekazem, to skończy się przesłuchaniem, zeznaniami i sprawą w sądzie. Chciałbym wiedzieć, dlaczego zostały naruszone moje prawa obywatelskie i czemu musiałem poczuć się jak przestępca.

Malarzowi zawiesił się system

Aktywnie ten czas spędził również Stefan Kornacki. Grafik, performer i lider zespołu Ser Charles trzymał się jednak z dala od polityki i wyborów. Kornacki przez dwie godziny malował portrety żużlowców na stronie warszawskiej galerii Śmierć Frajerom. – Chciałem przygotować pierwszą relację malarską na żywo, gdy nie ma żużla, i namalować pierwszego rudego żużlowca na świecie – mówił.

Kornacki namalował sobie maseczkę ochronną na twarzy i przygotował z tego materiał fotograficzny. – Od samego początku kwarantanny zamknięcie powodowało nieznośne poczucie, że trzeba koniecznie coś zrobić, bo wszystko właśnie tracimy: zlecenia, wystawy, pracę. Może swoich bliskich – pisał toruński artysta w ankiecie na fanpage’u Domie. – Zacząłem robić rzeczy komentujące najbardziej oczywiste sprawy, które zazwyczaj były tematem memów. Zacząłem też robić rzeczy, korzystając z sytuacji, która może nigdy się już nie wydarzyć.

I dodawał: – Moja rada, chociaż bardzo subiektywna i dla wielu oczywista. Zachować umiar z przebywaniem w necie. Natłok treści konstruowanych w ten sam sposób miażdży. Mnie zawiesił się system przez chwilę.

Kornacki dał też improwizowany koncert w warszawskim metrze.

Dokument naszych czasów

Toruńscy fotograficy z fundacji For Photography tworzyli zbiorowy portret torunian w obliczu koronawirusa. Artyści zaprosili mieszkańców Torunia do fotografowania wszystkiego, co w danej chwili ich zainteresowało, zasmuciło lub zdziwiło podczas epidemii. – W czasie olbrzymiego kryzysu i niepewności inaczej myślimy i zachowujemy się, ale mamy również niesamowitą możliwość rejestracji nas, naszych zachowań i wszystkiego tego, co nas otacza, za pomocą obrazu fotograficznego – opowiada Marek Czarnecki, prezes fundacji. – Tworzone w tym trudnym czasie zdjęcia oprócz pamiątki czy informacji staną się dokumentem o nas i naszych problemów, smutków oraz drobnych radości, które przecież zawsze na zmianę są obecne w naszym życiu.

Fot. dr Marek Czarnecki

Twórcy akcji zauważają, że nasze domy i mieszkania stały się w przeciągu kilku dni miejscem pracy małżonków, szkołą dla dzieci, miejscem odpoczynku. – Jeżeli wyobrazimy sobie podobną sytuację w epoce przedinternetowej, nie tak aż odległej w czasie, to do dyspozycji pozostałaby możliwość oglądania pojedynczych kanałów telewizyjnych i słuchania radia – mówi Czarnecki. – Prasa mogłaby być niedostępna, bo wymagałaby wyjścia na ulicę. Na szczęście żyjemy w dobie mediów cyfrowych i dzięki nim poprzez łącza internetowe możemy obserwować świat, kontaktować się z rodziną i znajomymi i współpracownikami.

Marek Czarnecki podczas epidemii zaczął także tworzyć panoramiczne zdjęcia wyludnionego Torunia. – Panoramiczna prezentacja miasta umożliwi udowodnienie faktu, że torunianie nigdy się nie poddają, a nawet w ciężkich czasach tworzą i publikują dokumenty o swoim mieście, pozostając dumnymi z jego wyglądu i życia w nim. Zło przeminie, a dokument pozostanie, będąc swoistą atrakcją turystyczną, z możliwością porównania wyglądu miasta z kwietnia 2020 do normalnego życia, które pojawi się po zarazie – tłumaczył artysta.

Film katastroficzny od środka

„Jesteśmy w tym razem” – tak nazywa się akcja, podczas której toruńskie fotograficzki przygotowały reportaż, jak wyglądało nasze życie podczas epidemii. Pomysł akcji wywodzi się ze Stanów Zjednoczonych i w krótkim czasie przeniósł się na nasz rodzimy grunt. Powstają fotograficzne świadectwa wspólnot miast, miasteczek i wsi w całej Polsce. – Chcemy fotografować was u progu waszych domostw, na balkonach, w oknach, w bramach i na progach. Chcemy być blisko was, choć nie najbliżej jak się da. Jeszcze nie teraz. Chcemy pokazać, że wspólnota to siła, wasza wspólnota w rodzinie albo duchowa z bliskimi, gdy musicie pozostać w domach sami. Albo zawodowa, gdy pracujecie, byśmy my mogli pozostać bezpieczni w domach, albo gdy poświęcacie się w imię wspólnoty nas wszystkich – w przychodniach, sklepach, restauracjach – mówiły organizatorki akcji.

Fot. nadesłane

W przedsięwzięciu wzięły udział: Joanna Ziółkowska, Monika Ciaiolo, Katarzyna Łęgowska, Iwona Ochotny, Monika Marszałek, Sonia Tlili i Magdalena Wendt. – Lubię wspierać swoją pracą różne akcje, jeśli widzę w nich jakiś sens. Cieszę się, że zostałam zaproszona do tego projektu i miałam możliwość być jego niewielką częścią. Poza tym miałam okazję poznać kilka nowych osób oraz po prostu wyjść z domu nie tylko po bułki – opowiada Sonia Tlili.

Znana toruńska fotografka mody nie uważa, żeby projekt miał dla niej jakąkolwiek wartość terapeutyczną. – Nie mam też poczucia misji, ale oczywiście lepiej mi z myślą, że zrobiłam coś pożytecznego i w jakimś wymiarze, powiedzmy, że przydatnego społecznie, jeśli chodzi o aspekt dokumentacyjny. Być może powstanie fotograficzna kronika, która trafi do Książnicy Kopernikańskiej, Biblioteki Głównej UMK, Urzędu Miasta Torunia – opowiada artystka.

Tlili przyznaje, że przez kilka tygodni czuła ogromną presję, aby podczas lockdownu robić „inspirujące i rozwijające rzeczy”. – Przeglądając Instagrama, miałam wrażenie, że wszyscy świetnie bawią się zamknięci w domach, oglądają same „ambitne filmy”, czytają „dobre książki”, podnoszą swoje kwalifikacje na kursach internetowych, a w przerwach ćwiczą online ze swoimi trenerami – mówi Tlili. – Chwilami zastanawiałam się, co u mnie poszło nie tak, że podczas gdy ci mityczni „wszyscy inni” zdążyli już zrobić kratę na brzuchu albo nauczyć się nowego języka, ja od dwóch tygodni maluję ściany w kuchni i brak mi zapału, aby to skończyć.

Fotografka zawsze lubiła oglądać wszelkie filmy katastroficzne, o trzęsieniach ziemi, tornadach, zarazach i innych katastrofach naturalnych. – Teraz ciekawym przeżyciem jest uczestnictwo w takim filmie niejako od środka. U mnie to coś pomiędzy „O, popatrzę sobie, jak statek tonie”, a myślą „Halo, ja też tu jestem”. Jednak nawet ja z moją katastroficzną wizją świata jestem daleka od tego kolektywnego umartwiania się. Myślę, że ten kryzys kiedyś minie i wszystko się ułoży. Pewnie inaczej niż sobie wyobrażaliśmy – opowiada.

Didżej w domu

Ewa Pachnowska jest didżejką i regularnie pojawia się w toruńskich i włocławskich klubach jako DJ Wea. Podczas epidemii, kiedy lokale odwołały wszystkie swoje imprezy, postanowiła na żywo nadawać ze swojego mieszkania. Dlaczego? – Pierwszy powód to własna potrzeba, ze zwykłej miłości do muzyki, tęsknoty za emocjami, ludźmi. Drugi powód – robię to dla innych, bo ludzie chcieli chwili z muzyką w całej tej dezorientacji i strachu. Sporo osób pytało, kiedy zacznę transmisje na żywo. I tak szczerze myślę, że spora część z nas potrzebuje teraz muzyki – opowiada didżejka.

Fot. Ewa Pachnowska

Jej internetowe sety powstawały spontanicznie i oddawały jej nastrój, jaki miała tego konkretnego wieczora. – Chciałam przekazać, że damy radę i wszystko wróci w końcu do normalności – mówi torunianka.

Co sprawiło jej największą radość podczas tych transmisji? – Gdy widziałam, że mój przekaz muzyczny działa. Gdy moja 50-letnia sąsiadka przy mocniejszych utworach pisała mi: „Nie wiem, jak się to tańczy, ale będę wygimnastykowana. Dawaj, Ewa!” – mówi.

Soundtrack do apokalipsy

Nie próżnowali muzycy – epidemia nie pokrzyżowała ich planów wydawniczych. Manchester w warunkach domowej izolacji nagrał klip do utworu „Bo życie ma smak”. Antywyborczą piosenkę „Krwawe wybory” nagrał Rupi, a w rozmaite akcje dobroczynne zaangażowali się Joanna Czajkowska i Bartosz Staszkiewicz. Atem i Tacher dali koncerty na Facebooku.

W kwietniu ukazała się „Matka wszystkich bomb”, druga płyta zespołu Nietrzask. – Album jest krótki, ale solidny – zapowiadają muzycy. – Najlepszy materiał, jaki mogliśmy nagrać w tym budżecie. Płyta zaangażowana – ekonomicznie, społecznie i chyba nawet politycznie, jeśli się dobrze wsłuchać. Mamy nadzieję, że nie będzie waszym soundtrackiem do apokalipsy, ale nie da się ukryć, pasuje jak ulał.

Debiutancką płytę w maju wydał zaś zespół Bladysolo. „Wschód” promuje w internecie klip do piosenki „Wschód”.

Formacja 3. Piętro zaprosiła zaprzyjaźnionych muzyków do zabawy – mieli przygotować minutowy fragment, z którego zespół zmontował później piosenkę do wiersza Marcina Jurzysty.

Związani z Toruniem artyści chętnie też brali udział w #Hot16challenge – to wyzwanie polegające na nagraniu 16 wersów i nominowaniu kolejnych osób do akcji, które mają nagrać i udostępnić swój kawałek w 72 godziny. Druga edycja rapowanej akcji to nie tylko nagrywanie muzyki, ale również pomoc w walce z koronawirusem. Zarówno nominowani, jak i fani mogą wpłacać pieniądze na pomoc pracownikom służby zdrowia. W Toruniu w akcję zaangażowali się m.in. Małpa, Bryndal, Paweł Jaworski.

W przedsięwzięciu nie wzięli udział muzycy Jesieni, których do zabawy nominowała formacja Wczasy. – Uznaliśmy, że zabawa doszła do nas w momencie, w którym topiła się już w sosie z żenady oraz słabego kabaretu – napisali artyści na swoim Facebooku.

Od akcji wymówił się także Tomasz Organek. – Szczera akcja została w ostatnim czasie skrajnie upolityczniona, wykorzystana do prowadzenia kampanii wyborczej oraz stała się nośnikiem mowy nienawiści i dezinformacji. Nie godząc się na podobne zachowania i postawy, wybieramy ciszę. Całej służbie zdrowia życzymy siły, wytrwałości i refluksu z budżetu TVP. Dziękujemy za Waszą wspaniałą pracę – napisał z muzykami ze swojego zespołu.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPoznamy dziś pięciu kandydatów na I prezesa SN? Jest na to szansa
Następny artykułKolejka ustawiała się po truskawki