A A+ A++

Jedna z gliwickich firm zafundowała porsche carrera za ponad pół miliona jako auto do… rehabilitacji swojemu głównemu specjaliście ds. organizacyjno-gospodarczych, poinformował portal auto.dziennik.pl. Specjalista ma 73 lata, umiarkowany stopień niepełnosprawności i żonę. Żona jest w spółce wspólniczką, co jest tu tylko małym, nic nieznaczącym szczegółem.

 
Cudze pieniądze mnie nie obchodzą. Niech sobie prywatna firma kupuje swoim specjalistom bugatti, lamborghini, rolls-royce’a. Ale jeśli bierze na to z funduszu, który pozwala pominąć należny państwu podatek, wtedy, jako obywatelkę, już mnie to rusza.

Okazuje się, że samochód marki Porsche 911 Carrera S to świetny pojazd służbowy dla osoby w wieku podeszłym, mającej problem z nogą i biodrem. Tak uznała gliwicka firma i na kupno wykorzystała pieniądze z Zakładowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Bo, dzięki niskiemu zawieszeniu, auto umożliwia wygodne wsiadanie i wysiadanie. Jest więc idealne w rehabilitacji.

Jasne.

 
Ma też doskonałe wnętrze, jest najeżone nowymi technologami, zwinne, szybkie, efektowne, a osiągi ma niemal kosmiczne. W rehabilitacji, szczególnie te osiągi, przydadzą się na pewno.

O nie – porsche dla męża wspólniczki w spółce to naruszenie warunków korzystania ze środków funduszu. Uznali urzędnicy ze skarbówki i marzenia specjalisty o „porszaku” rozwiali.

Fiskusa, wiadomo, wszyscy się boją. Ale nie gliwicka firma. Złożyła więc, jak informuje auto.dziennik.pl, zażalenie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach. Co osobiście uznaję już za szczyt bezczelności.

Na szczęście sędzia wykazał się logiką i stwierdził, że przecież porsche nie zostało przystosowane do potrzeb osoby niepełnosprawnej. A poza tym… specjalista ds. organizacyjno-gospodarczych, by wykonywać swoje obowiązki, nie musi jeździć AŻ carrerą. Nie jest auto jego miejscem pracy oraz głównym narzędziem. Tyle w temacie.

Tu mogłabym zakończyć. Jest jednak na tym torcie wisienka i muszę ją zjeść. Bo oto na portalu auto.dziennik.pl czytam, że…

 
Zgodę na wydanie zaświadczenia o pomocy „de minimis” (pomoc publiczna, której udziela się przedsiębiorcom i której nie trzeba zgłaszać Komisji Europejskiej) wydał gliwickiej firmie Prezydent Miasta Gliwice. Tak się składa, że było to za kadencji Zygmunta Frankiewicza, dziś senatora. Po interwencji skarbówki miasto, już za kadencji Adama Neumanna, decyzję tę unieważniło. I mimo że firma raz jeszcze (kolejny szczyt bezczelności) zwróciła się o zgodę na „de minimis”, już jej nie otrzymała.

Najwyraźniej miasto, wydając wcześniej zgodę, uważało, jak kiedyś Rzymianie, że „prawo nie troszczy się o drobiazgi”. A czymże jest rehabilitacyjny „porszak”, podarowany przez spółkę mężowi wspólniczki, jak nie drobiazgiem? Pomoc była na tyle drobna, że przecież ani zasadom wolnego rynku nie zagroziła, ani państwa nie zubożyła, ani obywatelom nie zaszkodziła.

Dobrze, że sędzia i fiskus te opary absurdy rozwiali…

Marysia Sławańska

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZmiany cen biletów PKP Intercity. Tak dużych podwyżek nie było od kilku lat. Pasażerka: “I znowu samochodem będzie taniej”
Następny artykułSześcioletni chłopiec postrzelił nauczycielkę w Wirginii