Koronawirus spowodował na całym świecie drastyczny spadek rezerwacji lotniczych, ale jednocześnie napędził klientów firmom oferującym wynajęcie prywatnych odrzutowców.
Najszybciej rośnie popyt na takie usługi w Azji i w Stanach Zjednoczonych. Minimalny wzrost liczby pasażerów korzystających z prywatnego transportu lotniczego zanotowano także na warszawskim Lotnisku Chopina. Wprawdzie liczba takich operacji w lutym 2020 r. w stosunku do tego samego miesiąca rok wcześniej wzrosła symbolicznie (z 177 w 2019 do 179 w 2020 r.), ale pasażerów w tym roku było o 11 więcej (620 w porównaniu z 609 w 2019 r.). – Nie widzę jakiegokolwiek ożywienia na tym rynku w Polsce – mówi Bartłomiej Rzepecki, prezes Jet Partner, firmy zajmującej się wynajmowaniem samolotów. Jego zdaniem, jeśli jest jakikolwiek ruch w górę, to oznacza, że właściciele prywatnych samolotów, których w Polsce przybywa, wykorzystują swoje maszyny częściej niż poprzednio. – Naprawdę duży popyt na takie podróże mieliśmy jakieś siedem, osiem lat temu – dodaje.
CZYTAJ TEŻ: Sondaż: Czy koronawirus wpłynie na plany wakacyjne Polaków?
Za to w Azji takich lotów jest coraz więcej, bo ludzie jednak czasami nie mogą zrezygnować z podróży, a chcą unikać samolotów rejsowych ze względu na zagrożenie chorobą. I niekoniecznie są to małe grupy. Czarterowa firma Victor wykonująca takie usługi na całym świecie kilka dni temu uzyskała zamówienie na przewiezienie 50 osób z Tokio do Los Angeles. Oczywiście mogły one polecieć rejsowym samolotem, ale nie chciały ryzykować kontaktu z innymi pasażerami na lotnisku Haneda w Tokio czy potem w samolocie, na którego pokładzie może być nawet 300 osób. – Popyt jest przede wszystkim na rejsy długodystansowe – mówi Richard Lewis, prezes Insignia Group, firmy wyspecjalizowanej w organizowaniu podróży dla zamożnych klientów.
Nie jest to tania usługa. Podróż 12 osób na pokładzie samolotu Gulfstream IV to wydatek około 140 tys. złotych. Gdyby zdecydowały się one na podróż w podobnych warunkach, czyli pierwszą klasą linii komercyjnej, każda z nich zapłaciłaby po 10 tys. dolarów. Ale w wypadku gulfstreama ryzyko zarażania się jest mniejsze. Inna firma czarterowa, JestSetGroup, w styczniu wykonała 150 rejsów dalekiego zasięgu. W lutym ta liczba zwiększyła się o jedną czwartą. – Prognozujemy, że epidemia utrzyma wysoki popyt, bo nasi klienci nie chcą latać samolotami rejsowymi. A niektórzy z nich muszą się pojawić w swojej fabryce, w sklepie albo postanowili pojechać w jakieś bezpieczne miejsce na wakacje. Wtedy wolą zapłacić więcej i nie narażać się na zarażenie – uważa Steve Orfali, założyciel i właściciel JetSet Group. I przyznaje, że epidemia koronawirusa napędziła mu klientów, którzy wcześniej nie korzystali z takiej formy transportu. – Ale nasi klienci także tracą pieniądze z powodu koronawirusa i wkrótce nie będą tacy skłonni wydawać tysięcy dolarów na podróże. To nie jest dobry czas dla nikogo – przyznaje. W lotach do Chin zasadą jest, że jeśli prywatny samolot przywiezie pasażerów, to nie czeka na nich na chińskim lotnisku, ale odlatuje … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS