To, że w Lechii nie płaci się regularnie, jest już ponurą tradycją. Brak płynności finansowej stał się wręcz synonimem klubu pod rządami Adama Mandziary. Wielokrotnie skutkowało to karami Komisji Licencyjnej PZPN, a przykłady można mnożyć.
Przypomnijmy tylko te z dwóch ostatnich lat. W grudniu 2017 r. zespół stracił jeden punkt w ligowej tabeli, a do tego doszła grzywna w wysokości 200 tys. zł. Problemy z regularnym płaceniem pensji piłkarzom ciągnęły się wówczas praktycznie przez cały sezon 2017/18, przez moment zastanawiali się oni nawet nad jakąś formą protestu.
Nieciekawie było również w poprzednich rozgrywkach. Problemy zaczęły się nawarstwiać pod koniec roku, a w styczniu piłkarze zorganizowali coś na zasadzie ministrajku (dość specyficznego, bo ograniczył się on do braku rozmów z dziennikarzami). Wówczas opóźnienia sięgały trzech, a w pewnym momencie nawet czterech miesięcy. Ostatecznie pożar udało się ugasić i z czasem wszystkie zaległości zostały uregulowane. Na dodatek klub przekazał informację o wdrożeniu specjalnego planu restrukturyzacji finansów, który wreszcie miał ustabilizować ten aspekt działalności.
Lechia płaciła do września
I rzeczywiście przez jakiś czas tak było. W okresie letnim piłkarze dostawali wypłaty regularnie (konkretnie do września). Jednak nadzieja na to, że w gdańskim klubie wreszcie będzie normalnie, prysnęła w październiku. Od tego czasu zawodnicy Lechii nie zobaczyli na swoich kontach ani złotówki, zatem w tej chwili zaległości sięgają już trzech miesięcy. Do tego wciąż nie zostały wypłacone premie za wywalczenie Pucharu Polski.
Można powiedzieć, że dla piłkarzy Lechii to już norma i są do tego przyzwyczajeni. Pytani o całą sytuację tylko machają rękami i mówią: “a kiedyś było tu inaczej?”. Jednak cierpliwość też ma swoje granice.
Przypomnijmy, że w przypadku kiedy zaległości sięgają trzech miesięcy, każdy piłkarz może złożyć wniosek do Izby ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych o rozwiązanie kontraktu z winy klubu. Zawodnicy Lechii mieli już takich okazji bardzo dużo, jednak wiedzieli, że zaległości prędzej czy później będą uregulowane i unikali radykalnych rozwiązań. Na taki ruch, w którym pierwszym krokiem jest oficjalne wezwanie do zapłaty, zdecydował się tylko Rafał Wolski – na początku 2018 roku. Wówczas zaległości wobec niego zostały spłacone, ale zawodnik za karę został na jakiś czas odsunięty od pierwszego zespołu.
Klub się tłumaczy
Zatem w Lechii wszystko po staremu. Prezes Adam Mandziara po raz kolejny udowadnia, że dla niego umowy – w tym przypadku z piłkarzami – często działają w jedną stronę. To znaczy: zawodnicy muszą wywiązywać się ze swoich obowiązków zapisanych w kontraktach w stu procentach, ale on już niekoniecznie. Jest to patologia, która trwa w klubie od lat.
Jak usłyszeliśmy w klubie zaległości wobec piłkarzy spowodowane są opóźnieniami płatności od sponsorów klubu. Część wynagrodzeń zostanie wypłaconych jeszcze w tym tygodniu, reszta zostanie uregulowana prawdopodobnie do końca roku. Drużyna, tak jak wcześniej, jest na bieżąco informowana o sytuacji, a harmonogram spłat ustalany.
Pozostaje trzymać za słowo.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS