A A+ A++

Wiosną 1919 roku czereśnie i wiśnie, które zakwitły wzdłuż drogi prowadzącej do „Szpitala Pekińskiego” w Sosnowcu, nie cieszyły jak zwykle. Tak naprawdę nikt tam wtedy nie chodził. To był obszar zamknięty. Trwała walka z epidemią.

Pierwsza fala tej plagi nadeszła do Europy wiosną 1918 roku. Gwałtownie zabijała tych, którzy z pozoru byli najsilniejsi, młodych ludzi w wieku od 15 do 34 lat. Umieralność była duża. Szacuje się, że z chorobą nie było sobie w stanie poradzić nawet 12 na 100 zakażonych.

Nazywamy ją hiszpanką, ale tak naprawdę bliższe prawdy byłoby, gdy została zapamiętana jako „amerykanka”. Pierwszy przypadek został bowiem odnotowany w hrabstwie Haskell w stanie Kansas w USA w styczniu 1918 roku. Została okrzyknięta hiszpanką, bowiem uważano, że to właśnie w kraju na Półwyspie Iberyjskim odnotowano najwięcej przypadków zachorowań. Prawda jest jednak inna. W Hiszpanii tylko rozpisywano się o tej odmianie grypy najwięcej. Trwała wtedy I wojna świata, a uczestniczące w niej kraje nie chciały osłabiać morale swoich żołnierzy, publikując niewygodne dane. Neutralna Hiszpania nie miała z tym problemu. W Polsce hiszpanka najpierw zaatakowała Lwów – co stało się w lipcu 1918 roku, po miesiącu opanowała Kraków, a po dwóch Warszawę i Sosnowiec. Chorych w tym ostatnim mieście umieszczano w „Szpitalu Pekińskim”.

Pawilon gruźliczy ‘Szpitala Pekińskiego’ w Sosnowcu Narodowe Archiwum Cyfrowe

Ta założona w 1892 roku placówka mieściła się w budynku na szczycie wzniesienia. Prowadziła do niej bita, wiejska droga, która łączyła się na Sielcu z dawną „dworską drogą”.

Widok stamtąd, szczególnie wiosną, zapierał dech w piersiach. Trakt do szpitala wytyczały pnie okazałych wiśni i czereśni. Na lewo od drogi – w miejscu dzisiejszej Górki Środulskiej – ciągnęły się pola ziemniaków. Na prawo – w stronę ul. Kukułek, a może i Dańdówki rosły owies i pszenica. To roztaczał swoje włości kompleks dworsko-rolny dawnego Gwarectwa „Hrabia Renard”, który już w czasach PRL-u został upaństwowiony, a pod nazwą PGR Sielec podlegał KWK „Sosnowiec”.

Można znaleźć dwie wersje na temat tego, kto ufundował tę placówkę. Z ustnych przekazów wynika, że stało za tym właśnie Gwarectwo, do którego należały m.in. kopalnia i elektrownia. Według innych źródeł szpital stał za czasów carskiej Rosji na terenach pobliskiej Huty „Katarzyna” i miał być jej własnością.

Wybudowanie placówki zbiegło się w czasie z wybuchem epidemii cholery, która dała się we znaki szczególnie Imperium Rosyjskiemu, na skraju którego wtedy leżał Sosnowiec. Ta plaga przesądziła o tym, że wzniesiony jako wielooddziałowy szpital przekształcono w zakaźny. Pacjentów zwożono tu z całej okolicy, przede wszystkim z Modrzejowa, Niwki, Sielca, Czeladzi i Sosnowca.

Cholera zbierała tak dużo ofiar śmiertelnych, że na tyłach szpitala wytyczono cmentarz. Dzięki temu zwłok nie trzeba było transportować do innych nekropolii, potęgując przy tym strach mieszkańców. Ciała składano do grobów obok szpitala. Często bezimiennych.

– Od momentu, gdy zaczęto grzebać pierwsze ofiary tej strasznej choroby, cmentarz został całkowicie zamknięty dla osób postronnych. Część osób z mojej rodziny i znajomi twierdzili, że był zamknięty przez kilka lat, a inni, że znacznie dłużej – opowiada Janusz Maszczyk, miłośnik historii Sosnowca.

Grabarz kopał doły na zapas

Pamięć o cholerze zdążyła się już częściowo zatrzeć, gdy jesienią 1918 roku „Szpital Pekiński” musiał się zmierzyć z hiszpanką.

– Podobno wszystkie osoby, które były nawet tylko podejrzane o tę chorobę, izolowano od rodziny i umieszczano właśnie w szpitalu na górce. Z czasem utworzono wokół niego tzw. higieniczną strefę bezpieczeństwa. Obejmowała ona Sielec, Katarzynę, a częściowo także i Konstantynów. Bez ważnego powodu w te miejsca wtedy się nie chodziło – opowiada Maszczyk.

Sosnowiec nie był jeszcze wtedy skanalizowany. O dostępie do bieżącej wody też można było tylko pomarzyć. Wodę kupowano najczęściej od woziwodów. Cena za wodę pobieraną z ujęć przy ul. Czeladzkiej i ul. Górniczej nie była wygórowana – 5 groszy za wiadro. By zapobiec rozprzestrzenianiu się hiszpanki, zarządzano grupowe kąpiele w łaźni parowej sieleckiego osiedla „Renarda”. Całe rodziny rozbierały się do naga i wchodziły razem do łaźni z poczuciem trudnego do zniesienia wstydu.

Maszczyk snuje swoją opowieść, opierając się na historii zasłyszanej z ust wuja Stanisława Dorosa, który przeżył epidemię. Ten były księgowy – jeszcze w czasach kopalni Gwarectwa „Hrabia Renard” – relacjonował, jak wyglądał pochówek zmarłych z powodu hiszpanki. Nieszczęśnicy – tak jak to miało miejsce kilkadziesiąt lat wcześniej za czasów epidemii cholery – trafiali bezpośrednio ze szpitala na pobliski „cmentarz pekiński”. Działo się to z pominięciem ceremoniału pogrzebowego. Nie było nawet księdza. W kondukcie żałobnym mogła ponoć uczestniczyć jedna osoba z rodziny. Pochówkowy dół już czekał. Zmarłych było tak wielu, że zapobiegliwy grabarz kopał doły na zapas. Zanim zwłoki złożono do ziemi, specjalna ekipa sanitarna spryskiwała dół i trumnę płynnym wapnem. – Tych miejsc pochówków nigdy nie zaznaczano imiennymi tabliczkami ani nie odnotowano tego w żadnych księgach urzędowych – przytacza słowa wuja Janusz Maszczyk.

Pierwszy szpital miasta

„Szpital Pekiński” staje się miejskim w roku 1925. Wcześniej szpitale znajdowały się bowiem tylko w budynkach dzierżawionych przez władze samorządowe.

W „Sprawozdaniu z działalności Socjalistycznego Magistratu m. Sosnowca za okres od 1925-1928” czytamy, że „31 grudnia 1925 roku miasto nabyło szpital za sumę zł. 140.000 – od Zjednoczonych Zakładów Górniczo Hutniczych, Modrzejów – Hantke Spółka Akcyjna – posesję szpitala na Pekinie obejmującą 623 pręty placu zabudowanego, budynek szpitala, dom mieszkalny, portiernię, stajnię, mieszkania służby i pralnię. Wartość asekuracyjna samych budynków zł. 326.280”.

Kobieta obsługująca urządzenie znajdujące się w 'Szpitalu Pekińskim' w Sosnowcu. Końcówka lat 70.Kobieta obsługująca urządzenie znajdujące się w ‘Szpitalu Pekińskim’ w Sosnowcu. Końcówka lat 70. arch. Muzeum Schoena w Sosnowcu

Dwa lata później budynek został gruntowanie odnowiony. Starą wiejską drogę zastąpiła obok szpitala wtedy nowa szosa o długości 1480 metrów, której budowa kosztowała 115 tysięcy złotych.

– Tak naprawdę była to jednak ta sama co przedtem, wąska, jednopasmowa droga. Utwardzona tylko kruszywem z kamienia wapiennego – mówi Maszczyk.

Jak wynika ze sprawozdania magistratu, zakupiono też wtedy „wysokiej jakości sprzęt”: „aparat Roentgena, pantostat, lampę kwarcową, lampę Solux; potem zakupiono 30 nowych łóżek jednego typu oraz po trzy komplety bielizny na każde łóżko i dla każdego chorego”. Szpital miał wtedy łącznie 50 łóżek – po 25 dla dorosłych i dzieci.

Był i plan, żeby obok stanął kolejny szpital. Tym razem dla Dąbrowy Górniczej. Miasto zwróciło się nawet do koncernu „Hrabia Renard” z prośbą o wykupienie od spółki kolejnych gruntów na Pekinie. Koncern jednak odmówił, a do szpitala na górce zaczęto również przyjmować chorych spoza Sosnowca. W tamtym okresie na Pekinie działały oddziały: zakaźny, dla chorych na gruźlicę oraz weneryków. Ci ostatni od 1927 roku trafią już do szpitala wenerycznego w Będzinie.

Zapluskwione łóżka

Z czasem przy szpitalu powstają również „Dom Niemowląt na 30 miejsc”. W sprawozdaniu Magistratu m. Sosnowca poświęcono temu obiektowi barwny akapit.

Dom dla Niemowląt w SosnowcuDom dla Niemowląt w Sosnowcu arch. Wojciech Todur

„Dom został przeflancowany z Aleji przez p. Michla do trzech ubikacji po dawnem ambulatorjum Huty »Katarzyna« przy szpitalu na Pekinie. Brak jakichkolwiek urządzeń higjenicznych poza temi trzema ubikacjami, służącemi za sypialnię, jadalnię, bawialnię, łazienkę dla 30 dzieci, brak dostatecznej ilości inwentarza i bielizny, stare, połamane, zardzewiałe i zapluskwione łóżka. Oto charakterystyczna cecha Domu Niemowląt z przed 3 lat. Nic dziwnego, że w tych warunkach śmierć święciła swoje tryumfy. Zabrano się do pracy: w 1926 r. zakupiono nowe, wygodne na siatkach łóżeczka, w 1927 r. przeniesiono Dom Niemowląt do oddzielnego budynku, zajmowanego dawniej przez lekarza. Budynek ten gruntownie przerobiono, odnowiono, urządzając w nim kanalizację, wodociągi, pokój kąpielowy itd., podwyższając zarazem ilość miejsc do 40. Ze względu na przepełnienie i stale rosnące potrzeby w 1928 r. zbudowane nowe pomieszczenie dla 80 dzieci, urządzając go według wszelkich najnowszych zasad techniki i higjeny stosowanych zagranicą”.

Planowanej rozbudowy „Pawilonu gruźliczego” nie udało się zrealizować, bo wybuchła II wojna światowa. – To w tym szpitalu – w tajemnicy przed Niemcami – byli leczeni członkowie Armii Krajowej. To także tam – o czym wspomina płk Zygmunt Walter Janke, komendant Okręgu Śląskiego AK – Armia Krajowa wykonywała wyroki śmierci na osobach, które ponoć jawnie współpracowały z okupantem niemieckim – mówi Janusz Maszczyk.

Doktor Judym w spódnicy

Po 1945 roku szpital składał się trzech niezależnych budynków oraz portierni. Na szpitalnym terenie było też miejsce dla apteki oraz małego ogrodu.

Usytuowanie budynków na terenie 'Szpitala Pekińskiego'. Brama awaryjna znajdowała się od strony ulicy ZaruskiegoUsytuowanie budynków na terenie ‘Szpitala Pekińskiego’. Brama awaryjna znajdowała się od strony ulicy Zaruskiego Gazeta Wyborcza

Dobrym duchem szpitala stała się w tamtym okresie dr Nadzieja Berdo. Ta urodzona na terenie dzisiejszej Białorusi lekarka, w 1936 roku wygrała konkurs na ordynatora oddziału chorób płuc i spędziła w sosnowieckiej placówce prawie 22 lata. Ostatnie trzy, aż do śmierci, była w niej dyrektorem. Z powodu bezinteresowności i oddania pacjentom nazywano ją doktorem Judymem w spódnicy. Choć z poświęceniem walczyła o życie każdego chorego, zgonów wśród gruźlików było tak wiele, że szpital na Pekinie w powszechnym odczuciu był umieralnią, a nie lecznicą.

– O zarządzanej przez Berdo placówce krążył przerażający mit. Mówiło się, że już samo tylko skierowanie na dalsze leczenie do tego szpitala było tożsame ze śmiercią pacjenta. Szpital miał więc wyjątkowo złą renomę wśród mieszkańców z Sosnowca, a szczególnie wśród tych z pobliskich dzielnic – mówi Maszczyk.

Mury pamiętały tyle cierpienia, że powtarzano także, że „na Pekinie” straszy. Pracująca w szpitalu siostra zakonna zaklinała się, że słyszała psa, który ziajał i ciągnął za sobą łańcuch po szpitalnych schodach. Pewnej nocy pacjenci słyszeli również, jak w usytuowanej w podziemiach kuchni o ziemię gruchnęło setki blaszanych talerzy. Co odważniejsi zeszli wtedy na dół uzbrojeni m.in. w szczotki na kijach. Liczyli, że zobaczą uchylone okno i buszującego na dole psa. O dziwo, okno było zamknięte, a talerze stały na blacie w najlepszym porządku… Po tym zdarzeniu część pacjentów i pracowników szpitala zażądała wizyty księdza. Duchowny przybył i święcił salę po sali…

Wyburzanie 'Szpitala Pekińskiego' w Sosnowcu. Rok 1979Wyburzanie ‘Szpitala Pekińskiego’ w Sosnowcu. Rok 1979 arch. Muzeum Schoena w Sosnowcu

Berdo pozostała wierna szpitalowi aż do śmierci w roku 1958. Pochowano ją na prawosławnym cmentarzu przy ul. Smutnej, a szpital, w którym pracowała, został nazwany jej imieniem. Dobrą opinią cieszył się też kolejny dyrektor, dr Bolesław Broński. Zapamiętano go jako dystyngowanego, niezwykle kulturalnego. Przechadzał się po szpitalu, podpierając nienagannie wypolerowaną laseczką.

Nie brakowało pacjentów, którzy spędzali w szpitalu całe miesiące. Stęsknione rodziny szukały sposobu, jak dostać się na teren placówki. Tam, gdzie kończył się mur, a droga wiodła do prosektorium i dalej, do kamieniołomu – który służył w pewnym okresie za zlewnię szpitalnych ścieków – stały czasem wzdłuż ogrodzenia wiadra i większe kamienie, po których najodważniejsi przeskakiwali na drugą stronę, do swoich bliskich. Miejscowi do dziś wspominają przypadek pewnej chorej na gruźlicę, której mąż sprawił przenośną drabinkę. Kobieta nocą opuszczał teren szpitala, gotowała i opierała swoją rodzinę, a na dzień wracała odespać za szpitalny mur.

Wycięto wszystkie czereśnie

Placówka przetrwała do 1979 roku, gdy ku zaskoczeniu mieszkańców – budynki szpitalne były bowiem w dobrym stanie – zamknięto ją, a z czasem zburzono. Do dziś przetrwała tylko podmurówka ogrodzenia, dawne budynki mieszkalne administracji szpitalnej oraz przynależne do nich komórki. Wcześniej – bo na przełomie lat 60. i 70. ku rozpaczy wielu sosnowiczan wycięto co do pnia piękne czereśnie i wiśnie, które rosły wzdłuż wiejskiej drogi prowadzącej do szpitala na górce. Ostatnich niemych świadków czasów epidemii cholery i hiszpanki.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWYWIAD. Szef MSZ o szczegółach ustawy o służbie zagranicznej
Następny artykułZobacz, jak załogowa kapsuła szefa Amazonu sięga przestrzeni kosmicznej