A A+ A++

Tak chyba najlepiej określić dzień, w którym spotyka się 1 kwietnia znany jako prima aprilis z wielkanocnym lanym poniedziałkiem. To dobry czas, aby spędzić ten dzień radośnie, z przymrużeniem oka i zachowaniem dystansu do nieszkodliwych żartów.

Podtrzymując tradycję

Powody do spędzania tego dnia w dobrym humorze są co najmniej dwa. Pierwszy powód przypomina, że 1 kwietnia zwyczajowo dozwolone jest opowiadanie zmyślonych historii i dowcipów, strojenie sobie żartów w celu wprowadzenia w błąd najbliższego otoczenia. Zwyczaj prima aprilisowych psot został przyniesiony do nas z Niemiec. Jednak najwcześniejsze znane poświadczenie prima aprilis znajduje się we francuskim dziele Doctrinal du temps présent Pierre’a Michaulta z 1466 roku. Znana we Francji jest hipoteza wiążąca datę 1 kwietnia z reformą kalendarza, która miała miejsce w XVI wieku. Wcześniej w dużych europejskich miastach i regionach rok rozpoczynał się w różnych terminach – np. Boże Narodzenie obchodzono 1 marca i 25 marca, co odpowiadało według kalendarza juliańskiego Nowemu Rokowi. Zwłaszcza 25 marca był związany ze świętem Zwiastowania Maryi i z tradycją wymiany prezentów noworocznych. We Francji rok kalendarzowy rozpoczynał się w różnych terminach w zależności od prowincji, ale w tych, w których rozpoczynał się 25 marca, powszechne było przedłużanie świąt do 1 kwietnia. Dopiero w 1564 roku król Karol IX zadecydował edyktem z Roussillon, że od roku wydania edyktu, rok będzie rozpoczynał się 1 stycznia, co zostało uwzględnione w 1582 roku w kalendarzu gregoriańskim papieża Grzegorza XIII. To spowodowało liczne komplikacje społeczne. Legenda głosi, że wiele osób miało trudności z przystosowaniem się do nowego kalendarza, inni nie zdawali sobie sprawy ze zmiany i nadal świętowali 1 kwietnia zgodnie ze starą tradycją. Aby się z nich naśmiewać, niektórzy skorzystali z okazji, aby opowiedzieć głupcom historie do śmiechu i dać im sztuczne ryby odpowiadające końcowi Wielkiego Postu.

Prima aprilis

Tak narodził się Prima Aprilis, zwany też dniem głupców, dniem tych, którzy nie akceptują rzeczywistości lub widzą ją inaczej. Początkowo ludzie ukradkiem wieszali prawdziwą rybę na plecach ofiary żartu, a ponieważ ofiary nie zauważyły tego od razu, z upływem czasu ryby stawały się coraz bardziej lepkie i śmierdzące. Po zidentyfikowaniu dowcipnisia, za taki żart poszkodowany otrzymywał prezent. Współcześnie zwyczaj ten funkcjonuje we Francji w postaci zminimalizowanej i wiąże się z radosnym pożegnaniem ryb, których po przebytym przed Wielkanocą 40-dniowym poście wszyscy mieli dosyć, co jest nieco podobne do obchodzonego niegdyś na ziemiach polskich, ale w wielkim tygodniu „pożegnaniu śledzia”. W związku z tym za żart na prima aprilis uważa się nadal we Francji powieszenie w sposób niezauważalny ryby – zazwyczaj wykonanej z papieru lub sztucznej – na plecach osoby, z której chciało się zażartować. Po odkryciu dowcipnisia pada okrzyk: “Prima aprilis!”.

Prima aprilis na ziemiach polskich początkowo praktykowany był na dworach przez szlachtę i upowszechnił się u nas w XVI wieku. Oprócz żartów i kalamburów słownych, przesyłano sobie zabawne prezenty, liściki i paczki z dopiskiem: „prima aprilis”. W XVII i XVIII wieku drukowano też okolicznościowe kartki z zabawnymi wierszykami, których funkcję przejęły obecnie przesyłane przez internet filmiki z żartami i memy. Zwyczajem 1 kwietnia stało się również tworzenie mistyfikacji w mediach, czy to w prasie, telewizji, czy przez portale internetowe.

Śmigus-dyngus

Drugi powód do radosnych psikusów to przypadający na wielkanocny poniedziałek śmigus-dyngus. Pierwsze wzmianki źródłowe o tym zwyczaju pochodzą z XV wieku i według tradycji polegały głównie na wzajemnym oblewaniu się wodą. Polewano się różnie – na dworach paroma kropelkami wody perfumowanej, na wsiach wiadrami i konewkami. Zawsze jednak było ważne, żeby nie przesadzić i oblewając kogoś nie zrobić mu krzywdy lub przykrości. Zmarginalizowany współcześnie „śmigus-dyngus” stanowił odrębne niegdyś obrzędy ludowe, którym nadano nazwy niemieckiego pochodzenia. Słowo „śmigus” pochodzi bowiem od schmechen – „bić” i Ostern – „Wielkanoc” i oznacza dotykanie się, uderzanie i smaganie rozwiniętymi, zielonymi gałęziami. Słowo „dyngus” pochodzi od dingen, czyli „wykupywać”. Przypominało wesołą kwestę wielkanocną połączoną z włóczeniem się młodzieży męskiej w przebraniach z różnymi rekwizytami takimi jak baranek, czy kurczak, które zazwyczaj połączone było z oblewaniem wodą panien na wydaniu. Z czasem obydwa te obrzędy zostały połączone i tak powstał śmigus-dyngus, który często był postrzegany jako część obrzędów matrymonialnych.

Tradycja wskazuje, że takiego dnia jak dzisiaj, nikt nie powinien chodzić z zachmurzoną miną a salwy śmiechu powinny wybuchać wyłącznie na zdrowie, czego wszystkim życzymy.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrzestrzegaj tych zasad. Magnolia co rok będzie obsypywać się kwiatami
Następny artykułLech pod presją, historia mu nie sprzyja