Osiedlem, nazywanym przez złośliwych “Zatoką Czerwonych Świń”, wstrząsnęła wieść o planach poważnej przebudowy. Marta Marczak ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze (MJN) alarmowała, że należący do Skarbu Państwa deweloper – Polski Holding Nieruchomości – zamierza zrównać z ziemią 23 budynki.
Mamy kryzys mieszkaniowy, a państwowy deweloper chce burzyć budynki, w których mieszkają ludzie – krytykowała inwestycję Marczak we wpisie na platformie X.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
“Takich rzeczy się nie robi”
Członkini MJN jest najgłośniejszą przeciwniczką wyburzeń. Mieszka na wilanowskim osiedlu, ale nie w strefie przeznaczonej do likwidacji. – Obawiam się, że nowe bloki nie wkomponują się w okolicę – tłumaczy w rozmowie z WP Finanse Marta Marczak.
O co chodzi? Nazwę “Zatoka Czerwonych Świń” warszawiacy ukuli, bo pierwszymi mieszkańcami zbudowanego w latach 80. osiedla była PRL-owska partyjna wierchuszka i zagraniczni dyplomaci. Inwestycja była przeprowadzona z dużym, jak na ówczesne czasy, rozmachem. I docenianą do dzisiaj modernistyczną architekturą.
Zatokę można podzielić na dwie “zatoczki”. Część ograniczona ulicami Lentza, Królowej Marysieńki i Marconich zarządzana jest przez Polski Holding Nieruchomości. To właśnie ona, niemal w całości, ma trafić do rozbiórki.
Po drugiej stronie ulicy Marconich znajduje się dalsza część osiedla. Utrzymana w tej samej modernistycznej stylistyce, choć wyróżniająca się żółtą kolorystyką. Ta część zarządzana jest już przez wspólnoty, a mieszkania mają prywatnych właścicieli.
Wartość architektoniczna osiedla sprawiła, że głos w sprawie wyburzeń zabrał Filip Springer. Autor wielu reportaży poświęconych architekturze skrytykował plany PHN.
Takich rzeczy już się po prostu nie robi. Lacaton&Vassal (biuro architektoniczne – przyp. red.) za modernizację takich bloków dostali kilka lat temu Pritzkera (prestiżowa nagroda architektoniczna – przyp. red.) – zauważył Springer.
Uroki osiedla docenia również kinematografia. Pod jednym z budynków ustawiono dźwig, który doświetla wnętrze mieszkania, pełniące rolę planu. – Nasze osiedle jest miejscem prac wielu ekip filmowych. Nawet dziś jest tu plan filmowy – potwierdza Marta Marczak.
Deweloper: zburzymy, ale postawimy nowe
PHN ma jednak w ręku poważny argument. Holding twierdzi, że stan obecnych budynków jest opłakany. Deweloper zamierza więc wyburzyć 23 bloki, a w ich miejsce postawić 16 nowych, z 600-800 mieszkaniami w średnim standardzie. Nowe lokale, tak samo jak stare, trafiłyby na wynajem.
Na papierze inwestycja wygląda obiecująco. Sęk w tym, że nie wszyscy wierzą w zapewnienia państwowego holdingu. Magdalena Biejat zaatakowała PHN pisząc, że spółka zamierza po wyburzeniach oddać teren prywatnym deweloperom.
PHN zaprzeczył. W odpowiedzi na zarzuty kandydatki na urząd prezydenta Warszawy spółka obiecała więcej zieleni, a także 0,5 hektara “terenu wypoczynkowego” i przedszkole. Łącznie pod zabudowę mieszkalną przeznaczono 36 tys. mkw., a handlowo-usługową 3 tys. mkw.
To chichot losu. Na naszym osiedlu miało już powstać jedno przedszkole. Teren przeznaczony pod jego budowę trafił jednak w ręce inwestora, który zbudował w tym miejscu apartamentowiec – kontruje Marczak.
MJN podkreśla, że ceny nieruchomości w części zarządzanej przez wspólnoty mieszkaniowe “sięgają cen rynkowych”, co zdaniem stowarzyszenia pokazuje, że przy dbałości o stan osiedla może być ono w pełni zdatne do zamieszkania. I to bez wyburzania istniejącej zabudowy.
Ale to nie wszystko. Przewodniczący MJN Jan Mencwel pokazał zrobione wieczorem zdjęcie jednego z bloków, w którego oknach pali się światło. Twierdzi, że obnaża to krążące w sieci fake newsy, że wilanowskie bloki to “pustostany”, których trzeba się jak najszybciej pozbyć.
Zatłoczone osiedle bez ludzi
Czy osiedle jest wymarłe? I tak i nie. Na zewnątrz, między budynkami, panuje sielski spokój. Mimo ładnej słonecznej pogody, spacerujących jest jak na lekarstwo. Po krótkiej rozmowie okazuje się zresztą, że większość z nich jest tu tylko przelotem.
Z drugiej strony, spacer między blokami wystarczy, by przekonać się, że wiele mieszkań jest obecnie zajętych. Na balkonach suszy się pranie, na jednym z nich pojawił się nawet parasol słoneczny. Niektóre drzwi balkonowe są uchylone. O obecności mieszkańców świadczyć może też duża liczba niedopałków, jaką można znaleźć w śmietnikach ustawionych przed każdym z bloków.
Próbujemy zajrzeć do środka jednego z budynków. PHN pisze w swoim oświadczeniu o “zdegradowanych” blokach. Na klatce schodowej widać jednak nienagannie utrzymane marmurowe schody. O poręcz oparty jest mop.
– To nie jest tak, że wnętrza są zrujnowane – słyszymy od mężczyzny wychodzącego z klatki.
Okazuje się być konserwatorem wind. Te są ponoć zamontowane nawet w 3-piętrowych budynkach, co nie jest oczywiste w świetle dzisiejszych, zdecydowanie wyższych niż w PRL, standardów mieszkaniowych.
Nasz rozmówca zapewnia, że we wszystkich blokach windy wciąż są sprawne. Każda z nich została zamontowana w tym samym czasie – w 1987 r. Sprawdzamy jedną z nich. Działa, choć jest mocno wyeksploatowana.
Mogę zapewnić, że te budynki są pełne ludzi – dodaje konserwator. – Zdecydowana większość z nich to cudzoziemcy, być może uchodźcy. Choć w tym bloku na końcu (wskazuje palcem – przyp. red.) widziałem bardzo dużo Hindusów – opowiada.
Rzeczywiście. Wśród osób, które mijają mnie w wąskich osiedlowych uliczkach, słychać język ukraiński, a część z nich ma śniadą cerę. Po osiedlu krążą kurierzy aplikacji dostarczających jedzenie. Zatrzymując się na chwilę na parkingu, można natrafić na osoby pieczołowicie pucujące samochody z napisem Uber na dachu.
Podchodzimy do postawnego człowieka w średnim wieku, który w dresie, lśniąco białych skarpetach i klapkach pali przed blokiem papierosy. – Jestem tu w delegacji – lekko speszony mężczyzna ze wschodnim akcentem natychmiast ucina dyskusję i wraca do środka.
Stali mieszkańcy osiedla nie potrafią powiedzieć, kiedy i jak cudzoziemcy zostali ich sąsiadami.
Słyszałam, że po wybuchu wojny w Ukrainie mieszkańcy apelowali do PHN, by udostępnić puste lokale uchodźcom. Odzewu jednak nie było. Mniej więcej rok później mieszkania zapełniły się jednak nowymi lokatorami – opowiada nam Marta Marczak.
Inicjatorka protestu w sprawie wyburzeń podkreśla jednak, że różnorodność jest w pewnym sensie wpisana w historię osiedla. – Moi sąsiedzi wspominają, że kiedyś mieszkania były wynajmowane przez pracowników ambasad. Pojawiali się mieszkańcy z różnych rejonów świata – mówi członkini MJN.
Jak dodaje, choć na osiedlu pojawiło się mnóstwo nowych mieszkańców, nigdy nie czuła się zagrożona. Mieszkańcy wilanowskiego osiedla nie są jednak w tej sprawie jednomyślni. – Myślę, że pomogłoby lepsze oświetlenie i monitoring w części osiedla zarządzanej przez PHN – podkreśla Marczak.
Każdy z nas chce, by w blokach naprzeciwko mieszkali ludzie. Chcemy mieć sąsiadów – przekonuje aktywistka.
Kto mieszka w blokach do wyburzenia?
PHN poinformował nas, że mieszkania wynajmuje głównie w formule najmu instytucjonalnego. Umowy zostały zawarte z kilkoma firmami, które podnajmują lokale pracownikom sezonowym.
“Wzrost zainteresowania takiego rodzaju usługami jest przejściowy, zauważalny od dwóch lat, co jest związane głównie z toczącą się wojną w Ukrainie. Osobom, które obecnie użytkują lokale nie przysługuje prawo własności i związane z nim prawo do lokalu zastępczego” – informuje holding w odpowiedzi na nasze pytania.
Jego przedstawiciele są dalecy od optymizmu w kwestii modernizacji bloków. Podkreślają, że stan klatek schodowych nie odzwierciedla faktycznej kondycji budynków. Te mają bowiem wymagać generalnego remontu konstrukcji, wymiany dachów, elewacji, termomodernizacji, a także wymiany wszystkich wewnętrznych instalacji.
Lokale w budynkach przeznaczonych do wyburzenia od kilku lat nie mogą znaleźć najemców, m.in. ze względu na niski standard, nieprzystający do obecnych oczekiwań klientów – twierdzi PHN.
Przedsiębiorcy nie słyszeli o wyburzeniach
Na osiedlu Wilanów III swoje miejsce znaleźli jednak nie tylko uchodźcy. Wiele bloków trafiło do wynajmu dla prywatnych firm.
– Tu nikt nie mieszka, rodzice dojeżdżają do nas z zewnątrz. Wszędzie dookoła przedsiębiorcy – zapewniają nas panie z przedszkola dla dzieci z niepełnosprawnościami zlokalizowanego na osiedlu.
Firmowych szyldów jest rzeczywiście wiele. Trudno jednak oszacować rzeczywistą liczbę najemców. Część banerów mocno nadgryzł już ząb czasu. Budynki, w których przedsiębiorstwa mają swoją siedzibę, wyglądają na nieużywane od dawna. Z elewacji wystają kable, okna i przeszklone drzwi nie widziały wody od wielu miesięcy, jeśli nie lat. Mocno zniszczona jest nawet tabliczka z nazwą ulicy. Jedna z firm wprost poinformowała na drzwiach, że przeniosła się w inne rejony Warszawy.
Wśród tych, którzy na osiedlu zostali, wielu nie słyszało o planach burzenia budynków. W holu Hotelu Wilanów pokazujemy recepcjonistce mapę wyburzeń z zaznaczonym wieżowcem, do którego właśnie weszliśmy.
Jest pan pewny, że chodzi o nas? Nic nie słyszałam. Mamy rezerwacje od studentów z Bookingu na rok do przodu. Jeżeli ma dojść do jakichś wyburzeń, to na pewno odległa sprawa – przekonuje pracowniczka hotelu.
I coś w tym jest. Projekt budowy osiedla niemal od zera jest w bardzo wstępnej fazie realizacji. Państwowy deweloper dostał zgodę od Biura Edukacji i Biura Mienia i Skarbu Państwa. Trwają przygotowania do wystąpienia o decyzję środowiskową.
PHN podkreśla, że uzyskiwanie wszystkich zgód to perspektywa kilkuletnia, a po zatwierdzeniu projektu do realizacji najemcy dostaną z wyprzedzeniem informację o konieczności wyprowadzki.
Już teraz widać jednak, że każdy krok tej realizacji wzbudzać będzie potężne emocje.
Adam Sieńko, dziennikarz WP Finanse i money.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS