A A+ A++

Nie ma jakiegoś murowanego faworyta. Nie jest tak, jak przed igrzyskami w Vancouver w 2010, Soczi 2014 czy Pjongczangu 2018, gdy mogliśmy liczyć na konkretnych zawodników. Czy to Adama Małysza, czy Justynę Kowalczyk, czy potem Kamila Stocha – mówi Salonowi 24 Łukasz Jachimiak, dziennikarz Sport.pl.

Jakie są największe szanse Polaków na medale w Pekinie, powiedzmy – pięć największych naszych szans medalowych?

Łukasz Jachimiak: Aż pięć? Nie wiem, czy doliczymy się aż tylu. Na pewno nie ma jakiegoś murowanego faworyta. Nie jest tak, jak było przed igrzyskami w Vancouver 2010, Soczi 2014 czy Pjongczang 2018, że mieliśmy pewniaków – Adama Małysza, Justynę Kowalczyk i Kamila Stocha.

Przeczytaj też:

Mariusz Kamiński wydał pilne oświadczenie. Chodzi o wyjaśnienia ws. Pegasusa

Stoch startuje w tegorocznych igrzyskach.

Tak, ale jeśli chodzi o skoki narciarskie, nasi reprezentanci notują najgorszy sezon od sześciu lat, od ostatniej zimy za kadencji Łukasza Kruczka. I dziś medalu wykluczyć oczywiście nie można, byłby on jednak historią wręcz filmową. Szczególnie w przypadku Kamila Stocha. Gdyby po wycofaniu z Turnieju Czterech Skoczni przez totalną niemoc i po później kontuzji w Zakopanem zdobył ponownie medal olimpijski, byłaby to historia wręcz na scenariusz hollywoodzkiego hitu. W innych dyscyplinach mamy zawodników będących w światowej czołówce, ale nie są to murowani kandydaci do medali. Choć oczywiście kilka szanse jest.

Kto ma największe?

Największe szanse na medale ma Natalia Maliszewska. Ona sama mówi, że stać ją na medal na trzech dystansach. A z polskiego obozu dochodzą wiadomości, że doskonałe rezultaty uzyskuje na treningach na 500 i 1000 metrów. Super, jednak trzeba pamiętać, że short track to bardzo niewdzięczna dyscyplina sportu. Dochodzi w niej do wielu kolizji, nieprzewidzianych zdarzeń. Bardzo często wygrywa ktoś, na kogo nikt nie stawiał, a faworyci zostają z niczym. Jeśli chodzi o łyżwiarstwo na torze długim, to liczymy też na zawodników z toru długiego. Jest kilkoro panczenistów z nowego pokolenia, którzy po Bródce, Niedźwiedzkim, Szymański, Bachledzie, Złotkowskiej, Czerwonce i Woźniak zaczynają odnosić duże sukcesy. Myślę tu o Kai Ziomek, Marku Kani, Piotrze Michalskim. Zawodnicy ci zdobywali w tym sezonie medale mistrzostw Europy i zajmowali dobre miejsce w Pucharze Świata. Pamiętajmy jednak, że panczeny od lat zdominowane są przez Holendrów, którzy zabetonowali konkurencję i biorą większość medali. Ciężko wmieszać się będzie w to towarzystwo. Szczególnie, że dojdzie jeszcze konkurencja spoza Europy. A więc fajnie, że nasi zawodnicy osiągali sukcesy, ale to za mało, by uznawać ich faworytów. Choć oczywiście niespodziankę mogą sprawić. Warto wspomnieć o Marynie Gąsienicy-Daniel. Ona utrzymuje się na bardzo fajnym poziomie w slalomie gigancie. Gigant jest jak 100 metrów w lekkiej atletyce, a nasza zawodniczka jest w tej specjalności siódma w Pucharze Świata. Ostatnie jej starty to trzy szóste miejsca i miejsce dziesiąte. Maryna jeszcze nigdy nie wjechała na podium, ale uważam, że jest w dziesiątce kandydatek do medalu. Widzę kandydatki poważniejsze, ale liczę, że Maryna będzie czarnym koniem. Niespodzianki możemy też oczekiwać od snowboardzistów. Tam mamy ciekawą grupkę zawodników, a szczególnie liczę na Aleksandrę Król, która odniosła ostatnio pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata. Ola jest bardzo zmotywowana. Mówi, że jedzie po medal, że nie interesuje jej miejsce podobne do tego, jakie zajęła w Pjongczangu, gdzie była 11. Jest też Oskar Kwiatkowski, który już także zajmował miejsca na podium Pucharu Świata.

Jeśli chodzi o wspomniany short track, niektórzy dopatrują się też szansy Patrycji Maliszewskiej, siostry Natalii?

Jej szanse są dużo mniejsze. Oczywiście to niezwykle zasłużona zawodniczka. Zrobiła bardzo wiele dla short tracku w Polsce. Przez lata była najlepsza. Ale też były potem serie kontuzji i poważnych problemów zdrowotnych. Dlatego Patrycja nie jest w tym miejscu, w którym jest Natalia. Niestety.

Poprzednie igrzyska były naznaczone pasmem sukcesów – Adam Małysz, Kamil Stoch i skoczkowie, Justyna Kowalczyk, sensacyjni panczeniści w Soczi, wcześniej też biathlon. Jednak wcześniej było trzydzieści lat posuchy między medalami Wojciecha Fortuny i Adama Małysza. Gdy nie było ani jednego medalu. Były owszem nadzieje, np. Jaromir Radtke w igrzyskach w Lillehammer 1994. Ale skończyło się na dobrym miejscu, ale poza podium. Czy jednak nie zmarnowaliśmy trochę tego ostatniego okresu i czy nie grozi nam powrót do lat całkowitej posuchy?

Radtke zajął piąte i siódme miejsce w Lillehammer, a faktycznie marzyło nam się, że będzie na podium. Adam Małysz wygrał próbę przedolimpijską rok przed igrzyskami w Nagano, jednak na igrzyskach w 1998 roku zajął 51. i 52. miejsce, po czym chciał wrócić do pracy fizycznej, zrezygnować ze skoków i pracować na dachach w wyuczonym zawodzie dekarza, żeby z czegoś utrzymać rodzinę. Na całe szczęście ze skoków nie zrezygnował. Bo naszym najlepszym skoczkiem w historii jest Kamil Stoch, ale najważniejszym jednak Adam Małysz. To małyszomania spowodowała ogromną popularność skoków i otworzyła drogę do sukcesów następcom. Natomiast generalnie, trochę potencjał marnujemy. W biegach narciarskich nie mamy następczyń Justyny Kowalczyk. Są zdolne dziewczyny, ale żadna nie walczy o medale, nie mówiąc już o seryjnym wygrywaniu. Również w skokach jest problem. Kamil Stoch ma 35 lat, podobnie Piotr Żyła, Dawid Kubacki 32. To mogą być ich ostatnie igrzyska. A następców nie widać. Ale też nie można powiedzieć, że wszystko w naszym zimowym sporcie wróci do poziomu z lat 1976-1998. Na igrzyskach w Nagano w 1998 roku, czyli na ostatnich bez polskiego medalu, cieszyliśmy się z takich wydarzeń jak piąte miejsca Andrzeja Bachledy w narciarstwie alpejskim i nie liczyliśmy na więcej. Wtedy wiedzieliśmy, że na medale nie mamy szans. Teraz jednak o szansach rozmawiamy. I to w kilku różnych dyscyplinach.

Zdecydowanie cofnęła się jedna, za to bardzo popularna – hokej na lodzie. W latach 80. i na początku 90. Polacy grywali na igrzyskach, balansowali między grupą A i B mistrzostw Świata. Dziś są między drugim a trzecim poziomem. I nie mają szans na grę w turniejach olimpijskich. Co się stało z hokejem w Polsce?

Tu zadziałało zapewne kilka czynników. Na pewno fakt, że po rozpadzie ZSRR powstało kilka bardzo silnych reprezentacji zamiast jednej sprawił, że konkurencja jest dużo większa. Były też błędy w zarządzaniu związkiem i w szkoleniu. Jeszcze dwie dekady temu mieliśmy hokeistów w NHL i w mocnych europejskich klubach, a dziś nawet nie interesuję się, gdzie i jak grają Polacy.

Przeczytaj też:

Lex Hoc nie będzie. W Sejmie złożono inny projekt ustawy, marszałek potwierdza

Popierasz PiS? W jednym z warszawskich sklepów zapłacisz dwa razy więcej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDziałka w Kaszczorku na sprzedaż
Następny artykułZbiornik przy Olsztyńskiej w czerwcu?