A A+ A++

Blogerzy książkowi rzadko kiedy skupiają się na książkach wydawanych przez instytucje kultury. Z jednej strony się nie dziwię, bo często są one mocno specjalistyczne, na bardzo konkretne tematy i zazwyczaj nie mają szeroko zakrojonej akcji promocyjnej. Ale czasami zdarzają się perełki i ja wam o takich dwóch opowiem. Najpierw miał pojawić się Księżyc, ale tamta wystawa już jest zakończona, a niedługo zaczyna się następna, więc odwróciłam kolejność i pierwszą książką, jaką wam pokażę będą Polskie bieguny. A przy okazji polecam zaglądać do i śledzić ich wydawnictwa. Jestem przekonana, że znajdziecie coś dla siebie.

Do tej książki mam bardzo ciepły stosunek. Jakiś czas temu organizowana była zrzutka na to, aby uratować archiwum Mirka Wiśniewskiego. Może pamiętacie, jak udostępniałam to kilka razy. Oczywiście sama dołożyłam swoją cegiełkę. Zbiórka zakończyła się sukcesem i dzisiaj możemy cieszyć się pięknym albumem. To jest idealny przykład na to, że razem możemy więcej i że warto wspierać różne projekty. Gdyby nie ta akcja, pewnie nigdy nie dowiedziałabym się o istnieniu Mirka Wiśniewskiego i nie zobaczyła bym jego zdjęć. A naprawdę jest to oglądać!

Mirosław Wiśniewski to lekarz i alpinista, który brał udział w dwóch historycznych wydarzeniach – jako kierowca uczestniczył w pierwszej polskiej zimowej wyprawie w Himalaje, a dwa lata później popłynął na biegun południowy, by wziąć udział w budowie Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego. Wiśniewski jest również fotografem i z obu wyjazdów przywiózł ponad dwa tysiące zdjęć. Nie zdarzyło się jeszcze, żebym miała kiedyś dosyć oglądania zdjęć, więc od razu muszę wspomnieć o jednym minusie tej publikacji – kończy się. I to zdecydowanie za szybko. Przede wszystkim zdjęcia opowiadają niesamowitą historię. Fani tematów górskich o wyprawie z roku 1974 pewnie wiedzą wszystko, a mimo to jestem przekonana, że znajdą tu dla siebie zdjęcia, których wcześniej nigdzie nie widzieli. Wiśniewski był na wyprawie jako kierowca, zdjęcia robił trochę przy okazji. Dzięki temu są idealnym przykładem zatrzymanej chwili, oddają perfekcyjnie ducha czasów, pozwalają zajrzeć w nieoficjalne rejony wyprawy, a przede wszystkim – w jej codzienność. Często podkreślam, że zdjęcia w książkach dają czytelnikowi bardzo dużo, zwłaszcza w górskich. Czytać to jedno, ale zobaczyć to zupełnie inny poziom zrozumienia. Ja wielokrotnie dopiero po obejrzeniu zdjęć uświadamiałam sobie, jak taka wspinaczka wygląda naprawdę – wielkość góry, ilość śniegu, warunki do spania czy jedzenia, przeszkody, jakie trzeba pokonać po drodze. 

Drugą część albumu stanowią zdjęcia z budowy stacji antarktycznej. Tu, może jeszcze nawet bardziej niż przy górskich, zaglądamy w przeszłość i uświadamiamy sobie wiele rzeczy. Oglądałam te zdjęcia z wielkim uśmiechem i fascynacją. Dzisiaj stacja Arctowskiego jest rozbudowana, dzieje się tam bardzo dużo, możemy o niej poczytać w książkach popularnonaukowych albo we wspomnieniach osób tam przebywających, możemy wejść na stronę czy Facebooka, a nawet próbować dostać się na pobyt. Ja osobiście bardzo bym chciała, ale niestety nie umiem nic, co byłoby przydatne tam na miejscu. Zobaczyć, jak to wszystko powstawało, jak były zalewane fundamenty, jak stawiano szkielety budynków, zobaczyć, kto to robił – to naprawdę wielka rzecz. W bonusie dostajemy pingwiny i oszałamiającą przyrodę i krajobrazy.

Nie jest to album złożony z samych zdjęć. Jest również sporo tekstu. Książkę rozpoczynają trzy kuratorki – Katarzyna Bańka, Maria Wiśniewska i Sandra Włodarczyk, opowiadając o tym,  jak w ogóle doszło do powstania tej publikacji i co w niej znajdziemy. Swoje słowa wstępu napisali Ryszard Czajkowski, Anna Okopińska i Piotr Trybalski. Potem każde zdjęcie jest dokładnie opisane, a wszystkie teksty są po polsku i po angielsku.

Oglądam ją już od tygodnia i cały czas kartkuję. Te zdjęcia przenoszą w czasie i pozwalają zobaczyć to, co było kiedyś. Uwielbiam tę moc fotografii, tym bardziej takiej, która była robiona po koleżeńsku, bez myśli o publikacji, tylko dla zatrzymania chwili. Na takich zdjęciach widać najwięcej. Jeśli górskie albo polarne klimaty są wam bliskie, to książka zdecydowanie dla was. Jeśli doceniacie fotografię lub lubicie historię – też. Piękna, piękna rzecz.

A na koniec pozostaje mi jedynie zaprosić na wystawę

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł#WASZEWYZNANIA 42 / JESTEM ALIMENCIARĄ.
Następny artykułŚmiertelny wypadek w gminie Nowy Tomyśl – zginął 39-letni motocyklista