A A+ A++

„Świetne zmiany w PIT”, „jedne z najniższych podatków w UE”, „trwała dobra zmiana dla wszystkich podatników” – to tylko niektóre z określeń nowych zmian w PIT, jakie 24 marca przedstawił rząd. Ale próżno w tych propagandowych przekazach szukać określenia „Polski Ład”. Nowy obowiązujący hasztag to #NiskiePodatki. A o Polskim Ładzie macie, drodzy obywatele, zapomnieć. Choć na sam druk kilkunastu milionów ulotek ze stosowną nazwą i logo wydano jesienią ponad 4 mln zł (nie licząc kolejnych milionów na reklamę w publicznych mediach).

Podatki 2022. Tarcza antyputinowska pogrzebie Polski Ład

Od samego faktu, że nikt z PiS nie chce się już przyznawać do Polskiego Ładu, jeszcze zabawniejsze jest chyba to, że jego faktyczna likwidacja odbywa się w ramach tzw. tarczy antyputinowskiej. To zestaw działań rządu, które w założeniu mają złagodzenie skutków wojny w Ukrainie. Kilka dni wcześniej w ramach tego pakietu rząd zapowiedział np. ulgi i dopłaty do nawozów dla rolników. Teraz uznano, że pod antyputinowskim parasolem można się rakiem wycofać z Polskiego Ładu, który na początku roku wywołał wściekłość wielu podatników.

Przypomnijmy, że choć rządowa propaganda jesienią przekonywała, że na zmianach skorzysta 17 mln osób, to już w pierwszych dniach styczniach okazało się, że na zmianach tracą ci, którzy mieli zyskać: nauczyciele, służby mundurowe. To oni jako pierwsi otrzymali płatne z góry wynagrodzenia w nowym systemie i okazało się, że zamiast wyższych przelewów są niższe, nawet o 300-400 zł. Wiele z nich za sprawą PIT-2, czyli formularza, który upoważnia pracodawcę do powiększania pensji o część kwoty wolnej od podatku. Przy znaczącym wzroście kwoty wolnej – z 8 do 30 tys. – ta suma stała się istotną częścią przelewu, ok. 300 zł netto. Ale twórcy Polskiego Ładu nie przewidzieli komplikacji: PIT-2 można było złożyć tylko u jednego pracodawcy i to przed rozpoczęciem roku podatkowego. A nauczyciele są zatrudnieni często w wielu szkołach. I mogli zwyczajnie o PIT-2 nie pamiętać. A choć na propagandę na temat Polskiego Ładu wydano grube miliony, to nikt nie pomyślał, by choćby przypomnieć o PIT-2.

Problemy sprawiało też wiele innych „wynalazków”, np. ulga dla klasy średniej, czyli skomplikowany wzór matematyczny, który miał skompensować podatkowe straty, jakie nowy system przynosił osobom zarabiającym między 6 a 12 tys. zł brutto.

Czytaj też: Fatalny początek roku, czyli jak Polski Ład zabiera pensje

Rząd najpierw zaprzeczał, by były jakiekolwiek problemy z Polskim Ładem, potem szybko przekonywał, że nauczyciele i mundurowi dostaną wyrównania, następnie wiceminister finansów Jan Sarnowski zapowiedział rozporządzenie, które umożliwi takie liczenie podatków, by podatnicy nie tracili w ciągu roku. Potem rząd przyznał jednak rację fachowcom, że trzeba to wprowadzić w formie ustawy.

Czytaj też: Polski Ład, czyli czarny sen księgowych

Gdzieś w trakcie premier Morawiecki zapowiedział nawet wdrożenie dwóch równoległych systemów podatkowych (!) – na koniec roku mieliśmy mieć możliwość wyboru, czy chcemy się rozliczać według Polskiego Ładu, czy według starych zasad, jeśli okażą się dla nas korzystniejsze (zapowiedź na razie wciąż pozostaje na etapie slajdu w PowerPoincie). Walka ze skutkami Polskiego Ładu zakończyła się dymisją wiceministra Sarnowskiego, a potem także i ministra finansów (choć on sam przekonywał w wywiadach, że to nie był jego pomysł, tylko wytyczne od premiera i z Nowogrodzkiej). Kierownictwo resortu objął premier, a na Świętokrzyską wysłano Artura Sobonia, który miał naprawiać Polski Ład. No i naprawił go tak skutecznie, że aż zlikwidował.

Czytaj też: Prof. Adam Mariański – Polskiego Ładu nie da się naprawić, ustawy podatkowe trzeba napisać od nowa

Podatki 2022. Co się zmieni?

Na samym początku trzeba zaznaczyć, że wciąż dyskutujemy o zapowiedziach z konferencji prasowej i slajdach w PowerPoincie. Jeśli wierzyć owym slajdom, to od przyszłego roku (z mocą wsteczną od lipca tego roku) przejdziemy kolejną rewolucję podatkową. To będzie pół kroku wstecz, bo z zapowiedzi premiera i Artura Sobonia wynika, że zniknie część sztandarowych „osiągnięć” Polskiego Ładu, np. ulga dla klasy średniej czy ryczałtowa ulga dla samotnych rodziców (zamiast odliczyć tylko 1500 zł, znów będzie można się rozliczać wspólnie z dzieckiem). Przedsiębiorcy rozliczający się podatkiem liniowym i ryczałtowcy będą mogli wliczyć część składki zdrowotnej w koszty – w przypadku ryczałtu będzie to połowa składki, u liniowców prawdopodobnie będzie ograniczenie do 8,7 tys. zł dochodu rocznie. No i zmiana najważniejsza: obniżka pierwszej stawki podatku PIT z 17 do 12 proc. Ta obniżka ma zrekompensować lepiej zarabiającym zniknięcie ulgi dla klasy średniej. Małgorzata Samborska z firmy GrantThornton wylicza, że na tych zmianach najwięcej zyskają osoby zarabiające 12,5 tys. zł brutto miesięcznie (4,5 tys. zł w ciągu roku). Ci, którzy na uldze dla klasy średniej korzystali najbardziej – czyli zarabiający 8,5 tys. zł brutto miesięcznie – będą na plusie o niespełna 500 zł.

Według zapowiedzi rządu nie zmieni się wysokość kwoty wolnej (30 tys. zł) i próg podatkowy (120 tys. zł). Zostaje też wprowadzony przez Polski Ład nowy system płacenia składki zdrowotnej: w starym systemie można było ją odliczyć w znacznej części (7,75 pkt proc. z 9 proc.) od podatku.

Premier i minister Soboń zapewniają, że zmiany są dla wszystkich podatników korzystne albo co najmniej neutralne. I tylko dlatego można je wprowadzać w ciągu roku podatkowego.

Zanim jednak otworzymy szampana a conto zaoszczędzonych pieniędzy, spójrzmy na podatki w szerszej perspektywie.

Finanse publiczne w ruinie, samorządy pogrążone, inflacja będzie szaleć

Obniżka podatków to oczywiście dobre wieści dla indywidualnych budżetów każdego z nas, ale znacznie gorsze dla budżetu państwa, a właściwie szerzej: dla finansów publicznych.

Bezpośrednimi ofiarami obniżki podatku PIT będą znów samorządy – bo ok. 40 proc. płaconego przez nas PIT trafia do budżetów gmin. Im mniej PIT zapłacimy, tym mniej dostaną samorządy. Rząd wprawdzie obiecuje im rekompensaty, ale po pierwsze, stanowią one ułamek tego, co gminy i powiaty stracą na niższych wpływach z PIT, po drugie, rekompensaty dzielone są uznaniowo, z funduszu specjalnego w BGK w wyłącznej gestii premiera. Poprzednie tego typu rozwiązania sprawiły, że najwięcej pieniędzy popłynęło do samorządów, które najbardziej sprzyjały PiS (zbadali to naukowcy na zlecenie Fundacji Batorego).

Budżet centralny poradzi sobie nieco lepiej, bo przecież dostanie większe wpływy ze składki zdrowotnej, której w Polskim Ładzie nie można odliczać od podatku. Choć trudno powiedzieć, by sytuacja budżetu była dobra, bo musi udźwignąć także spadek wpływów z akcyzy i VAT – w styczniu i lutym rząd wprowadził już dwie tarcze antyinflacyjne, obniżające czasowo VAT na żywność oraz VAT i akcyzę od paliw. Tylko w lutym spadek wpływów z tych podatków sięgnął 11 mld zł. A na tym nie koniec, bo premier dał do zrozumienia, że tarcze antyinflacyjne zapewne zostaną przedłużone (trudno się dziwić – skok z 8 do 23 proc. VAT na paliwa w środku wakacji rozjuszyłby urlopowiczów).

Czy ktoś jeszcze panuje nad budżetem? Formalnie obowiązki ministra finansów od ponad miesiąca pełni premier. Ale przecież od 24 lutego ma na głowie o wiele więcej pracy, bo tuż za naszą wschodnią granicą trwa wojna, a w kraju mamy kryzys migracyjny.

W połowie lutego dr Bogusław Grabowski mówił „Newsweekowi”: „Sam budżet centralny jest kompletną fikcją. 10-20 lat temu budżet państwa stanowił zdecydowaną większość finansów publicznych. Teraz wiele wydatków wypchnięto np. do Banku Gospodarstwa Krajowego czy Polskiego Funduszu Rozwoju, gdzie powstały potężne fundusze, które zwiększyły zadłużenie państwa o kilkaset miliardów złotych. Z funduszu w BGK finansowane są np. programy wsparcia dla samorządów sprzyjających PiS. Prezes Kaczyński zapowiedział też, że BGK sfinansuje zwiększenie armii o połowę, jakbyśmy nie mieli MON z jego wielkim budżetem. Dziś nawet 13. i 14. emerytura są wypłacane poza budżetem – z Funduszu Solidarnościowego, który nie miał na to pieniędzy, więc sam się zadłużył w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Dość długo obserwuję finanse publiczne, ale takiego chaosu jeszcze nie widziałem.”

Czytaj też: Bogusław Grabowski – Kredytobiorcy zapłacą za rozrzutną politykę rządu i błędy NBP

Od tamtego czasu w życie weszła ustawa o obronie ojczyzny, zwiększająca wydatki na obronność do 3 proc. PKB od przyszłego roku. W BGK powstanie kolejny fundusz – Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych, zasilany opłatami za udostępnianie poligonów, za specjalistyczne usługi wojskowe, z darowizn, spadków, ale przede wszystkim – z wyemitowanych obligacji. Czyli znów zadłużanie się poza budżetem państwa. Ale na tym nie koniec, bo 21 marca nieoczekiwanie PiS zaproponował opozycji przyjęcie zmian w konstytucji. Jedna z nich miałaby znosić wpisany tam próg ostrożnościowy zadłużenia (nie więcej niż 60 proc. PKB).

„Kiedy państwo wydaje więcej niż zbiera z podatków i danin, to różnicę pokrywa kredytem, czyli sprzedaje obligacje. A przez te tarcze będzie musiało zadłużyć się bardziej” – wyjaśnia dr Grabowski. – „W sprawie tarcz mamy do czynienia z odwróceniem znaczeń słów, bo one są w istocie proinflacyjne. Im bardziej rząd będzie rozdawał pieniądze, które nie mają pokrycia we wpływach podatkowych, tym bardziej podatnicy będą musieli łapać się za kieszeń. Zwłaszcza ci, którzy zaciągnęli te 2,2 mln kredytów hipotecznych w złotych” – przekonuje dr Grabowski.

Bo bank centralny już podniósł główną stopę procentową do 3,75 proc., a na tym na pewno nie koniec, bo choć inflacja w lutym spadła z 9,4 do 8,5 proc., to na pewno w kolejnych miesiącach wystrzeli w górę, choćby ze względu na spektakularny wzrost cen paliw i żywności, za sprawą wojny i niepewności na rynkach. Ale wojna tylko przyspieszyła procesy, które w naszej gospodarce już trwały i to jeszcze przed pandemią.

Znów prawo podatkowe uchwalane na wyścigi

I jeszcze jedna uwaga na koniec. Znaczną część problemów z Polskim Ładem wywołał sposób jego uchwalania – na wyścigi, byle zdążyć przed końcem roku. Legislatorzy z rządu i Sejmu przyznawali wprost, że zmian jest tyle, i są tak obszerne, że nie mieli czasu, by się z nimi odpowiedzialnie zapoznać.

„Ustawy o podatkach dochodowych, zwłaszcza o PIT, trzeba by napisać od nowa. To jest już akt, którego nikt nie rozumie. Tylko obawiam się, że nawet dobry zespół ekspercki nie podejmie się takiego zadania w ciągu roku. To jest naprawdę mnóstwo analiz ekonomicznych i testów – zadanie na dobrych kilka lat” – mówił „Newsweekowi” prof. Adam Mariański, były szef Krajowej Rady Doradców Podatkowych.

Premier i minister Soboń zapowiedzieli właśnie konsultacje m.in. z księgowymi i przedsiębiorcami. Mają trwać cały tydzień – do 2 kwietnia. Co może pójść nie tak?

Czytaj także: Euro drożeje, inflacja rośnie. Co robić z pieniędzmi? „Jest tylko jedna odpowiedź”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDaniel Qczaj w Żorach, już za miesiąc nowa impreza sportowa MOSiRu
Następny artykułW Lubaczowie pracowali przy rozładunku, segregacji i wydawaniu