A A+ A++

Przed naszymi oczami dokonała się w ciągu ostatnich dwóch lat głęboka zmiana polskiej sceny politycznej. Na tle wydarzeń z ostatnich tygodni nie trudno zaobserwować, że jeśli na opozycji Donald Tusk próbuje, póki co skutecznie przywrócić rolę przywódczą Platformy Obywatelskiej, w obozie rządzącym zmiany te wydają się jednak nieodwracalne.

Niektórzy z koalicjantów Prawa i Sprawiedliwości poszli drogą donikąd, dokładnie jak w poprzedniej kadencji zrobili np. Ryszard Petru i jeszcze przed nim Janusz Palikot w obozie liberalno-lewicowym a jeszcze przed dekadą Andrzej Lepper i Roman Giertych. Rolę tę, bierze na siebie dzisiaj Jarosław Gowin. Trudno bowiem doszukiwać się szczególnie w Porozumieniu już jakichkolwiek wspólnych wartości z wiążącym koalicjantem Prawem i Sprawiedliwością czy nawet z Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry. O tym dość dyplomatycznie wspominał sam Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Gazety Polskiej, zarzucając Gowinowi wprost manipulację czy -jeszcze gorzej dla polityka- podatność na manipulację opartą na emocjach i dezinformacji. Nie sposób nie dostrzegać, że Gowin na tej ostatniej prostej kadencji stale wykorzystuje wszystkie okazje, żeby pluć w miskę, z której je, uprawiając czystą manipulację z definicji „klasy średniej” czy „małych i średnich przedsiębiorców”.

Wypowiedzi Gowina i jego najbliższych współpracowników coraz bardziej zaszkodzą trwaniu Zjednoczonej Prawicy, natomiast jego zachowanie, które dla obserwatora zewnętrznego mogłoby wskazywać na neurotyczność czy na labilność emocjonalną, można spróbować wytłumaczyć jako instynkt samozachowawczy, przyświecenie sobie realnej wagi wyborczej i obawy co do swojej przyszłości. Już w 2019 roku, startując z pozycji wicepremiera ustępującego Rządu PiS, Gowinowi udało się zebrać tylko 15 802 głosy w okręgu krakowskim, osiągając tylko 2,43% głosów całej listy Prawa i Sprawiedliwości. Dla porównania jedna dziesiąta głosów posłanki Małgorzaty Wassermann, liderki tej listy. W poprzednich wyborach w roku 2015, startując z tej samej pozycji z listy PiS-u Gowin uzbierał aż 43 539 głosów na fali rozstania się z Platformą. Na półmetku tej kadencji zaś, wicepremier Gowin musi być dość świadomy, że jego potencjał wyborczy jest wciąż bardzo niski, żeby się odważyć na samodzielny start i dlatego nieustannie szuka dla siebie miejsce tam, gdzie potencjalnie mógłby się stać nadal czyimś koalicjantem, poprzez tanie i sprawdzone metody wzburzenia fali. Siłą rzeczy tym razem już wymierzonej w Prawo i Sprawiedliwość. Dowodem na to jest, że po dwóch latach obecnej kadencji poseł Gowin raptem przypomniał sobie o wyborcach z podkrakowskich miejscowości i w ubiegłym miesiącu otworzył we wsi Zofipole gm. Igołomia-Wawrzeńczyce swoje biuro poselskie. W wyborach z 13 października 2019 r. dostał tam nieźle po kościach otrzymując tylko 139 głosów wobec 323, które miał w poprzednich wyborach w 2015 roku. Wizja klęski politycznej dla szefa partii z wykształceniem doktora nauk politycznych przyświadczyła mu o konieczności zadbania o każdy głos nawet na wsi, wbrew swoistym przesłankom jego partii, która chciała „uwolnić energię miast”.

W poszukiwaniu pretekstów do wywołania fali, Gowin zabiera głos we wszystkim w czym może dokuczyć PiS-owi. Ostatnio również w sprawie inicjatywy poselskiej posła PiS Marka Suskiego w sprawie zmiany art. 35. ustawy o radiofonii i telewizji z 1992 r., stawiając się murem za TVN w imieniu „pluralizmu”. Pytanie nasuwa się per analogiam, gdzie był obrońca pluralizmu Jarosław Gowin w latach 2012-2013 gdy Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji odmówiła miejsca Telewizji Trwam na multipleksie Naziemnej Telewizji Cyfrowej i w kraju katolicy protestowali na ulicach? Gdzie on wtedy był jest wiadomo, jak i teraz niestety nie jest trudno wywodzić tak naprawdę, gdzie on już jest. Gowinowi tylko brakuje cywilnej odwagi zrezygnowania z fruktów resortu, którym kieruje. Jest tam kilkaset miejsc pracy dla jego wiernych w Ministerstwie na warszawskim placu Trzech Krzyży, w strukturach Ochotniczych Hufców Pracy, w Krajowym Zasobie Nieruchomości i do niego należnych Społecznych Inicjatyw Mieszkaniowych a wreszcie w Zarządach Specjalnych Stref Ekonomicznych w całej Polsce. Beneficjenci, którzy legitymują się deklaracją partyjną w Porozumienie i regularnie płacą daninę na rzecz partii, na drugi dzień po utracie przez Gowina władzy odwróciliby się od niego, tak samo jak nastąpiło w poprzednich instytucjach, w których wicepremier władał jako Minister Nauki. Kolejno trudno nie dostrzegać, że Prawo i Sprawiedliwość znalazło się w szczególnie trudnej sytuacji, żeby utrzymać większość sejmową, ponieważ Gowin nie zabezpiecza już od dawna tych 18 głosów, które współtworzyły koalicję. Grupa Gowinowców skurczyła się do tych posłów, dla których Gowin nie jest tylko liderem ale przede wszystkim pracodawcą. Trzyma ich tylko interes pozbawiony perspektywy politycznej, ponieważ trudno wyobrażać, jak z taką „labilną” grupą ktokolwiek z potencjalnych „koalicjantów” chciałby się związać na przyszłe wybory. Czwartkowe sejmowe głosowanie na powołanie Rzecznika Praw Obywatelskich ujawniło, że szukanie kompromisu za wszelką cenę doprowadza do erozji Zjednoczonej Prawicy. Do kategorii normalności w demokracji parlamentarnej należy coś opuścić opozycji pod warunkiem, że uzgodnienia nastąpią na samym początku a nie po fakcie. W okolicznościach, w których większość rządząca znalazła się w czwartek, bardziej niż o kompromisie trudno nie odnosić wrażenia, że chodziło o czystą kalkulację części PiS-u w obliczu zdrady Gowina. Na taką politykę nie zgodziło się aż 40 członków klubu Prawa i Sprawiedliwości, którzy wstrzymali się od głosu pokazując mocno żółtą kartkę nie tyle dla osoby kandydującej, ale przede wszystkim na całokształt postępowania w sprawie wyboru RPO od samego początku. Znaleźli się m.in. członkowie Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry i Republikanie Adama Bielana, ale również pojedynczo posłowie z klubu PiS jak Baszko i Wróblewski, którzy przy poprzednich próbach wyboru Rzecznika Praw Obywatelskich odegrali -każdy w innym wymiarze- dość istotną rolę, żeby wykazać jedność w klubie PiS-u. I do tego dołożył się powrót do polaryzacji sceny politycznej autorstwa Donalda Tuska, który pokazał jak sprawnie spacyfikować wewnętrzne ambicje frakcji z jasnym zamiarem wygrywania następnych wyborów. Jakkolwiek nie chcemy odczytywać powrotu posła Czartoryskiego do klubu PiS-u tuż po wystąpieniu Donalda Tuska, to bez cienia wątpliwości pokazuje, że Prawo i Sprawiedliwość jest jeszcze w stanie dążyć do konsolidacji i utrzymania grupy by poradzić sobie z wrogiem „na własnej krwi wyhodowanym” i innymi konkurentami, a także zagrożeniami, jakie oni tworzą.

Donald Tusk stał się więc szansą również dla Zjednoczonej Prawicy, żeby zewrzeć szeregi i udowodnić jeszcze swoją przydatność poprzez wdrożenie flagowego projektu Polskiego Ładu, nawet jeśli kosztowałoby konieczność pożegnania się z Gowinem. Odcięcie Gowina od koryta zresztą wystarczyłoby, żeby obchodzić pułapkę administrowania niemożnością, sytuacja, która według Jarosława Kaczyńskiego byłaby wystarczającą przesłanką do przedterminowych wyborów. Chyba, że w kuluarach nie został już ustalony terminarz wyborczy.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSąd wstrzymał wykonanie uchwały Gdańska w sprawie Brzeźna. Płażyński się cieszy, miasto skarży do NSA
Następny artykułJacek Grembocki: Zapłacę krocie za koszulkę Lukasa Podolskiego z autografem