Październik przyniósł pogorszenie nastrojów konsumentów –
wynika z najnowszego badania Głównego Urzędu Statystycznego. Taki wynik
koresponduje z fatalnym odczytem sprzedaży detalicznej za wrzesień i zapowiada
brak tak oczekiwanego ożywienia.
Po jednorazowej poprawie we wrześniu nastroje polskich
konsumentów ponownie uległy pogorszeniu. Ten negatywny trend trwa już od wiosny, po tym jak rok 2023 przyniósł zdecydowaną poprawę konsumenckiego morale.
W październiku obliczany przez GUS bieżący wskaźnik ufności
konsumenckiej (BWUK) obniżył się o 1,9 pkt, do poziomu -15,8 pkt. To druga najniższa
wartość tego wskaźnika od roku, przy czym w sierpniu (-15,9 pkt) był on tylko
minimalnie niższy niż w październiku. Także o 1,9 pkt w dół poszedł też
wyprzedzający wskaźnik ufności konsumenckiej (WWUK), który w październiku spadł
do -11,6 pkt.
Zarówno BWUK, jak i WWUK mogą przyjąć wartość od -100 pkt do
100 pkt. Odczyty ujemne świadczą o liczbowej przewadze respondentów negatywnie
oceniających sytuację finansową swojego gospodarstwa domowego, jak i kondycję
ekonomiczną kraju. Przy czym wartości dodatnie obu wskaźników obserwowaliśmy
jedynie w latach 2017-2019.
Warto przy tym zwrócić uwagę na pewne „koincydencje”. Po
pierwsze, wskaźniki ufności konsumenckiej zaczęły pogarszać się wiosną,
gdy zakończyła się zeszłoroczna fala dezinflacji. Także od
wiosny obserwujemy wzrost większości wskaźników inflacji bazowej. Po
drugie, w kwietniu doszło do podniesienia stawki VAT na żywność z 0% do 5%. I
wreszcie po trzecie, w lipcu Polacy
dostali nowe rachunki za gaz i energię elektryczną. Choć rząd uspokajał, że
„średnie”
podwyżki będą nie aż tak wielkie, to w niektórych przypadkach nowe
stawki mocno uderzyły po kieszeni gospodarstwa domowe.
A zaraz, gdy się ochłodzi, ludzie na własnych portfelach odczują skalę podwyżek
cen gazu i ciepła sieciowego. Do
tego dochodzi coraz wolniejszy realny wzrost wynagrodzeń, który jeszcze na
początku 2024 roku sięgał aż 10%. Pogorszyła się też sytuacja na rynku pracy,
gdzie zatrudnienie w dużych przedsiębiorstwach powoli maleje, a kolejne firmy ogłaszają
plany zwolnień grupowych.
Konsumpcyjnego boomu nie ma i nie będzie?
Niepokojąco wygląda zwłaszcza zachowanie wskaźnika
wyprzedzającego (WWUK), który od początku roku znajduje się w jednoznacznym
trendzie spadkowym. W danych GUS widać też, że od kilku miesięcy maleje
gotowość do dokonywania ważnych zakupów w przyszłości oraz pogorszyły się
oczekiwania względem sytuacji finansowej konsumentów w horyzoncie kolejnych 12
miesięcy.
To wszystko powoli zaczyna się przekładać na bieżące decyzje
zakupowe. Raptem wczoraj ekonomistów
zszokowały wyniki wrześniowej sprzedaży detalicznej. Spadła ona o 3% rdr,
choć rynkowy konsensus zakładał jej… wzrost o 3,2%. Według analityków mBanku to
największe negatywne zaskoczenie w przypadku tych danych od przynajmniej 2016
roku. – Konsument umarł. Sprzedaż detaliczna we
wrześniu fatalna i aż trudno uwierzyć w tak dużą pomyłkę konsensusu prognoz
oraz sam wynik – skomentowali ekonomiści mBanku.
Wygląda na to, że ekonomiczny
zakład z początku roku został już rozstrzygnięty. Widząc potężny wzrost
płac realnych, wielu ekonomistów spodziewało się, że polski konsument dzielnie
ruszy na zakupy i zacznie na potęgę wydawać uzyskane podwyżki wynagrodzeń. Ci
jednak zachowali się rozsądniej od oczekiwań analityków i skorzystali z okazji
(tj. wyższych dochodów i realnie dodatnich stóp procentowych), aby odbudować
oszczędności zdruzgotane przez inflacyjną falę z lat 2019-2023. Zwłaszcza rok
2023 doprowadził wręcz do załamania stopy oszczędności w Polsce, która spadła
poniżej zera. Oznaczało to, że Polacy nie tylko realnie tracili zgromadzone
oszczędności, ale też je „przejadali” w ujęciu nominalnym, chcąc utrzymać
poziom konsumpcji.
Inflacja powraca, konsument się wycofuje
Warto przy tym dodać, że wrześniowe
załamanie sprzedaży detalicznej nie musi oznaczać spadku wydatków konsumpcyjnych
w ogólności. Po pierwsze, dane GUS nie uwzględniają małych i mikro sklepów. Po
drugie, nie dysponujemy danymi dotyczącymi popytu na usługi, a ten według
anegdotycznych raportów trzyma się mocno. Widzimy też, że ceny wielu
podstawowych usług rosną w dwucyfrowym tempie, nakręcane zarówno przez potężny
wzrost kosztów pracy, jak i silny popyt.
Kolejne miesiące nie zapowiadają
jednak jakiegoś konsumpcyjnego ożywienia. Oprócz coraz wyraźniejszych rys na
polskim rynku pracy, pojawiają się też coraz liczniejsze sygnały powrotu
inflacji. W sektorze spożywczym właśnie zakończyła się „wojenka cenowa”
pomiędzy Lidlem a Biedronką. We wrześniu obie sieci drastycznie podniosły ceny –
wynika
z badania ASM SFA. W rezultacie koszt zakupu
badanego koszyka dóbr pierwszej potrzeby w obu sieciach powróciły do rynkowej średniej.
Ponadto w danych GUS-u widzimy nasilenie
się oczekiwań inflacyjnych konsumentów. W październiku wskaźnik ten podniósł
się do 27,2 pkt względem 22,7 pkt. odnotowanych w sierpniu. Był to trzeci
największy miesięczny przyrost po inflacyjnym szoku z marca 2022. Wyższe skoki
oczekiwań inflacyjnych odnotowano tylko w lipcu (podwyżka taryf za energię) i w
kwietniu (powrót do 5% VAT na żywność). Tymczasem w październiku nie mieliśmy tak
istotnej administracyjnej podwyżki cen (no może poza
skokowym wzrostem opłat za żłobki, co było efektem działań władzy centralnej).
Podsumowując, polski
konsument nie jest w aż tak dobrych nastrojach, jakby to mogły
sygnalizować dane z rynku pracy. Rosnące realne płace najprawdopodobniej w znacznej
mierze przeznaczane są na odbudowę oszczędności, a nie na zwiększenie konsumpcji.
Ponadto mieszkańcy Polski zmagają się z permanentnym wzrostem kosztów
utrzymania i podwyżkami cen podstawowych dóbr. Trudno oczekiwać, aby
w takim układzie polski konsument uśmiechał się coraz szerzej.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS