A A+ A++

– Rynek jest dosłownie zawalony miodem. Moje pokolenie 50+ spłaciło już kredyty, więc jesteśmy w fazie przetrwania. Ale młodzi pszczelarze, którzy wzięli kredyty i żyli ze sprzedaży produktów pszczelich, mają teraz pełne magazyny, brak perspektyw na sprzedaż i długi wiszące nad głową – mówi WP Finanse, Michał Lewandowski, pszczelarz z województwa świętokrzyskiego.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Przedsiębiorca dodaje, że obroty jego kolegów z branży spadły o 60-70 proc. – Dochodzą do mnie głosy, że duża firma, która handluje miodem i sprzedaje go do marketów, sprowadziła 30 tirów miodu za 1 euro za kilogram. To mniej więcej trzyletni zapas – ocenia Lewandowski.

Nasz rozmówca wskazuje, że tego typu podmioty będą teraz dyktowały cenę na rynku. Pszczelarze, szczególnie ci z zobowiązaniami kredytowymi, będą natomiast zmuszeni sprzedawać miód poniżej kosztów produkcji.

Ile kosztuje kilogram miodu?

Wykarmienie i opieka weterynaryjna nad jedną rodziną pszczół to koszt ok. 100 zł. Dostarcza ona średnio około 40-50 kg miodu. Przedsiębiorca, który chce żyć z takiego biznesu, musi przemieszczać się wraz z ulami. A do tych ostatnich trzeba dojechać, co generuje koszt paliwa, często do paliwożernych samochodów 4×4. Przy procesach takich jak dekrystalizacja dochodzi do tego koszt prądu.

– Minimalna cena miodu w hurcie powinna być na poziomie 17-18 zł za kilogram – szacuje Lewandowski.

Miodowy kryzys narasta

Z kwestią sprowadzania do Polski taniego miodu z zagranicy polscy pszczelarze zmagają się od wielu miesięcy. Początek kryzysu zbiegł się w czasie z wybuchem pandemii Covid-19. Ceny miodu w skupie zaczęły błyskawicznie spadać.

Janusz Marzewski, starosta bartny Kurpiowskiego Bractwa Bartnego, mówi, że pamięta czasy, gdy kilogram miodu w hurcie kosztował 25 zł. Michał Lewandowski w rozmowie z money.pl przypominał, że w 2022 r. pszczelarz mógł dostać za kilogram 18 zł, rok temu już tylko 11 zł.

– Ceny w skupie potrafią sięgnąć poziomu 7 zł – dowodzi tymczasem Marzewski. – To zdecydowanie poniżej kosztu produkcji – podkreśla.

Branża apeluje do rządu o zmiany. Za czasów poprzedniego ministra rolnictwa Roberta Telusa udało się wynegocjować nowelizację prawa dot. znakowania miodu. Dotychczasowe przepisy mówiły, że miód wystarczy opisać jako “pochodzący z UE”, “niepochodzący z UE” lub jako mieszankę miodów.

Od 18 kwietnia 2024 r. miód będzie oznaczony nazwą państwa pochodzenia, w którym miód został zebrany.

Marzewski wskazuje jednak, że pierwotne plany były inne. Producenci mieli umieszczać na opakowaniach informację o procentowym pochodzeniu miodu. W myśl nowych przepisów, teoretycznie, 90 proc. surowca mogłoby pochodzić z Chin lub Ukrainy, a 10 proc. z Polski. Informacja na etykiecie ograniczy się tymczasem wyłącznie do wskazania, że miód pochodzi z obu tych krajów.

– To uderzenie nie tylko w branżę, ale przede wszystkim w konsumentów. To oni powinni podejmować świadomą decyzję, jaki miód chcieliby kupić – mówi Marzewski.

Kurpiowskie Bractwo Bartne głośno mówi także o tym, by państwo przejęło na siebie koszt badań, które mogłyby odróżniać zafałszowany miód pochodzący z zagranicy od polskiego miodu.

Do Polski trafia “miód techniczny”?

Producenci miodu przedstawiają inne stanowisko. Ich zdaniem problemem jest to, że polscy pszczelarze produkują za mało miodu. Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa raportował w 2022 r., że spożycie miodu w Polsce wyniosło 38 tys. ton, a pszczelarze zebrali w tym czasie 24 tys. ton.

– Już teraz w wielu rejonach kraju obserwujemy “przepszczelenie”, a więc sytuację, gdy liczba pszczół jest zbyt duża jak na dostępną tam powierzchnię upraw niezbędnych do wytwarzania miodu. Zwiększenie liczby pasiek działających w Polsce nie rozwiązuje problemu – wyjaśniał w komunikacie Przemysław Rujna, sekretarz generalny Polskiej Izby Miodu.

Polska Izba Miodu Polska podkreśla też, że miód przed wjazdem do Polski przechodzi badania sanitarne i jakościowe. Są one przeprowadzane przez certyfikowanych audytorów. Jeżeli próbka nie spełni wymogów, nie zostanie wpuszczona do Unii Europejskiej.

– Importowany miód przechodzi szereg bardzo skomplikowanych badań i nie różni się jakością od miodu produkowanego przez polskie pszczoły – po przejściu wszystkich niezbędnych badań i kontroli jakościowych jest po prostu miodem, niezależnie od kraju jego pochodzenia – zapewnia Przemysław Rujna.

Polska Izba Miodu przypomina również, że miód trafia nie tylko do sklepów. Jest także wykorzystywany przy produkcji leków. A producenci tych ostatnich, zauważa PIM, nie mogą sobie pozwolić na używanie składników wątpliwej jakości.

Miód, który trafia do Polski, jest opisywany na granicy kategorią “miód techniczny”. Taki miód nie jest badany, w teorii nie nadaje się on do spożycia. Co dzieje się po przekroczeniu granicy? Tego już nikt nie kontroluje – oponuje Marzewski.

Pszczelarze mają zresztą do argumentacji PIM więcej zastrzeżeń. W Ostrołęce dołączyli do strajku rolników, pojawili się w biurze wojewody i złożyli petycję do Ministerstwa Rolnictwa.

– Zwracamy się o natychmiastowe działania ministra rolnictwa mające na celu powstrzymanie niszczenia małych rodzinnych gospodarstw pszczelarskich – cytował petycję serwis moja-ostroleka.pl.

– Nasze pszczelarstwo jest bardzo rozdrobnione. 99 proc. rynku to małe, amatorskie pasieki. Dla takich ludzi to zabawa, nie przeszkadza im, że będą dopłacać do wytworzenia miodu. W gorszej sytuacji są przedsiębiorcy, którzy postanowili zajmować się tym zawodowo – uważa Michał Lewandowski.

Adam Sieńko, dziennikarz WP Finanse

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPiS prezentuje kandydata na prezydenta Gliwic. Są też listy kandydatów do rady miasta (TV)
Następny artykułNietrzeźwi kierowcy zatrzymani na drogach powiatu sanockiego