Polska do spółki z Francją, Grecją i Włochami będzie głosować za podniesieniem cen na samochody z Chin. Stawka ma sięgnąć 45 procent, co będzie musiało odbić się na cenach.
Komisja Europejska ma jutro (4.10) głosować na temat podniesienia ceł na samochody elektryczne importowane z Chin. Dziś wszystkie auta produkowane w Państwie Środka obłożone są 10-procentowym cłem. Po wprowadzeniu nowych przepisów, w przypadku modeli elektrycznych miałoby ono wzrosnąć nawet do 45 proc.
To efekt prowadzonego od roku śledztwa mającego potwierdzić nieuczciwe wsparcie lokalnych producentów przez chiński rząd. Zainicjowała je Ursula von der Leyen, ostrzeżona przez przedstawicieli europejskiego przemysłu motoryzacyjnego, którzy wskazali na nieuczciwe praktyki, a co za tym idzie, trudność w konkurowaniu o klienta.
Plan Unii zakłada wprowadzenie ceł na kolejne 5 lat. Żeby nie wszedł w życie, potrzebne byłyby głosy 15 państw członkowskich reprezentujących 65 proc. mieszkańców UE. Jak podaje serwis Autonews.com, na dziś za wprowadzeniem nowego rozwiązania opowiedziały się cztery kraje: Francja, Grecja, Włochy i Polska. Razem reprezentują 39 proc. populacji UE. Plan zdaje się więc być przesądzony.
Od początku śledztwa wprowadzeniu ceł na samochody z Chin sprzeciwia się niemiecki przemysł motoryzacyjny. BMW, Mercedes i Volkswagen sprzedają co roku w Chinach setki tysięcy samochodów, mówi się o 1/3 ich globalnej sprzedaży. Prezesi BMW i Mercedesa twierdzą, że takie działanie UE nie przyniesie korzyści żadnej ze stron i proponują, by raczej zamiast walczyć, negocjować warunki współpracy Unii z Chinami. Wprowadzenie ceł mogłoby się odbić niekorzystnie na ich interesach w Państwie Środka. Dodatkowo zaszkodziłoby także modelom, które produkują w Chinach i sprowadzają do Europy. Christian Lindner, niemiecki minister finansów przyznał wprost, że wojna handlowa z Chinami wyrządzi sektorowi motoryzacyjnemu w Europie więcej szkody niż pożytku. Kanclerz Niemiec Olaf Scholz stwierdził, że prawdopodobnie tak jak to miało miejsce podczas głosowania w lipcu, Niemcy i tym razem wstrzymają się od głosu.
Wprowadzenie ceł zaszkodziłoby najbardziej im oraz Słowakom, którzy są drugim największym eksporterem samochodów z UE do Chin.
Inicjatorami wprowadzenia zmian byli Francuzi. Prezydent Emmanuel Macron zaznaczył, że Europa musi chronić swój rynek wewnętrzny na różnych polach. Wprowadzenie ceł miałoby zachęcić chińskie koncerny do tworzenia miejsc pracy w Europie i produkowania samochodów u nas – z korzyścią dla budżetów państw unijnych i mieszkańców. To zapewne w związku z wyższymi kosztami pracy oznaczałoby podniesienie cen samochodów chińskich marek i byłoby na rękę europejskim producentom. A jeszcze lepiej byłoby, gdyby Chińczycy dzielili się zyskami – tak jak Leapmotor, który porozumiał się ze Stellantisem i będzie składał samochody m.in. w Polsce.
Nie wiadomo jeszcze jakie ruchy wykonają przedstawiciele pozostałych krajów członkowskich. Czesi wciąż się wahają, podobnie jak Hiszpanie – premier Pedro Sanchez podczas swojej ostatniej wizyty w Chinach stwierdził enigmatycznie, że Unia powinna “przemyśleć swoje stanowisko”.
W 2020 r. chińskie samochody elektryczne stanowiły 3,5 proc. sprzedaży w Europie. Na koniec drugiego kwartału tego roku ich udział w sprzedaży elektryków wyniósł już 27,2 proc.
Zdecydowane kroki wobec agresywnego eksportu z Chin podjęły też m.in. Stany Zjednoczone i Kanada. Oba kraje podniosły cła do 100 proc., a Kanadyjczycy objęli nimi nie tylko samochody elektryczne, ale również hybrydy – zwykłe oraz plug-in.
Na obecnym etapie w Europie nie mówi się o planach wprowadzenia wyższych ceł na samochody korzystające z silników spalinowych. To z punktu widzenia polskich klientów, którzy coraz częściej odwiedzają salony MG, Beijinga, Forthinga, Omody i Jaecoo jest dobrą wiadomością, bo pozwala im kupować nowe samochody z wyp … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS