Banknoty z serii „Władcy polscy” są z nami od blisko 30 lat.
Jednakże nieustanna inflacja sprawia, że przez ten czas znacznie się
zdezawuowali. Dlatego potrzebujemy nowych banknotów o wyższych nominałach. Brakuje jednak władców, których podobizny
były godne polskiego złotego.
Mało kto już pamięta, jakimi banknotami posługiwaliśmy się
przed rokiem 1995 (byli to „Wielcy Polacy”, seria z lat 1975-96). I bardzo dobrze, bo były
to czasy szalejącej inflacji, gdy polski pieniądz błyskawicznie tracił na
wartości i nie wzbudzał większego zaufania. To miało się zmienić po denominacji
i wprowadzeniu do obiegu nowej serii banknotów 1 stycznia 1995 roku.
Od tamtej pory w naszych portfelach królują „Władcy polscy”:
Mieszko I (10 zł), Bolesław Chrobry (20 zł) i Kazimierz Wielki (50 zł). Pół
roku później do Piastów dołączyli Jagiellonowie w osobach Władysława Jagiełły
(100 zł) i Zygmunta Starego (200 zł). Od tego czasu niedługo upłynie 30 lat i
chyba nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jak wiele się od tego czasu zmieniło. Że
litr benzyny kosztował wtedy mniej niż 1,5 zł, bochenek chleba mniej niż
złotówkę, a średnia płaca wynosiła ok. 700 złotych brutto miesięcznie.
Jak inflacja pożarła władców Polski
Domniemanego pierwszego
władcę Polski według legendy zjadły myszy. To ryzyko może dotyczyć także
papierowych banknotów, ale w ich przypadku największym wrogiem jest inflacja. Skumulowana inflacja CPI za lata 1995-24
(tj. do końca września) według danych GUS wyniosła blisko 400%. Oznacza
to, że 200 złotych obecnie warte jest tyle ile 40 złotych z roku 1994 (ostatniego sprzed denominacji). Nawet
jeśli weźmiemy pod uwagę możliwość, że denominacja z roku 1995 była zrobiona z
pewnym „zapasem” (tj. że było to 10 000 do 1, a nie bardziej intuicyjne
1 000 do 1) na wysoką inflację drugiej połówki lat 90-tych, to i tak nie
jest dobrze.
Przez poprzednie 25 lat skumulowana inflacja CPI
przekroczyła 150% i również „zżarła” porą część siły nabywczej banknotów
emitowanych przez Narodowy Bank Polski. W
rezultacie dwustuzłotówka ma obecnie siłę nabywczą (w przybliżeniu) równą
niespełna 79 złotych ze stycznia 1999 r. Zresztą starsi Czytelnicy zapewne
pamiętają, że w tamtych czasach za najwyższy polski nominał można było kupić
naprawdę sporo rzeczy. Np. pełny bagażnik artykułów spożywczych, zatankować do
pełna dwa auta czy opłacić naprawdę bogatą wyprawkę szkolną. Dziś ten sam
banknot rozchodzi się na niewielkie zakupy spożywcze lub trzeba się z nim
pożegnać po krótkiej wizycie w gabinecie lekarskim.
Przez te 30 lat do obiegu trafił tylko jeden nowy banknot. 500-złotówki
z podobizną Jana III Sobieskiego znalazły się w obiegu w lutym 2017 roku. – Celem wprowadzenia nowego nominału jest
obniżenie kosztów emisji i sprawne zarządzanie zapasem strategicznym banknotów
przechowywanych przez NBP – argumentował decyzję polski bank centralny.
„500 zł się w Polsce przyda.
Banknot 500 zł” – pisał
mój redakcyjny kolega Michał Żuławiński. Przypomnijmy, że był to początkowy okres rządów Prawa
i Sprawiedliwości i hasło „500 złotych” większości Polaków kojarzyło się wtedy
z zasiłkiem socjalnym programu „Rodzina 500+”. Przez lata banknoty
z Sobieskim uchodziły za „białe kruki” i były praktycznie niespotykane w codziennym obiegu. I choć pięćsetki nadal nie są
zbyt często używane, to
na koniec roku 2023 stanowiły już ponad 10% wartości nominalnej banknotów w
obiegu. I choć w naszych portfelach wciąż
królowali Jagiellonowie (setki i dwusetki stanowiły 85,7% wartości polskich
banknotów w obiegu), to król Jan III Sobieski najprawdopodobniej rozgościł się
w naszych sejfach, słoikach czy materacach, gdzie przechowywany oszczędności
poza zasięgiem banków, rządu i drobnych złodziei.
Tysiąc złotych to też za mało
Nie ma jednej, powszechnie
przyjętej reguły określającą nominał „największego” banknotu w danym kraju. Istnieje
jednak stara reguła, w myśl której płacę minimalną powinno dać się wypłacić w
dwóch-trzech banknotach. W Polsce tak było przynajmniej do roku 2005. Ale w
roku 2006 wynagrodzenie minimalne zadekretowano na 899,10 zł brutto, co po potrąceniu
ZUS-u i zaliczki na PIT dawało niespełna 648 zł „na rękę”. I tego już nie dało
się wypłacić w trzech banknotach.
Wprowadzenie banknotu
500-złotowego w roku 2017 tylko na krótki czas rozwiązywało ten problem. Płaca
minimalna wynosiła wtedy 2000 złotych brutto, czyli prawie 1460 zł po odjęciu
podatków. Czyli trzy banknoty znów wystarczały na jej wypłatę. Później jednak
rządzący zainicjowali szaleńcze podwyżki minimalnego wynagrodzenia za pracę, które
w 2025 roku ma wzrosnąć do 4 666 zł brutto, co daje 3 510,92 zł netto. W obecnych warunkach
na wypłatę takiej pensji nie wystarczy nawet siedem banknotów. Potrzebujemy zatem większego nominału.
Zresztą przyzna to każdy, kto kiedykolwiek przeprowadził
jakąkolwiek większą transakcję gotówkową. Przykładowo, zakup używanego
samochodu za kilkadziesiąt tysięcy złotych w zasadzie wymaga zaopatrzenia się w
liczarkę pieniędzy. Jak również zabrania ze sobą większej torby, w której
zmieściłaby się grubsza sterta dwustuzłotówek. O operacji gotówkowego zakupu
nieruchomości nawet nie wspominając.
W tym momencie wprowadzenie banknotu o nominalne tysiąca
złotych jest już kwestią opóźnioną o przynajmniej kilka lat. Taki banknot nam
jest po prostu potrzebny i basta! W gruncie rzeczy potrzebujemy też biletu NBP
opiewającego na kwotę 2 000 złotych. Powiem więcej: nawet banknot o
nominalne 5 000 złotych nie byłby tu żadną przesadą. Wszakże nawet dwa
takie w tym momencie nie wystarczyłyby na zakup jednej uncji złota.
Jak to robią na świecie
W poszukiwaniu uzasadnienie dla wprowadzenia banknotów o
wyższych nominałach, warto rozejrzeć się także za granicą Polski. Porównanie wartości
banknotów o najwyższym nominale w poszczególnych krajach pokazuje, że nawet
wprowadzenie banknotu 2 000 złotych nie wyniesie nas na globalne podium. I tak w strefie euro najwyższym nominałem formalnie pozostaje banknot 500€ (choć już nie jest produkowany, to pozostaje prawnym środkiem płatniczym), co przy
bieżącym kursie EUR/PLN stanowi równowartość ok. 2 150 zł. Skoro nasze
płace mają gonić te europejskie (bo ceny już nierzadko dogoniły), to dlaczego
nie możemy się posługiwać równie „grubymi” banknotami?
Waluta | Najwyższy nominał w obiegu |
Kurs | Wartość w PLN | |
---|---|---|---|---|
1 | dolar singapurski* |
10 000 | 3,0260 | 30 260 |
2 | frank szwajcarski |
1 000 | 4,5852 | 4 585 |
3 | euro* | 500 | 4,3048 | 2 152 |
1 000 zł | ||||
4 | korona czeska |
5 000 | 0,1708 | 854 |
5 | korona duńska |
1 000 | 0,5772 | 577 |
6 | dolar Hongkongu |
1 000 | 0,5111 | 511 |
500 zł | ||||
7 | lej rumuński |
500 | 0,8655 | 433 |
8 | dolar amerykański*** |
100 | 3,9718 | 397 |
9 | korona szwedzka |
1 000 | 0,3779 | 378 |
10 | korona norweska |
1 000 | 0,3652 | 365 |
11 | korona islandzka |
10 000 | 2,8872 | 289 |
12 | dolar kanadyjski |
100 | 2,8795 | 288 |
13 | dolar australijski |
100 | 2,6661 | 267 |
14 | jen (Japonia) |
10 000 | 2,6494 | 265 |
15 | funt szterling** |
50 | 5,1800 | 259 |
16 | dolar nowozelandzki |
100 | 2,4109 | 241 |
17 | lew (Bułgaria) |
100 | 2,2010 | 220 |
18 | forint (Węgry) |
20 000 | 1,0761 | 215 |
19 | nowy izraelski szekel |
200 | 1,0702 | 214 |
20 | peso meksykańskie |
1 000 | 0,2009 | 201 |
21 | won południowokoreański |
50 000 | 0,2896 | 145 |
22 | real (Brazylia) |
200 | 0,7025 | 141 |
23 | bat (Tajlandia) |
1 000 | 0,1198 | 120 |
24 | hrywna (Ukraina) |
1 000 | 0,0963 | 96 |
25 | rupia indyjska |
2 000 | 4,7248 | 94 |
26 | ringgit (Malezja) |
100 | 0,9228 | 92 |
27 | peso chilijskie |
20 000 | 0,4197 | 84 |
28 | peso filipińskie |
1 000 | 0,0691 | 69 |
29 | yuan renminbi (Chiny) |
100 | 0,5590 | 56 |
30 | rand (RPA) |
200 | 0,2254 | 45 |
31 | rupia indonezyjska |
100 000 | 2,5682 | 26 |
32 | lira turecka |
200 | 0,1158 | 23 |
*banknoty 10000 SGD i 500€ zostały wycofane z produkcji, ale pozostają prawnym środkiem płatniczym |
||||
** w Szkocji występuje banknot stufuntowy, ale nie jest emitowany przez Bank Anglii |
||||
*** istnieją banknoty o wyższych nominałach, ale były używane głównie przez banki i zostały wycofane z obiegu |
||||
Źródło: opracowanie własne na podstawie tabeli A NBP i zagranicznych banków centralnych. |
Nie powinna nas też straszyć większa liczba zer na
banknocie. Szwajcarzy mają banknoty tysiącfrankowe i jakoś nie podważa to
estymy helweckiej waluty. Tak samo jak dolara singapurskiego, korony duńskiej
czy szwedzkiej. Nasi południowi sąsiedzi mogą posłużyć się banknotem o nominale
5 000 koron czeskich, stanowiącym równowartość ok. 850 złotych. Zatem na
światowym tle papierek z nadrukiem „tysiąc złotych polskich” nie stanowiłby
anomalii.
Który władca jest godny banknotu?
W polskim przypadku z banknotami o wyższych nominałach
dochodzi jeszcze jeden problem. Otóż po wprowadzeniu banknotu z podobizną Jana
III Sobieskiego w zasadzie wyczerpany został zasób historycznych władców
Polski, którzy byliby godni miejsca na prawnym środku płatniczym. Z pewnością
przywilej ten nie przysługuje królom z dynastii Sasów, którzy uwikłali nas
w III wojnę północną. Stanisław August Poniatowski mimo niejednoznacznej
oceny historyków na banknot raczej też nie zasłużył. O formalnym „królu Polski” w
postaci cara Mikołaja I i jego następców wolelibyśmy raczej zapomnieć.
I tak na placu boju pozostał właściwie tylko Józef
Piłsudski. Naczelnik z pewnością był władcą odrodzonej Polski, choć nie był
królem (zresztą Mieszko I też nie był). Pomimo licznych kontrowersji wobec
osoby Marszałka jego obecność na przyszłym banknocie tysiączłotowym chyba nie
budziłaby większego oporu w społeczeństwie. Zresztą marszałek Piłsudski miał już gościć na
banknocie i to nie byle jakim. Chodzi o niewprowadzony do obiegu banknot o
nominalne 5 000 0000 zł (słownie: pięć milionów złotych) z roku 1995.
A kogo wstawić na ewentualny banknot o nominale 2 000
zł? Nie wysilę się tu na oryginalność i zaproponuję Jana Pawła II. Był przecież
Polakiem i był władcą. A że akurat nie władał Polską (a przynajmniej nie
bezpośrednio), to już inna sprawa. Na tym seria „Władcy polscy” uległaby
zakończeniu. Do takiego tytułu nie może pretendować żaden z sowieckich
namiestników rządzących PRL-em w latach 1944-91. Ani też chyba żaden polityk z
epoki III RP. Tym bardziej, że w polskiej tradycji na banknoty trafiają osoby
już dawno zmarłe. Jest więc za wcześnie na pieniądz z podobizną Lecha Wałęsy, Donalda
Tuska czy Jarosława Kaczyńskiego.
Problem banknotu 5 000 zł (i ewentualnych jeszcze
wyższych nominałów) mogłoby rozwiązać przywołanie władców pominiętych. Kto
powiedział, że władcy muszą trafiać na banknoty w kolejności chronologicznej? A
tu paru kandydatów by się jeszcze znalazło. Dlaczego nie mamy banknotu z
podobizną Władysława Łokietka, który ponownie zjednoczył Polskę po rozbiciu
dzielnicowym? A już pominięcie w banknotowej sukcesji Stefana Batorego uważam
za poważny skandal. Można by też uhonorować Jadwigę Andegaweńską, która
przecież została koronowana na króla Polski.
Być może ta dyskusja może wydać się wydać nieco akademicka i
że tak wysokie banknoty nie są i nigdy nie będą nam potrzebę. Ośmielę się nie zgodzić. Żyjemy w systemie, którego immanentną cechą jest spadek siły nabywczej pieniądza.W reżymie pieniądza fiducjarnego i rezerwy cząstkowej
inflacja jest nieunikniona. Bez niej i współczesny system finansowy uległby
załamaniu i dlatego jest ona podtrzymywana przez kartel banków centralnych. Inflacja
to także droga w jedną stronę – pieniądz fiducjarny nigdy nie będzie miał siły
nabywczej większej niż dzisiaj.
Nawet gdyby Narodowemu Bankowi Polskiemu przez 20 kolejny
lat jakimś cudem udało się utrzymać inflację na poziomie 2,5%, to w tym czasie
koszty życia wzrosną o prawie 64%, a siła nabywcza złotego spadnie o blisko 40%.
A to oznacza potrzebę wprowadzenia banknotów o wyższych nominałach, co jednak władza zwykle czyni bardzo niechętnie (bo w ten sposób przyznaje się do hodowania inflacji). No chyba że do tego czasu rządzący zakażą nam korzystania z gotówki, na
co lobby antygotówkowe ma wielką chrapkę. Wtedy będziemy musieli przerzucić się
na jakiś inny środek wymiany, a papierowe banknoty stracą rację bytu.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS