A A+ A++

– Chcemy, aby w eliminacjach Euro reprezentację poprowadził trener gwarantujący jej rozwój i realizację zakładanych celów. Nowy selekcjoner musi również poprawić wizerunek drużyny narodowej i odbudować zaufanie kibiców – powiedział Cezary Kulesza po zwolnieniu Czesława Michniewicza tuż po katarskim mundialu. Tymczasem Fernando Santos ledwo co zaczął pracę, a cele, które wydawały się banalne, znacząco się oddalają, a atmosfera wokół kadry robi się fatalna. 

Zobacz wideo
Ewa Piątkowska będzie walczyła z mężczyzną. “Pora się do tego przyzwyczajać”

I nie ma co się dziwić, bo kibice odliczają czas wielkimi turniejami. Najbliższy to Euro 2024. Santos dostał półtora roku, by zbudować reprezentację, z której kibice będą mogli czuć dumę. W Katarze, choć na mistrzostwach świata wyszliśmy z grupy pierwszy raz od 36 lat, fajerwerków nie było. Portugalczyk miał wypracować styl i tożsamość kadry – tak, by Robert Lewandowski z wielkich turniejów nie został zapamiętany jako kapitan zespołu, którego nie dało się oglądać. Wydawało się, że warunki ku temu mamy wyjątkowo komfortowe. Przecież na Euro 2024 wystąpią 24 zespoły, a w eliminacjach biorą udział 53 reprezentacje.

Polacy, losowani z pierwszego koszyka, trafili do grupy E z:

  • Czechami
  • Albanią
  • Wyspami Owczymi
  • Mołdawią

Na Euro 2024 zagrają co najmniej dwie drużyny z tego grona. Co najmniej, bo oprócz 20 zespołów – zwycięzców i wiceliderów – z 10 grup, a także niemieckich gospodarzy turnieju, na Euro awansują też trzy zespoły, które zostaną wyłonione w barażach. Zagrają w nich czołowe drużyny z każdej z trzech dywizji Ligi Narodów, które nie uzyskają awansu w eliminacjach ME.

Eliminacje dla Polaków miały być bardzo łatwe. Naszym rywalem w walce o pierwsze miejsce mieli być przede wszystkim Czesi, którzy nawet nie polecieli do Kataru. Złośliwi powiedzieliby, że na Euro 2024 trudniej się nie dostać, niż awansować. Ba, wszyscy tak mówiliśmy przed startem rozgrywek.

Tymczasem zbliżamy się do półmetka eliminacji, a Polacy są na przedostatnim miejscu w grupie E. Na początku przegraliśmy w Pradze z Czechami (1:3), gdy już po 180 sekundach Wojciech Szczęsny dwukrotnie musiał wyciągać piłkę z siatki. Później co prawda pokonaliśmy skromnie Albanię 1:0, ale nie było to wielkie widowisko. Teraz przyszło kompromitujące 2:3 w Mołdawii.

Trzy punkty po dwóch meczach to był wynik rozczarowujący, ale wciąż pozwalający myśleć o spokojnym awansie. Trzy punkty po trzech meczach? Tego nie mogli przewidzieć nawet najwięksi pesymiści. Tym bardziej po wygranej w sparingu z Niemcami.

Rzućmy okiem na aktualną tabelę grupy E, ale od razu uprzedzamy, że jest to przykry widok.

Tabela grupy E:

  1. Czechy 3 mecze 7 punktów 6-1 bilans bramkowy
  2. Albania 3 mecze 6 pkt 5-2
  3. Mołdawia 4 mecze 5 pkt 4-5
  4. Polska 3 mecze 3 pkt 4-6
  5. Wyspy Owcze 3 mecze 1 pkt 2-7

Czwarta kolejka zostanie rozegrana 7 września. Wtedy Polacy podejmą Wyspy Owcze, a Czesi zmierzą się przed własną publicznością z Albanią. Pauzować będzie Mołdawia, która jako jedyna rozegrała dotychczas cztery spotkania.

Co się musi stać, żebyśmy awansowali na Euro?

Teoretycznie, jeśli Polska pokona Wyspy Owcze, sytuacja nadal będzie zła, ale nie dramatyczna. Biało-Czerwoni nadal będą mieli wszystko we własnych nogach. “Wystarczy” wygrać rundę rewanżową, co może być o tyle łatwiejsze, że tym razem Mołdawian i Czechów będziemy gościć. Meczem-pułapką może być jednak wyjazd do Albanii.

Słowem, w Kiszyniowie Santos stracił wszystkie koła ratunkowe. Teraz jego kadra będzie przypominała grupę saperów, którzy nie mogą się pomylić. Kolejna porażka może oznaczać koniec marzeń o awansie. Jeśli jednak wygramy co najmniej cztery z pięciu pozostałych meczów, to powinniśmy awansować – najpewniej z drugiego z miejsca. No i warto kibicować Czechom, by we wrześniu pokonali Albanię.

Tyle zarysu teorii. A co w praktyce musi zrobić Santos? Portugalczyk spokojne – jak się wydawało jeszcze kilka miesięcy temu – eliminacje, miał przeznaczyć na budowę drużyny, wprowadzanie młodych, szlifowanie stylu. Teraz musi pragmatycznie walczyć o punkty. Na kogo stawiać, kogo odsuwać?

Teoretycznie mamy bramkarza, skrzydłowych i napastników. Ale co z tego?

Wojciech Szczęsny zawinił przy trzecim golu z Mołdawią, ale jego pozycji nie ma sensu podważać. Wystarczy przypomnieć sobie jego parady z meczu z Niemcami. Taki po prostu jest już bramkarz Juventusu. Potrafi bronić fenomenalnie, ale co jakiś czas wpuszcza babola. Ale nawet z tymi babolami, to wciąż jeden z najlepszych fachowców w Europie.

Większy problem jest z obroną. Na Kamila Glika można było narzekać, można było z niego drwić tak, jak w Katarze robił to Lothar Matthaeus, legendarny reprezentant Niemiec, ale nie można było mu odmówić jednego – świetnie wiedział, gdzie wstawić nogę. Teraz możemy się zachwycać rozegraniem Jakuba Kiwiora, ale ani on, ani Jan Bednarek, ani Tomasz Kędziora nie potrafią bronić tak dobrze jak Glik. I żaden z nich – co równie ważniejsze – nie ma takiej charyzmy. Glik był liderem z krwi i kości. 

Santos nie stworzy sztucznie nowego przywódcy, bo tylko boisko może go wykreować. Portugalczyk musi jednak przemyśleć, kto ma stać przed Szczęsnym i w jakim ustawieniu.

Drugą bolączką Santosa będzie środek pola, gdzie tak naprawdę tylko Piotr Zieliński – autor pomyłki, która w 48. minucie dała bramkę Mołdawii na 1:2 – ma pewne miejsce w pierwszym składzie. Zawodnik Napoli potrafi rozczarować, co pokazał w czerwcowym zgrupowaniu, ale jego miejsce jest niepodważalne. Cała reszta? Gra w kratkę. Trudno przypuszczać, by nagle Karol Linetty czy wiecznie kontuzjowany Krystian Bielik mieli nagle stać się liderami. Szymon Żurkowski ze Spezii póki co też nim nie zostanie, a Damian i Sebastian Szymański grają w kratkę. Większość fanów i tak pewnie liczy, że najwięcej do powiedzenia w drugiej linii, obok Zielińskiego, będzie miał Jakub Moder z Brighton. Ale on od ponad roku leczy uraz.

Bać nie musimy się przynajmniej o atak. Karol Świderski z reguły nie zawodził, a Arkadiusz Milik i jego współpraca z Robertem Lewandowskim była jedynym jasnym punktem feralnego meczu z Mołdawią. – Dawnych wspomnień czar – powiedział Mateusz Borek, po tym jak duet zdobył dwie bramki.

Wszystko wskazuje też, że długo wyczekiwanych następców Kamila Grosickiego i Jakuba Błaszczykowskiego znajdziemy w gronie: Przemysław Frankowski, Nicola Zalewski, Jakub Kamiński i Michał Skóraś.

Teoretycznie mamy zatem bramkarza, skrzydłowych i napastników. Ale tylko teoretycznie, bo co z tego, że wymieniamy wśród nich pilkarzy Juventusu, Napoli, Barcelony czy kilku innych z najlepszych europejskich ligi, skoro tworzą oni zespół potrafiący nagle rozsypać się w Kiszyniowie? Poza tym stare piłkarskie porzekadło przestrzega, że drużynę powinno się budować od tyłu, a akurat obrony pewni być nie możemy.

Fernando Santos to z pewnością wie. Wie też, że limit wpadek już wykorzystał. Jego kontrakt zawiera dwa cykle eliminacyjne, ale od teraz stąpa po kruchym lodzie. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułКанікули в Грузії: що подивитися у мальовничій країні цього літа
Następny artykułPoszukiwania łodzi podwodnej na Atlantyku. Ratownicy słyszeli odgłosy