Robert Lewandowski, najlepszy piłkarz świata 2020 roku, tylko w reprezentacji Polski ma okazję do gry przeciw obrońcy hiszpańskiego czwartoligowca CF Pobla de Mafumet, czy klubów z Andory, a na horyzoncie są też mecze z San Marino. Dla tradycjonalistów to będzie cios, ale radzę się przyzwyczaić do tej myśli: radykalna zmiana systemu eliminacji w Europie to kwestia czasu.
Od razu tylko wyjaśnię: wśród najlepszych reprezentacji, o których mowa w tytule (powiedzmy top 8 w Europie), nie widzę w tym momencie Polski. Ten tekst nie ma być żadnym manifestem, nawołującym UEFA, by akurat Polska nie musiała grać o punkty z Gibraltarem czy Wyspami Owczymi. Po wygranej 3-0 z Andorą, którą reprezentacja Paulo Sousy zawdzięcza głównie skuteczności Roberta Lewandowskiego, taki postulat zakrawałby na bezczelność. Po prostu spodziewam się, że to ostatnie eliminacje do dużego turnieju w tym kształcie. Wręcz dziwię się – obserwując politykę UEFA – że zmiany nie nastąpiły wcześniej. Cytując “Dzień świra”: czekam jak na wyrok, bo on już zapadł.
UEFA albo nie będzie tłumaczyła się wcale, albo powie, że “wsłuchała się w głosy ekspertów” (czyli ulegnie presji najbogatszych klubów i federacji). Najbliższy zmasowany atak na obecny system europejskich kwalifikacji nastąpi – spójrzmy w kalendarz – na początku września. Wtedy to Anglia zagra z Andorą, a Niemcy z Liechtensteinem. To właśnie z Anglii i Niemiec, ze strony trenerów i mediów, płynęły wcześniej najgłośniejsze narzekania na tego typu spotkania.
CZYTAJ TEŻ: Czy Paulo Sousa wierzy w to, co mówi?
Już kilkanaście lat temu, konieczność gry Anglików z Andorą w eliminacjach Euro 2008, dla słynnych menedżerów klubów Premier League było jakimś kuriozum. Sytuację podgrzewał fakt, że Andorczycy mocno pokopali angielskie gwiazdy, zresztą w poprzednim cyklu eliminacji byli reprezentacją z największą liczbą kartek na koncie. – To szalone, że muszę patrzeć, jak nasi gracze na całym świecie ryzykują swoje zdrowie w niepotrzebnych meczach. Jaka to różnica, czy taka kadra piłkarskich “krasnali” przegra 0-3 czy 0-5? Musimy wprowadzić system selekcji podobny do Ligi Mistrzów! – grzmiał Rafa Benitez, wówczas menedżer Liverpoolu. Jego pomysł popierał Arsene Wenger. Wtórował im Jose Mourinho: – W takich meczach słabe drużyny zawsze ostro faulują, co kończy się kontuzjami czołowych graczy. Słabe drużyny, np. Kazachstan, San Marino i Andora, powinny grać tylko między sobą, a we właściwych eliminacjach powinny być tylko grupy po 3-4 reprezentacje, zdolne awansować i prezentować wysoki poziom na turnieju.
O prekwalifikacjach myślał też Joachim Loew, który jeszcze przed zwycięskim dla siebie mundialem 2014 mówił: – Terminarz meczowy jest przepełniony i musimy jakoś temu zaradzić. Moglibyśmy przedyskutować, czy jest sensowne ze sportowego punktu widzenia dwukrotne granie przeciwko takim zespołom jak Kazachstan, Wyspy Owcze, Andora czy San Marino – przekonywał selekcjoner reprezentacji Niemiec. Przypomnijmy, że to właśnie Niemcy wygrały z San Marino 13-0 w eliminacjach Euro 2008.
UEFA już naruszyła wieloletni system kwalifikacji, wplątując w niego Ligę Narodów – w większym stopniu w przypadku Euro 2020/2021, ale i do barażów o mundial Katar 2022 dwie kadry mogą się wdrapać przez LN. I tak naprawdę to właśnie Liga Narodów jest już gotowym narzędziem do postulowanych prekwalifikacji, to właśnie – w najniższej dywizji – są wymarzone przez słynnych menedżerów rozgrywki słabych ze słabymi. Prekwalifikacje to pierwszy ze scenariuszy. Drugi może zakładać całkowite wyłączenie topowych europejskich reprezentacji z konieczności gry w eliminacjach. Na podstawie rankingu historycznego, osiągnięć w poprzednich turniejach, rankingu FIFA – bez różnicy. UEFA już dobierze kryteria tak, by wszyscy z wielkich byli chronieni, bo nawet 24-zespołowe Euro nie daje całkowitej gwarancji udziału tradycyjnej czołówki (patrz: brak Holandii na Euro 2016).
Takie chwyty już widzieliśmy: grupy najwyższej dywizji Ligi Narodów zostały przecież powiększone, by nie spadły z niej Niemcy (przy okazji skorzystała wtedy Polska). Takie chwyty zobaczymy też niebawem przy okazji reformy Ligi Mistrzów, gdzie dzięki rankingowi historycznemu najlepsze (najbogatsze) kluby będą miały niemal gwarancję udziału. Takie wyjście pewnie by oznaczało dalsze rozwijanie tej części Ligi Narodów, gdzie najlepsi grają z najlepszymi. A że byłaby to gra tylko o kasę dla federacji i niewiele znaczące trofeum? Przyzwyczajajmy się. Jako wstęp można traktować premię dla uczestników Final Four Ligi Narodów, którzy w tych eliminacjach grają w najmniejszych gr … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS