W piątek (28 maja) “Wyborcza” otrzymała oświadczenie firmy GLS, zajmującej się dostarczaniem przesyłek. Niemiecki właściciel firmy transportowej, który zatrudniał polskich kierowców, był podwykonawcą usług kurierskich dla GLS.
Jak opowiadali kierowcy nie wypłacił im pieniędzy, wyrzucił z mieszkania, gdy się domagali wypłaty. Musieli koczować w lesie niedaleko Eisenach pod Getyngą.
Małgorzata Markowska, marketing menedżer GLS Poland, przekazała “Wyborczej” oświadczenie, w którym czytamy:
“Od momentu pozyskania informacji o sytuacji polskich kierowców zatrudnionych przez firmę transportową w Niemczech, GLS prowadzi intensywne czynności zmierzające do wyjaśnienia wszelkich okoliczności sprawy. Przede wszystkim podjęliśmy natychmiastowe działania – zapewniliśmy kierowcom hotel i zadbaliśmy o uregulowanie należnych zaległości spowodowanych przez firmę transportową. Zaznaczmy, że GLS zobowiązuje kontraktowo swoich partnerów do zapewniania warunków zatrudnienia zgodnych z przepisami prawa danego kraju, w tym przypadku z obowiązującymi w Niemczech ustawami dotyczącymi wynagrodzenia minimalnego, godzin pracy i dostarczania przesyłek. Podkreślamy także, że GLS prowadzi politykę zerowej tolerancji wobec firm transportowych, które nie przestrzegają przepisów prawnych dotyczących zatrudnienia.”
Poinformowała także, że niezależnie od dalszych ustaleń, GLS zakończy współpracę z niemieckim przewoźnikiem. Do czasu pełnych wyjaśnień firma pozostanie także w kontakcie z kierowcami.
– Możemy nareszcie wrócić do domów – mówi nam Wojciech Szumlak, jeden z kierowców pochodzący z Nakła nad Notecią.
Pracowali po 20 godzin na dobę
O sprawie pisaliśmy w środę (26 maja). Trzynastu kierowców z Polski pojechało do pracy w Niemczech w kwietniu. Rozwozili paczki po 20 godzin na dobę. Termin pierwszej wypłaty przypadał 16 maja. Na koncie nie było pieniędzy.
– Pracodawca próbuje nas zwodzić. Mówi, że następnego dnia wpłyną pensje, bo jest jakiś problem z bankiem. Poczekaliśmy tydzień i już wiedzieliśmy, że coś jest nie w porządku. Wtedy wszyscy razem złożyliśmy wypowiedzenie z dwutygodniowym okresem, zgodnie z umową. Następnego dnia nasz pracodawca, który jest podwykonawcą w Niemczech dla GLS, przyjechał i kazał nam oddać kluczyki do wszystkich samochodów. Powiedział też, że daje nam jeszcze jeden dzień na opuszczenie mieszkania – opowiadali pokrzywdzeni Polacy. – Nie zgodziliśmy się oddać kluczyków i aut, bo wiedzieliśmy, że nie mielibyśmy żadnej karty przetargowej do odzyskania pieniędzy. Potem koczowali w lesie, spali w samochodach.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS