JESIENNE STYLIZACJE I KOLORY, OD SYPIALNI PO PAZNOKCIE
Przepiękny był ten październik! Wypełniony słonecznymi spacerami w zwiewnych sukienkach, szuraniem w złotych liściach, zbieraniem kasztanów. Oszalałam w tym roku jakoś wyjątkowo mocno na punkcie jesiennych stylizacji i dekoracji, ustawiałam dynie i świece, bukieciki z jarzębiny, nawet pościel sobie kupiłam pod kolor świata za oknem 😉 W październiku zmieniły się moje nawyki, smaki i potrzeby, wczułam się w klimat pod każdym możliwym względem – od aranżacji sypialni, przez ubrania, aż po paznokcie. Jako dumna ambasadorka z wielką frajdą nosiłam jesienne kolory z kolekcji . I jak we wrześniu jeszcze były to bezpieczne szarości (Calm Wind i Blissful Moment), tak w październiku używałam już niemal wyłącznie nasyconej czerwieni (Moonlight Flower) i klasycznego burgundu (Cosy Shelter). Powoli zamykam ten sezon wnętrzarsko – konfekcyjno – urodowy i rozglądam się za zimowymi klimatami. Dynie pewnie lada dzień pójdą po nóż, a kolor wina ustąpi miejsca jakiejś przejściowej klasyce, zanim świąteczne błyskotki będą już w pełni uzasadnione 😉
Jeśli chciałybyście zacząć swoją przygodę z hybrydą, polecam Wam , w którym opisałam dokładnie, co i jak 🙂
Lakier na zdjęciu to Cosy Shelter z kolekcji .
“POLKA PRZY GARACH. 40 PRZEPISÓW NA JESIEŃ”
Lubię doprowadzać projekty do końca. Kiedy rzeczy, które sobie wymyślę, stają się realne. Lubię gotować i obdarowywać, zatem frajdę miałam nieziemską, kiedy zaczęły spływać – podziękowania, udostępnienia i nowe zamówienia. Cieszę się, że mogłam Wam sprawić przyjemność i jednocześnie – dać drugie życie przepisom, które tu niestety często leżą odłogiem, a do których zaglądacie rzadziej, niż bym sobie tego życzyła. Jest ich już dzisiaj naprawdę dużo, dlatego pracuję nad lepszym systemem prezentowania i organizacji treści z sześciu lat blogowania. Tymczasem jest on – , śliczny jak złoty park, apetyczny jak październikowy warzywniak, rozgrzewający jak dobra zupa, kipiący od pomysłów na to, co upichcić z sezonowych składników. Jeśli jeszcze go nie macie, więcej informacji o tym, co w środku, znajdziecie . Nieskromnie polecam. Te, które mają, mówią, że fajny 😉
SZEROKI, BIAŁY UŚMIECH – MEDICOVER STOMATOLOGIA
W październiku postawiłam kropkę nad “i”, dodałam wisienkę na torcie przedsięwzięcia, za które zabrałam się pod koniec wakacji. W sierpniu bowiem przełamałam wreszcie swoje irracjonalne lęki, przerwałam dwuletnią prokrastynację i poszłam zrobić porządek ze swoją paszczą. Bo wiecie, jak to jest – póki nie boli i nie straszy, to zawsze są ważniejsze rzeczy do zrobienia. Męczyło mnie to jednak coraz bardziej, czułam się zaniedbana, chciałam mieć zęby zdrowe i białe.
I tak trafiłam to Medicover – sieci klinik, do których można umawiać się na wizyty bez pakietu, jak w każdym innym gabinecie stomatologicznym. Gabinety są nowoczesne, wyposażone w najlepszy sprzęt i – co mogę potwierdzić z całą stanowczością – niesamowicie przyjazne. To było dla mnie naprawdę ważne, żeby w momencie przełamania lekkiego wstydu i lęku przed borowaniem, spotkać się z uśmiechem i zrozumieniem. W Medicover Stomatologia czułam się bezpieczna i zaopiekowana przez cały czas leczenia – a było to kilka ubytków, skalling, piaskowanie i wybielanie. Byłam znieczulana tak, żeby nie czuć bólu, na każdym kroku czułam dbałość o mój komfort, a rezultaty po każdej wizycie były świetne. No i atmosfera – przesympatyczna, i to tak naturalnie, bez sztuczności. Po prostu pracuje tam grono fajnych, wesołych ludzi, od recepcji, przez asystentki, higienistki, po stomatologów, którzy sprawiali, że mój strach stopniał momentalnie, a próg kliniki przekraczałam z uśmiechem. Coraz szerszym i coraz bielszym. W gdańskiej klinice szczególnie polecam moją panią doktor Monikę Weber, która zajmowała się mną troskliwie i bezboleśnie przez ostatnie tygodnie.
Już wpisałam w kalendarz wizytę kontrolną za pół roku, już zmieniłam codzienne nawyki i produkty do higieny. Jestem dziś odgruzowana i szczęśliwa, bardziej pewna siebie i przekonana, że już nie będę się bać, ani zwlekać. Bo mam swoje miejsce i wiem, gdzie wracać.
Z KOPYTEM – NATURALNE I ETYCZNE CZAPKI
To nie są zwykłe czapki. To czapki z misją i z przesłaniem. Kobieca, trójmiejska marka, która postawiła na zmianę. to przedsięwzięcie mojej znajomej i jej koleżanek, trzech bezkompromisowych eko-freaków, które postanowiły, że stworzą markę absolutnie zero waste! 0% – tyle plastiku jest w ich czapkach. To nie tylko wełna merino i mała, rodzinna szwalnia, ale też bawełniane metki, ekologiczne opakowania, przetwarzanie odpadów przędzy i szukanie do upadłego najzdrowszych dla ludzi i środowiska rozwiązań.
I wiecie co? Jeśli ktokolwiek może uratować ten świat, będą to kobiety. Trzy z nich już próbują, czapka po czapce, głowa po głowie. Obczajcie koniecznie – dla świata, dla wód wolnych od mikroplastiku i dla siebie – by było ciepło i zdrowo.
czapka Hani –
czapka Zosi –
moja –
KINO DOMOWE – NOWA JAKOŚĆ OGLĄDANIA
Kiedy pół roku temu przeprowadziliśmy , wymieniając w nim szafki rtv, pozbyliśmy się jednocześnie telewizora. Obiektu, który tylko się kurzył i straszył, brzydki i używany jedynie w weekendy, a i to jako odbiornik rodzinnych filmów nadawanych z Netflix czy HBO Go. Już drugi rok z powodzeniem stosujemy w domu zasadę, że w tygodniu dzieci nie korzystają z elektroniki, natomiast piątki są rytualnym, wyczekiwanym wieczorem filmowym. Zdarza się i w weekend, choć wtedy już częściej jakieś gry i bajki dla dzieci, a dla nas – filmy i seriale dla dorosłych. Telewizora po prostu od bardzo dawna nie włączało się u nas, wolimy słuchać muzyki, czytać, ale też często wieczory poświęcamy na jakieś obowiązki domowe, szkolne czy zawodowe. Poszedł więc na olx i nie płakaliśmy za nim zasadniczo, brakowało tylko jakiegoś większego ekranu do wspólnego oglądania, na te nasze filmowe wieczory na sofie. Plan był od początku jasny – rzutnik i ekran. Kiedy więc minęło lato, z właściwym sobie stylem życia, jakże odległym od sofy, i po nim przyszedł czas domowy, potrzeba stała się pilniejsza. W zaprojektowanej przez kolegę męża szafce wylądował ekran (w schowku na tylnej ściance, otwieranym od góry), a na lekkiej, metalowej konsoli – rzutnik. Wystarczy przesunąć go o metr, na środek sofy, z szufladki wysunąć ekran i zaczepić go na przymocowanym do ściany haczyku, a potem bezprzewodowo rzucić nań film z którejś z platform, by cieszyć się kinem domowym na dużym ekranie. Jakie to jest fajne! Jaramy się my i jarają się dziewczyny. Mościmy się wygodnie na sofie i oglądamy, co piątek i co weekend. Zamiast tępego klikania po kanałach – starannie wyselekcjonowane filmy, oglądane razem, wyczekiwane, taki nasz rodzinny rytuał. Uwielbiam to!
ekran – CELEXON PROFESSIONAL PLUS 180×120
rzutnik – OPTOMA HD39 DARBEE
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS