A A+ A++

Aleksandra Wiśniewska: Dlaczego akurat Islandia?

Monika: Wyjechałam na Islandię za namową znajomego. Miałam zostać tylko na rok i wrócić. Wyszło inaczej. Jestem tutaj już ponad 13 lat i mam islandzkie obywatelstwo.

W Polsce miałam dobrą pracę, więc decyzja o wyjeździe kierowana była nie tylko super zarobkami, ale też obietnicą poznania “innego świata”. Spróbowania czegoś nowego oraz bycia niezależną.

Kiedy wyjeżdżałam w 2007 r. o Islandii nie mówiło się dużo w mediach. Jeśli już, była to jakaś mała informacja pomiędzy newsami. Sama tak naprawdę przewertowałam parę stron w Internecie w poszukiwaniu informacji o wyspie, jej mieszkańcach, klimacie oraz o tym, co warto na Islandii zobaczyć. Ba, nawet kupiłam wtedy jedyny dostępny na rynku przewodnik po Islandii. Krajobrazy w nim były przepiękne. Wtedy upewniłam się, że jadę. Połączę przyjemne z pożytecznym – popracuję, zarobię i pozwiedzam [śmiech].

Jak wizja z obrazów miała się do rzeczywistości?

Moje wyobrażenie na podstawie zdjęć z Internetu zostało mocno skonfrontowane z rzeczywistością już po wylądowaniu na międzynarodowym porcie lotniczym w Keflaviku. To był kwiecień 2007 r. To, co zobaczyłam, wprawiło mnie w “lekkie” zdumienie. W drodze z lotniska do Reykjaviku, gdzie docelowo miałam mieszkać i pracować, przez prawie 30 minut jazdy nie zobaczyłam ani jednego drzewa! Czułam się, jakbym wylądowała na Księżycu. Krajobraz właśnie tak wyglądał – zero drzew, szaro, buro. Ani śladu zapierających dech widoków.

Krajobraz zweryfikowany. A jak z oczekiwaniami co do pracy, utrzymania?

Początki były trudne. Kilka miesięcy po moim przyjeździe Islandię dopadł ogromny kryzys ekonomiczny. Mocno wstrząsnął wyspą i jej mieszkańcami. Pracowałam wtedy w drukarni – drugiej co do wielkości na Islandii. Miałam szczęście, że zachowałam pracę. Wtedy byłam tu sama, więc nie odczułam tego drastycznie. Nie miałam ani rodziny na utrzymaniu, ani nie wysyłałam pieniędzy do Polski dla najbliższych. Pamiętam, że bardzo dużo osób wyjechało wtedy z wyspy.

Do tego ciężko było się przyzwyczaić do znacznie okrojonego wyboru w sklepach oraz wysokich cen – przez towary, po usługi itp. Islandczykom bardziej opłaca się lecieć tanimi liniami do Polski i wyleczyć sobie zęby w jednej z klinik w Gdańsku czy Krakowie niż zapłacić za to tutaj.

Trudnym tematem była też dla mnie pogoda. Bardzo kapryśna, zmieniająca się czasem dosłownie co 10 minut. Deszcz, słońce, śnieg, za chwilę znów słońce! Dowiedziałam się wtedy, że nie ma złej pogody na Islandii, tylko że jest się nieodpowiednio ubranym [śmiech]. Również ze względu na pogodę, samochód to tutaj podstawa.

Mimo trudnego startu odnalazłam się tu dość szybko. W średniozaawansowanym angielskim bez problemu mogłam się wszędzie porozumieć. Super jest to, że 80 proc. społeczeństwa – bez względu na wiek – mówi tu biegle po angielsku.

Znajomość islandzkiego nie jest więc wymogiem pracodawców?

Mówię płynnie po islandzku i angielsku. Choć przyznam, że jak usłyszałam po raz pierwszy islandzki, to stwierdziłam, że nigdy się tego języka nie nauczę. Pracodawcy pomagają w nauce poprzez organizowanie kursów językowych w godzinach pracy. Sami je też opłacają. Oprócz tego urzędy pracy wysyłają osoby przebywające na zasiłku dla bezrobotnych na bezpłatne kursy językowe, dokształcające i wiele innych.

Pracę łatwo jest dostać czasem nawet bez podstawowej znajomości żadnego języka. Najłatwiej jest w firmach sprzątających, przetwórniach rybnych, na farmach lub w branży turystycznej. Najtrudniej jest tam, gdzie potrzebny jest perfekcyjny islandzki – w urzędach, dużych kancelariach, biurach.

Wypadłam trochę z obiegu, jeśli chodzi o polski rynek pracy, ale wiem, że tutaj rozmowy o pracę wyglądają zupełnie inaczej, niż pamiętam to ja [śmiech]. Tu relacje są bardziej na luzie i człowiek nie musi czuć się jakoś skrępowany. Poza tym z ewentualnym pracodawcą, nauczycielem w szkole, czy panią z urzędu mówisz sobie na “ty”. Dzieci do nauczycieli również.

Z perspektywy 13 lat, czym według ciebie najbardziej różni się Islandia od naszego kraju?

Hmmm… Chyba tym, że na Islandii ludzie czują się wolni pod wieloma względami. Poza tym ludzie ze środowiska LGBT mają tutaj wielką swobodę. Nikt na nikogo “krzywo” nie patrzy. Islandczycy są bardzo tolerancyjni.

Na Islandii możesz być, kim chcesz. Nie ważne, jakie masz wykształcenie. Jeśli masz pasję i chęć, to wszystko jest do osiągnięcia. Podczas Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w 2016 r., gdzie Islandia zaskoczyła wszystkich swoją grą, do boju drużynę prowadził trener, który na co dzień jest dentystą. Tak, więc wszystko jest możliwe [śmiech].

A jacy są ludzie Islandii?

Czasami irytuje mnie, że często nie są punktualni, lub umawiają się na coś, a potem zapominają [śmiech]. Poza tym, mimo że znam tu wiele osób, zażyłe przyjaźnie z tubylcami mogę policzyć na palcach jednej ręki.

Mimo to, moim zdaniem Islandczycy są bardziej wyluzowani, mniej zestresowani pracą i pogodnie nastawieni do życia. Częściej się uśmiechają.

Islandczycy są ciekawscy, jeśli chodzi o nowo przybyłych. Zadają dużo pytań, choć sami nie chcą za wiele mówić o sobie. Uważam, że są raczej otwarci na obcokrajowców. Już w pewien sposób przywykli, że razem z szybkim rozwojem gospodarczym przybywa do pracy coraz więcej osób spoza Islandii. Islandczycy są chętni do pomocy i często pomagają nowo przybyłym się tutaj odnaleźć. Tak było też ze mną. Wszyscy, których spotkałam na swojej drodze, byli mili i zawsze pomocni.

Najbardziej w Islandczykach podoba mi się wszechobecny luz i zamiłowanie do imprez, spotkań towarzyskich i stwierdzenia “þetta reddast” czyli w wolnym tłumaczeniu “jakoś to będzie” [śmiech].

Stwierdzenie “jakoś to będzie” nie pasuje do powtarzanej opinii, że Islandia jest depresyjna. Jak ty to widzisz?

Islandia w moim odczuciu jest czasem depresyjna. Aczkolwiek po tylu latach zauważam, że jeśli dobrze organizujesz sobie czas i masz tu znajomych, ten najbardziej depresyjny czas łatwo jest przetrwać.

Miejscowi chodzą do pracy, po pracy widują się ze znajomymi, wychodzą do restauracji lub po prostu odwiedzają się w domach popijają winko i grają w gry. Organizują sobie atrakcje i codziennie piją tran. To dobre sposoby na panujące od listopada do lutego ciemności.

Kocham białe noce na Islandii. Jest wtedy cały czas widno, a słońce świeci czasem do północy. Wtedy, aż chce się żyć. Mimo że na początku ciężko jest zasnąć, kiedy o 22. lub 23. świeci słońce [śmiech].

Co jeszcze tu uwielbiasz?

Islandia jest piękna i wiele miejsc tutaj zapiera dech w piersiach. Moim ulubionym miejscem jest laguna lodowcowa Jökulsárlón. Mimo że mieszkam tu ponad 13 lat, nie zwiedziłam jeszcze wszystkich miejsc, ale mam to w planach. Do tego większość atrakcji turystycznych jest bezpłatna. Wyjątkiem jest Błękitna Laguna, która jako jedna z niewielu miejsc jest odpłatna i dość droga.

Miejsca turystyczne w sezonie są oblegane i największe wpływy finansowe są ostatnimi czasy z turystyki. Teraz ze względu na pandemię wiele firm stoi na skraju bankructwa. Jednak wszyscy mają nadzieję, że po zdjęciu wszystkich obostrzeń życie wróci do normy i wiele osób, które straciło w tym czasie pracę do niej wróci.

Na życzenie rozmówczyni w rozmowie zostało użyte tylko jej imię.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKierowcy Ferrari zapomnieli o kraksie
Następny artykułAmbasada Polski w Tel Awiwie zamyka wydział konsularny z powodu wzrostu zagrożenia koronawirusem