Przypominamy tekst opublikowany w „Forbes Women” w 2019 r.
Dyrektor generalna YouTube’a nie wierzy, że milczenie jest złotem. Pisze felietony do najpoczytniejszych gazet i portali, udziela się na Twitterze, nie stroni od telewizji. Bez ogródek krytykuje wszystko, co uważa za głupie czy niesprawiedliwe, a ostatnio zainicjowała kampanię #SaveYourInternet (#RatujmyInternet) przeciw unijnej dyrektywie o prawach autorskich na rynku cyfrowym. Twierdzi, że przyjęcie Artykułu 13 projektu uniemożliwiłoby przesyłanie treści milionom twórców i zwykłych użytkowników, pierwszych rujnując, drugim odbierając dostęp nie tylko do rozrywki, lecz także wiedzy.
Można się oczywiście zastanawiać nad motywami protestu, bo wprowadzenie dyrektywy zablokowałoby Europejczykom dostęp do sporej części zasobów YouTube’a, czyli drastycznie ograniczyło dochody firmy i przerzuciło na nią odpowiedzialność za łamanie praw autorskich przez internautów. Ale serwis już teraz bada wszystkie zamieszczane filmy pod kątem legalności, zaś Wojcicki jest w dobrym towarzystwie. Pomysłowi biurokratów z Brukseli sprzeciwiają się m.in.: nienastawiona na zysk Wikimedia Foundation, kilkadziesiąt prestiżowych uczelni, organizacje Human Rights Watch, Reporterzy bez Granic i Electronic Frontier Foundation.
Czytaj też: Olga Malinkiewicz – Polka, która ratuje świat
Kobiety w Dolinie Krzemowej
Latem ubiegłego roku pani dyrektor nie mniej gwałtownie zareagowała na opublikowaną przez Gizmodo notatkę służbową inżyniera Google’a Jamesa Damore’a, który zarzucił szefom tzw. dyskryminację pozytywną (preferencje dla mniejszości). Wywodził, że kobiety gorzej niż mężczyźni radzą sobie w branży informatycznej, ponieważ są ewolucyjnie przystosowane do interakcji z ludźmi, a nie narzędziami, technologia ich nie kręci, a poza tym mają skłonności neurotyczne.
Wojcicki odparła na łamach „Fortune”, że panie z Doliny Krzemowej faktycznie nie osiągają takich sukcesów jak panowie, ale bynajmniej nie wskutek uwarunkowań biologicznych, tylko za sprawą seksizmu. „Moje zdolności i zaangażowanie nieustannie kwestionowano – wspominała. – Nie dostawałam zaproszeń na branżowe konferencje. Odwiedzający firmę inwestorzy ignorowali mnie, wypytując o wskaźniki młodszych rangą kolegów. Szefowie bezceremonialnie przerywali, kiedy zaczynałam mówić, a na pomysły nie reagowali, póki nie przedstawił ich ponownie mężczyzna”.
Wcale nie przesadzała. – Sektor technologiczny i dyskryminacja kobiet są równie nierozłączne jak liga futbolowa i wstrząsy mózgu – przyznaje piszący kiedyś o informatyce do amerykańskiego „Newsweeka” Kevin Maney. – Panie nie awansują i nie dostają równej płacy za taką samą pracę jak wykonywana przez facetów. Inwestorzy nie chcą finansować zakładanych przez nie start-upów.
A jednak „warta” pół miliarda dolarów Susan Wojcicki zarządza spółką wycenianą na 90-105 mld. „Forbes” daje jej siódme miejsce wśród stu najpotężniejszych kobiet świata, „Fortune” – dziesiąte, zaś „Adweek” pierwsze na liście 50 liderów branży reklamowo-marketingowej. Jak do tego doszła? Startowała z wysokiego pułapu i miała sporo szczęścia. W przypadku Susan nie trzeba rozstrzygać dylematu natura czy kultura, nad którym od stuleci głowią się naukowcy. Jej polski tata Stanley przez wiele lat kierował wydziałem fizyki teoretycznej na zaliczanym do światowej czołówki Stanford University. Mama Esther cieszy się opinią jednego z najwybitniejszych amerykańskich pedagogów.
– Susan Wojcicki nigdy nie zabiegała o sławę. Zależy jej przede wszystkim na wynikach, a osiągnięcia przypisuje całemu zespołowi, więc każdy c … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS