Dotychczas pani nazwisko kojarzyło się z książkami traktującymi o środowisku medycznym. Skąd pomysł, żeby tym razem zająć się służbami mundurowymi?
Jakiś czas temu realizowałam dla Wirtualnej Polski materiał o Straży Granicznej. Zostałam wysłana w Bieszczady, by sprawdzić, jak żyje prawdziwa “Wataha”. Będąc na miejscu zobaczyłam znacznie więcej niż grupę ciężko pracujących funkcjonariuszy na rzecz obrony naszego państwa. Zobaczyłam prawdę, tę samą, którą widziałam na szpitalnych korytarzach podczas pisania pierwszej książki pt. “Tajemnice Pielęgniarek”. Chcę powiedzieć, że realizacja reportażu o Straży Granicznej otworzyła mi oczy na to, jak ważnym i ciekawym środowiskiem są służby mundurowe. Wiedziałam, że kolejna książka będzie dotyczyła policji, ponieważ to formacja najbliższa zwykłemu obywatelowi. Przed wystosowaniem propozycji do wydawnictwa, zrobiłam research i okazało się, że o ile o samej policji powstało już wiele książek, żadna z nich nie dotyczy ściśle kobiet. Zainteresował mnie też brak artykułów i badań naukowych na temat policjantek, jakby kobiecość w tej formacji nie była niczym godnym uwagi. Fakt, że nie mogłam dowiedzieć się właściwie niczego o policjantkach był dla potwierdzeniem, że książka na ten temat to dobra decyzja.
Pamięta pani co czuła przed pierwszą rozmową z policjantką? Czego się pani po tej rozmowie spodziewała?
Pamiętam dobrze pierwsze spotkanie z policjantką. Była poleconą przez znajomego funkcjonariuszką CBŚ i wcześniej kontaktowała się ze mną wyłącznie z numeru zastrzeżonego. Do końca naszego spotkania nie poznałam jej imienia, ale za to opowiedziała mi mnóstwo rzeczy o swojej pracy. O zatrzymaniach grup przestępczych, o szukaniu narkotyków, o porwaniach, ćwiartowaniach i innych strasznych rzeczach. Na koniec zapytałam, czy jej zdaniem ludzie są z natury źli czy dobrzy, a ona nachyliła się nade mną i bez cienia wątpliwości powiedziała, że z natury jesteśmy skurwysynami, tylko z każdego wychodzi to w innym czasie. Ciarki przeszły mi po plecach, bo wiem, że miała milion powodów, by tak uważać.
Jak pani w ogóle wyszukiwała bohaterki swoich rozmów? Przecież jest to dość zamknięte środowisko i domyślam się, że niełatwo było się do niego dostać.
Część moich znajomych miało kontakty w Policji. Bywało, że spotykałam się z jedną panią, a ona mówiła koleżankom, że piszę książkę i że można mi ufać. Niektóre panie udawało mi się znaleźć w internecie przez grupy policyjne. Rzeczywiście namówienie ich na spotkanie czy telefon, nie było łatwe, ale sama rozmowa już tak, ponieważ większość pań miała dużą potrzebę zwierzenia się, czemu kompletnie się nie dziwię. Część pań po mniej więcej godzinie rozmowy zaczynała płakać, ponieważ dochodziłyśmy do tematu, który był dla nich palący i z którym nigdy się nie rozliczyły. Czasem był to konflikt z mężem, który uważa, że żona jest pracoholiczką, czasem słaba relacja z dziećmi, które mają pretensję, że mama ciągle pracuje, czasem tym tematem była depresja spowodowana ciężkimi doświadczeniami podczas służby, a czasem konkretna interwencja przy zgwałconej kobiecie lub zmaltretowanym dziecku. Człowiek ma swoje limity. Jeśli ciągle dźwiga czyjeś cierpienie, musi mieć kogoś, kto udzieli mu wsparcia psychologicznego i kto go wysłucha. Mam wrażenie, że wiele policjantek kogoś takiego nie miało. Wiele cierpiało na samotność.
Co panią uderzyło podczas tych rozmów?
Ogrom empatii potrzebny do wykonywania tego zawodu. Pamiętam spotkanie z dziewczyną z drogówki – była wytatuowana, w skórze, dużo mówiło o miłości do szybkich samochodów i motorów. Świetna babka, ale do wizerunku kogoś wysoce empatycznego nijak mi nie pasowała, bo do tego bardziej pasuje mi wizerunek psychologa. Tymczasem opowiedziała mi masę poruszających historii, jak choćby ta, w której musiała trzymać za rączkę dziewczynkę, które leżała na masce rozbitego samochodu i nie miała nóg. Nogi zostały w środku, oderwane przez pasy. A tatuś, pijany kierowca, prysnął gdzieś daleko zostawiając małą na śmierć. Ta policjantka trzymała ją za rączkę i uspokajała do czasu przyjazdu specjalistycznej opieki medycznej. Sposób, w jaki rozmawiała z małą był taki empatyczny i dobry… że w najlepszej szkole psychologicznej, by się tego nie nauczyła. Choć o tym się nie mówi, policjantki muszą nieustannie wykazywać się ogromnymi umiejętnościami z zakresu wsparcia drugiego człowieka. To mnie zaskoczyło.
Aktualnie policja jest niejako marionetką rządzących. Rozmawiała pani z policjantkami, które miały służbę podczas Strajku Kobiet.
Rozmawiałam z policjantkami, które zabezpieczały protesty i nie mam wątpliwości, że cała ta sytuacja to dla nich ogromny dramat. Właściwie wszystkie panie, z którymi dyskutowałam o protestach, mówiły, że osobiście zgadzają się z ich pierwotnym założeniem i że też chętnie wyszłyby na ulice, ale nie wychodziły, bo tym samym łamały by wewnętrzną zasadę, że policjant nie może publicznie manifestować swoich poglądów. Jedna z nich pokazała mi swój czat z koleżankami z komendy, który utworzyły zaraz po ogłoszeniu wyroku TK. Na gorąco komentowały tam tę fatalną decyzję. Jedna zaczęła tłumaczyć, że mąż właśnie stracił pracę, bo firma zbankrutowała i że choćby chciała, nie rzuci teraz munduru. Druga, że ma kredyt i że boi się, że nie znajdzie pracy w żadnym innym miejscu. Czytając te wiadomości czułam ich rozdarcie. Od dziewczyny, która mi je pokazała wiem, że wraz z koleżankami wypracowały strategię zachowywania się podczas strajków i że ta strategia polegała na tym, by nie reagować na znieważenia czy opluwania, ani żeby w ogóle nie reagować tak długo, jak tylko można. Nie twierdzę, że wszystkie policjantki zachowują się w ten sposób, bo przecież w sieci widzieliśmy nagrania dokumentujące bardzo brutalne zachowania mundurowych. To co mam wrażenie było dla nich samych najbardziej zaskakujące, to nie tyle zachowania osób protestujących, co zachowania otoczenia. W książce przytaczam historię policjantki, mamy kilkuletniego chłopca, z którym koledzy w szkole przestali się bawić, bo tak kazali im rodzice. Albo policjantki, od której odwróciło się pół rodziny. Albo innej policjantki, która codziennie otrzymuje masę wiadomości na swoją skrzynkę, o tym, że jest suką i ma przeprosić matkę.
Przecież nie wszystko można tłumaczyć służbą.
Oczywiście, że nie i jestem bardzo daleka od usprawiedliwiania działań policji. Od siebie mogę jednak powiedzieć, że uważam, że rząd im również wyrządził ogromną krzywdę – jako kobietom i jako policjantkom.
Mobbing, nadużycia seksualne, niewybredne komentarze. To codzienność policjantek?
Na pewno nie wszystkich. Nie chcę demonizować Policji, bo rozmawiałam też z paniami, które mają świetne, zgrane zespoły i bardzo serdecznych przełożonych. Ale większość z mobbingiem czy seksistowskimi uwagami rzeczywiście się spotkała. Policja to wysoce zhierarchizowane środowisko, sieć powiązań i zależności jest ścisła i bezwzględna, są plotki, jest adrenalina, są przestępcy, jest krew… Takie środowisko pracy to dobra gleba dla różnego rodzaju patologii. Ponadto sam system, który ma teoretycznie przeciwdziałać konfliktom, mobbingowi i nadużyciom w Policji pozostawia wiele do życzenia o czym dokładnie piszę w książce. Swoją drogą bardzo trudno było przekonać policjantki do szczegółowych opowieści na temat mobbingu – nawet jeśli to stare historie, wciąż jest w nich dużo strachu. Ale gdy już decydowały się mówić, wylewało się z nich morze żalu. Płakały, złościły się. Jedna z policjantek opowiadała o wciąż toczącej się sprawie, w której jej przełożony i jednocześnie dawny adorator, znęcał się nad nią psychicznie, prawdopodobnie dlatego, że kiedyś został odrzucony. Mężczyzna ten nie miał cienia wstydu, by przy swoich podwładnych komentować wygląd policjantki, codziennie prawić jej „komplementy”, że jest paskudna i obleśna, rozprawiać się na temat tego, jak sweter czy spodnie odznaczają się na intymnych częściach jej ciała i namawiać innych policjantów do komentowania… To tylko jedna z historii, od których ogarniała mnie potworna wściekłość, że coś takiego w ogóle może jeszcze mieć miejsce, że psychopaci mogą piastować wysokie stanowiska w formacji, która powinna cieszyć się zaufaniem społecznym i stać na straży bezpieczeństwa każdego z nas.
Co zatem nimi powoduje, żeby zostać w zawodzie?
Poczucie, że robią coś dobrego. Policjantki trochę jak pielęgniarki czy lekarze, spotykają się z wdzięcznością ze strony obywateli. Ta wdzięczność dotyczy najistotniejszych spraw – interwencji w czasie przemocy domowej czy wsparcia psychicznego i prawnego w momentach kryzysowych. Oprócz tego adrenalina – pościgi samochodowe, tropienie przestępców, organizacja przesłuchań… to nie film, tylko ich codzienność. Niezwykle angażująca i uzależniająca codzienność.
Wdzięczność – zapewne czasami tak, ale aktualnie – podobnie jak w komunizmie – bycie w Policji to niemalże wstyd, w sieci coraz częściej widzi się szydercze „milicja”.
Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Przecież służba w Policji nie ogranicza się do ostatnich miesięcy, podczas których trwają strajki. Każdy policjant i każda policjantka mają swoją bogatą historię, a w tych historiach jest wiele wdzięczności, tego jestem pewna. Myślę też, że nie zdajemy sobie sprawy, że w mniejszych miejscowościach o strajkach nie mówi się tak dużo i że wizerunek policji tak bardzo nie ucierpiał. Na pewno w Warszawie sprawa wygląda zupełnie inaczej. Jeszcze pod koniec roku 2020 policjantka z komendy stołecznej przytoczyła mi rozmowę z panią zgłaszającą oszustwo internetowe, która początkowo długo milczała. „Czy może pani powiedzieć co się stało, bo nie wiem”- powiedziała policjantka, na co ta pani odparła: „A jak bić kobiety, to pani wie”. Policjantka rzuciła, że nie jest jasnowidzem, „A jak kobiety są bite, też pani nie widzi”- odpowiedziała ta pani… i tak w kółko. Myślę, że policjantki liczą, że to przeminie, że zaufanie do tej formacji zostanie odbudowane.
Powiedziała pani: policjantki mają poczucie, że robią coś dobrego. Czy to nie jest naiwne?
Może i by było, gdyby policjantki zarabiały kokosy, gdyby ich droga awansu była łatwa i przejrzysta, gdyby piastowały ciepłe posadki, gdyby nie musiały wstawać zza biurka, gdyby nie spotykały się z mobbingiem i nie musiały ryzykować życia podczas interwencji. Ale te wszystkie „gdyby” nie mają miejsca, więc ja tu naiwności nie widzę.
Rozmawiał Marcin Olgierd
Informacja prasowa: Grupa Wydawnicza Foksal
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS