– Nie mam wątpliwości: policjantom chodziło o zastraszenie tych młodych ludzi, tak, by dwa razy się zastanowili, czy brać udział w kolejnych protestach, które są nieprzychylne władzy. Te mandaty, straszenie rodzicami ma wywołać efekt mrożący – komentuje Bart Staszewski, aktywista LGBT.
W czwartek wieczorem brał udział w happeningu Tęczowe disco przed Pałacem Prezydenckim. To była odpowiedź na podpisanie w środę przez prezydenta Andrzeja Dudę tzw. Karty Rodziny. Oburzenie wywołały zapisy dotyczące LGBT. Karta przewiduje m.in. „ochronę dzieci przed ideologią LGBT”. A w jednym z punktów stanowi wręcz – na wzór rosyjski – „zakaz propagowania ideologii LGBT w instytucjach publicznych”. Przy czym nie definiuje, czym jest „ideologia”.
Straszenie LGBT to sposób prezydenta Dudy oraz Prawa i Sprawiedliwości na kampanię wyborczą. Przeciwko tej homofobicznej narracji chcieli zaprotestować uczestnicy spontanicznie zwołanego na Facebooku happeningu.
Czwartkowy happening przed Pałacem Prezydenckim przeciw dyskryminacji osób LGBT. Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
Przyszło ok. 100, głównie młodych, osób. Przynieśli transparenty: „LGBT to ja”, „Polska dla wszystkich”. Mieli tęczowe flagi. Tańczyli do hitów z bajek Disneya, ale też Maanamu czy George’a Michaela.
– Byliśmy świadkami legitymowania przerażonych młodych ludzi. Dostawali mandaty bądź – jeżeli byli niepełnoletni – straszono ich rodzicami. Pierwszy raz byli w takiej sytuacji. Jedna z dziewczyn dostała ataku paniki. Policjanci byli nieustępliwi – opowiada Bart Staszewski. Według jego relacji policjanci zaczęli legitymowanie już po happeningu, kiedy jego uczestnicy się rozchodzili. – Funkcjonariusze wyłapywali pojedyncze osoby, które się oddaliły od miejsca happeningu. Jako powód legitymowania podawali udział w nielegalnym zgromadzeniu. Jednak podczas akcji policja nie wzywała do rozejścia się, było bardzo spokojnie – dodaje Staszewski.
Policjanci spisujący uczestników happeningu Tęczowe disco przed Pałacem Prezydenckim Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
Podobne obserwacje ma Agnieszka Czerederecka z Warszawskiego Strajku Kobiet. W kamizelce z napisem „Obserwator” uczestniczy w wielu protestach. Legitymowanym przez policjantów wręcza ulotki z numerami do prawników. – Sam happening był bardzo spokojny. Policja nie interweniowała poza jedną sytuacją: kiedy do tańczących ludzi podszedł starszy agresywny pan, to policjanci go wyprowadzili. Funkcjonariusze zaczęli spisywać ludzi, kiedy ci zaczęli się rozchodzić. Za dwoma chłopcami policjanci poszli aż za pomnik Kopernika – opowiada Agnieszka Czerederecka.
Jeden z nich nagrał kilkuminutowy film, w którym opisuje policyjną interwencję. Zamieścił go na Facebooku. Mówił, że po akcji zdążył pójść do pobliskiego sklepu. Szli ze znajomym nad Wisłę, kiedy funkcjonariusze zatrzymali ich w okolicach Teatru Polskiego. To kilkaset metrów od miejsca happeningu. – Policjanci jako powód zatrzymania podali uczestnictwo w nielegalnym zgromadzeniu bez maseczek, co nie jest prawdą, bo mieliśmy maseczki – opowiada w nagraniu chłopak. Przytacza słowa, które miał usłyszeć od policjanta: „Jestem bardzo tolerancyjny, nie chcę dawać mandatu w wysokości 400 zł, będzie 100 zł. Jeżeli go przyjmiesz, to rodzice się nie dowiedzą”. – Jeden z policjantów dodał: „Wykaż się męskością, weź mandat na klatę”. Odpowiedziałem: “Gdzie jest panów męskość, skoro zatrzymujecie ludzi w taki sposób?” – relacjonuje zatrzymany chłopak. On nie przyjął mandatu. – To zatrzymanie burzy szacunek do policji – stwierdza na koniec nagrania.
Na innym nagraniu umieszczonym w sieci przez Arkadiusza Szczurka z Lotnej Brygady Opozycji widzimy policjantów spisujących dwie dziewczyny. Szczurek radzi im, by nie przyjmowały mandatów. Mówi, że wtedy sprawa skończy się w sądzie, a obie dostaną pomoc prawną. Dziewczyny są zdezorientowane. Wyglądają na nieco ponad 18 lat. Jedna z nich podpisała mandat, a po chwili wpadła w panikę.
Gdyby tylko tańczyli…
– To było niezarejestrowane zgromadzenie, więc nielegalne. Cztery osoby przyjęły mandaty w wysokości 100 zł. Sześć osób odmówiło, więc skierowaliśmy wnioski do sądu. Do tego dwa wnioski do sądu rodzinnego w przypadku osób niepełnoletnich. Plus 12 notatek do sanepidu – informuje nadkom. Robert Szumiata z Komendy Rejonowej Policji Warszawa I.
Pytam, dlaczego policjanci nie informowali podczas happeningu przez megafon, że to nielegalne zgromadzenie i należy się rozejść.
– Bo przez większość czasu te osoby tańczyły – stwierdza nadkom. Szumiata. I dodaje, że dopiero później, kiedy uczestnicy „zaczęli demonstrować poglądy”, policjanci potraktowali to nie jako taniec, a zgromadzenie. Zapewnia, że nie było łapanki, policjanci nie szli za uczestnikami, a podchodzili do nich po zakończeniu zgromadzenia. – Gdyby ograniczyli się do tańców, nic by nie było. Tych osób była garstka, każdy ma prawo potańczyć – stwierdza na koniec policjant.
Policjanci spisujący uczestników happeningu Tęczowe disco przed Pałacem Prezydenckim Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
Wojciech Kinasiewicz z Obywateli RP tak podsumował działania policjantów na Facebooku: „Po skończonej imprezce zaczęli wyłapywać pojedynczych uczestników rozchodzących się do domów. Młodych, dzieci niemalże. Coś potwornego. Po co? Czemu młodemu człowiekowi sprawiać ból, wywoływać w nim strach? (…) To jest czysta podłość i przejaw skrajnej głupoty. Nie przekonają mnie żadne ich rozkazy, które muszą wykonywać, żadne kredyty, które muszą spłacać”.
Czwartkowe wieczorne „Wiadomości” zdążyły przygotować materiał o happeningu. Tytuł: „Prowokacja środowisk LGBT w Boże Ciało”.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS