A A+ A++

Koronawirus, podobnie jak każde medialne wydarzenie, wzbudził istną blogerską sraczkę. Każdy ma swoje zdanie, każdy chce się wypowiedzieć, oczywiście z pozycji osoby wiedzącej lepiej od innych, jak należy postępować. Nie ma to jak pochwalać czy krytykować takie na przykład decyzje rządu, mając do dyspozycji jedynie swój maleńki, pełen uprzedzeń rozumek, prawda?

No to i ja się wypowiem. Otóż niedawno kpiłam sobie z manii kupowania maseczek ochronnych tudzież szaleństwa zakupowego. Uważałam – i nadal uważam – że należy stosować się do wytycznych zalecanych przez ekspertów. Panika, histeria oraz seria nieprzemyślanych działań przyniosą nam wszystkim więcej szkody niż pożytku. Na chwilę obecną bardziej rozumiem tych, którzy robią zapasy na miesiąc, w końcu „każdy sobie rzepkę skrobie”. Jednak w skali całego kraju takie działanie zaowocuje poważnym niedoborem towarów dla tych, którzy przyjdą do sklepów później.

I właśnie owo „ja” versus „my” jest (jak mniemam) główną kością niezgody w toczących się na Salonie sporach. Działania rządu, mające na celu chronić życie ogółu, stoją nierzadko w sprzeczności z wolnością i widzimisię jednostek. Zamknięcie miejsc pracy, szkół, przedszkoli czy kościołów zawsze odbija się na jakości życia poszczególnych obywateli. Jeśli jednak na szali położone jest zdrowie i życie całego społeczeństwa, wolność jednostki bywa czasem ustawowo zawieszana. Nie można winić decydentów za to, że próbują spowolnić epidemię, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę niedoskonałości naszej służby medycznej.

Oczywiście nie wymagam od samych jednostek, żeby obchodziło je całe społeczeństwo. Każdy myśli przede wszystkim o własnej dupie, rodzinie, może przyjaciołach – i na co dzień sprawdza się to całkiem nieźle. Jednak w obliczu zagrożeń masowych zarządzający danym terenem ludzie muszą podjąć decyzje koordynujące (a tym samym ograniczające) ruchy i działalność powierzonej im społeczności. I to budzi sprzeciw niektórych. Złoszczą się, że zostały im odebrane pewne prawa, np. prawo do wspólnej modlitwy w miejscu kultu. Czy jednak mają rację? Jeśli zamykamy placówki oświatowe, kina, restauracje, to dlaczego nie kościoły? W czym masowa modlitwa jest bezpieczniejsza od tłumów w innych miejscach? Jeszcze do tego w naszym kraju nie doszło, ale to może być następny, całkiem logiczny ruch. Co prawda niektórzy biskupi proponują większą ilość mszy, żeby w każdej mogło proporcjonalnie uczestniczyć mniej wiernych, ciekawa jednak jestem, jak zorganizują owo „rozstrzelenie”. Będą sprzedawać bilety z wyprzedzeniem? A może myślą, że starsi ludzie (gdyż tacy głównie uczęszczają na obrzędy) będą co godzinę sprawdzać, czy nie zwolniło się miejsce w kościele?

Niejedna osoba przyrównuje koronawirusa do innych chorób i nieszczęść. Być może mają rację twierdząc, że zbierają one większe żniwo. Problem z tym wirusem jest taki, że operuje na skalę masową, w całej Eurazji. Może przesadzamy, nie wiem. Apeluję jednak do moich wszystkowiedzących rodaków: zachowajcie spokój i zachowujcie się rozważnie. Dbajcie o własny byt, nie zapominając wszakże o reszcie świata (bo to jeszcze nie zombie-apokalipsa). I przestańcie skamleć, że wasze święte prawa zgromadzeń zostały zawieszone, bo dla rządu najważniejsze powinno być przetrwanie narodu oraz sprawne funkcjonowanie kraju.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZgromadzenia wspólników spółki a koronawirus
Następny artykułKoronawirus. Wszystkie rozgrywki piłkarskie w regionie zostały zawieszone