62-letni mężczyzna z niepełnosprawnością poleciał z Warszawy do Tirany bez żadnego problemu. Zabrał ze sobą sprzęt, który miał ułatwić mu codzienne funkcjonowanie, zgodnie z zaleceniami przewoźnika. I choć podczas odprawy do Albanii nie było żadnego problemu, to w drodze powrotnej spotkała go niemiła niespodzianka.
To miały być wspaniałe wakacje w Albanii. Wszystko zepsuła droga powrotna
62-latek wykupił pobyt w Albanii dla siebie i żony w biurze podróży Rainbow. Lot obsługiwały linie lotnicze Smartwings. Dokupił również specjalne ubezpieczenie w firmie Europa, ponieważ jest osobą z niepełnosprawnością (pierwsza grupa inwalidzka). Na co dzień, po trudnym przejściu COVID-19, używa mobilnego koncentratora tlenu, który ułatwia mu oddychanie. Postanowił więc zapytać przewoźnika o to, czy może wziąć ze sobą na pokład wspomniane urządzenie.
Drogi kliencie, przewiezienie takiego urządzenia jest możliwe, jako bagaż podręczny. Nie może ono ważyć więcej niż 8 kg oraz musi spełniać wymagane wymiary. Należy wyjąć z koncentratora baterię
– brzmiała odpowiedź mailowa przewoźnika.
Małżeństwo bez problemów przeszło wszelkie kontrole na lotnisku w Polsce. Problem zaczął się w Albanii, gdy chcieli wrócić do domu. Mężczyzna został wyrzucony z samolotu, bo miał przy sobie jedynie zaświadczenie w formie mailowej, bez pieczątki.
Został wyrzucony z samolotu wraz z żoną. “Nie, bo nie”
Na tym się jednak nie skończyło. Jak poinformował mężczyzna, “bezpodstawnie z podkładu wyproszono też jego żonę”, która przecież koncentratora nie miała. Na sprzeciw pary obsługa samolotu miała zareagować słowami “nie, bo nie”.
Zostaliśmy na lotnisku bez pieniędzy, noclegu, wyżywienia i wody […] Dwa dni później wróciliśmy do kraju bez żadnych problemów z mobilnym koncentratorem tlenu, ale innymi liniami. Zaliczyliśmy kilkutysięczne straty finansowe i zdrowotne także
– relacjonował mężczyzna.
Uważa też, że powinien zostać poinformowany o wszystkim już w Polsce, by mieć czas się przygotować, a takie zachowanie przewoźnika jest upokarzające i kompletnie niekonsekwentne. Rezydent firmy Rainbow powiedział małżeństwu, że “muszą sobie radzić”. Zyskali jedynie pokój na sześć godzin, by przenocować do kolejnego dnia. Z samego rana hotel trzeba było jednak opuścić, a lotu nadal nie było.
Mężczyzna twierdzi jednak, że ratownicy nie nadeszli
62-latek zasłabł po opuszczeniu samolotu i skontaktował się z ubezpieczycielem. Twierdzi, że firma pozostawiła go samemu sobie mimo wykupienia specjalnego ubezpieczenia. Przedstawiciele wskazują z kolei, że kontakt z małżeństwem był utrudniony. “Mimo prośby nie skontaktowali się z nami i nie poinformowali nas, czy i do jakiej placówki ten pan został przewieziony przez pogotowie” – czytamy.
Zgłoszenie szkody było 17 czerwca ok. 20. Pojawił się lekarz, ale dopiero z inicjatywy rezydenta Rainbow, na jego koszt, w dniu 18 czerwca ok. 19. Wcześniej pomogli mi turyści, którzy udostępnili mi aparat do mierzenia ciśnienia i wśród znajomych zorganizowali leki […] Ta opisywana pomoc medyczna była po tzw. zgaszeniu pożaru zdrowotnego
– czytamy.
Małżeństwu udało się w końcu wrócić do Polski. Znajomi kupili im bilety lotnicze w Wizz Airze na 19 czerwca. Sprawa z nieudzieleniem pomocy przez ubezpieczyciela i biuro podróży trafiła do prawnika. Rainbow i Smartwings, mimo zapytań, nie udzieliło redaktorom Wprost komentarza w tej sprawie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS