A A+ A++

Rekordziści przez tysiące dni żonglują zasiłkami, chorobami i wszystkimi dostępnymi świadczeniami. Z wpłaconych kilkuset złotych składek potrafią wyciągnąć kilkaset tysięcy złotych. Przykład? Z 300 zł składki udało się wybrać 1000 razy więcej z ZUS. Z 4 tys. zł składki udało się wyrwać 100 razy więcej.

Tak “Janusze biznesu” kombinują, by wyciągnąć świadczenia od Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Czasami się udaje.

Coraz częściej jednak do drzwi puka kontrola. Pyta o faktury, rachunki wynajmu pomieszczeń, imiona współpracowników czy kolor ścian. Bo ściemniający przedsiębiorcy i pracownicy zwykle wykładają się na takich historiach. A później dziesiątki lub setki tysięcy złotych muszą po prostu oddawać.

Zobacz także: Przedsiębiorcy dzwonią do ZUS zdziwieni “Halo, moment, ale dlaczego?”

Taki plan na życie miał młody chłopak, który zaraz po stażu został spedytorem. Robota jak każda. Kontroluje trasy dostaw, rozdziela zadania. A pensja? Wyjątkowa, bo aż 13 tys. zł brutto. Choć jeszcze chwilę temu szczytem marzeń była połówka etatu.

Inni w tej firmie nie mogli liczyć na więcej niż 2,5 – 3 tys. zł – sprawdzili to później dokładnie kontrolerzy. Nikt ze współpracowników jednak nie protestował. Bo to wynagrodzenie tylko w jednym miesiącu, tylko przez chwilę, tylko dla picu.

Tak się donosi w Polsce. Listy trafiają do ZUS, skarbówki i inspekcji pracy

Praca marzeń? Wprost przeciwnie. To wyłudzenie marzeń. Gigantyczna pensja uprawnia do gigantycznych świadczeń na zwolnieniu chorobowym. A na to właśnie polował pracownik. Im będzie dłuższe zwolnienie, tym lepiej dla niego i pracodawcy. On dostaje tysiące złotych wprost od Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i dochodzi do zdrowia. Świadczenie wypłaca ZUS, więc pracodawca nic nie traci.

Wyłudzenie marzeń jednak nie przeszło. Kontrola Zakładu Ubezpieczeń Społecznych zakwestionowała 10-krotne podniesienie pensji tuż przed pójściem na zwolnienie lekarskie. Sprawę wyłapały algorytmy. W ZUS maszyny nie wierzą w tak gigantyczne i nagłe podwyżki.

Jedyny dyrektor w firmie

Inna historia. Ile może zarabiać jedyny dyrektor w niewielkiej rodzinnej firmie? Tuż przed długoterminowym zwolnieniem lekarskim było to 35 tys. zł brutto. A wspomniany jedyny dyrektor był jednocześnie jedynym pracownikiem w całym przedsiębiorstwie.

Zupełnym przypadkiem była to jednocześnie… siostra żony właściciela firmy. Z dokumentów finansowych wynika, że w ciągu ostatnich lat przedsiębiorstwo przynosiło straty. Skąd pieniądze na wynagrodzenie? “Związane było z wykształceniem i wkładem w pracę” – argumentował właściciel. I podkreślał nieoceniony wkład “w rozwój firmy”.

Rozwój trwał ledwie kilka tygodni, bo później przyszło zwolnienie lekarskie – związane akurat z ciążą. To idealny układ, bo tak wysoka pensja przez krótki czas zapewniłaby gigantyczne świadczenia.

Wyłudzenie marzeń nie przeszło. Zakład Ubezpieczeń Społecznych wyliczył, że musiałby w ciągu najbliższych miesięcy wypłacić takiej osobie w sumie 447 tys. zł świadczeń.

Skarbówka zbiera cięgi za nękanie podatników. Prokuratura przesłucha urzędników

Zasiłek chorobowy za 144 dni poza pracą byłby wart 148 tys. zł. Zasiłek macierzyński za 364 dni wart byłby 299 tys. zł. A składki wpłacone przez ciężarną wyniosłyby 4,8 tys. zł. Dokładnie 93 razy mniej niż mogła dostać.

Zakład Ubezpieczeń Społecznych uznał, że zamiast 35 tys. zł brutto kobieta powinna zarabiać nie więcej niż średnia krajowa. Bo mało to wie, że ZUS może zakwestionować zgodnie z prawem wynagrodzenie, które wypłaca nam pracodawca. I potwierdzają to wyroki Sądu Najwyższego.

Firma jest, biznesu nie ma

Próby wyciągnięcia z ZUS jak największej kasy nie dotyczą tylko etatowców, ale również samozatrudnionych.

I tak chciał zrobić przedsiębiorca widmo, sporo nawet wyciągnął. Przez pięć lat pobrał w sumie 332 tys. zł świadczeń (zasiłek chorobowy oraz świadczenie rehabilitacyjne). Od kiedy rozpoczął jakąkolwiek działalność gospodarczą zdolny do pracy był przez zaledwie 117 dni. Przez kolejne 1400 już nie. Kilkoma wysokimi składkami zapewnił sobie długie lata finansowego eldorado.

Firma nie działała jednak nigdy – nie miała klientów, nie reklamowała się, nie zarabiała. “Dokonane zgłoszenia do ubezpieczeń społecznych miały na celu stworzenie pozorów prowadzenia działalności i służyły jedynie skonstruowaniu okoliczności do uzyskania kolejnych świadczeń z ubezpieczeń społecznych” – napisał kontroler w decyzji.

Podobnie działała kosmetyczka, która salonu kosmetycznego w zasadzie nie prowadziła. Też wyciągnęła z ZUS 292 tys. zł. W tym samym czasie jej firma zarobiła ledwie 15 tys. zł przez cztery lata. To jakieś 300 zł miesięcznie. ZUS pytał o sprzęt do pracy, ale… akurat go nie było, został wynajęty. Komu? Umowy nie było.

Skarbówka na Facebooku. Dłużnicy sami składają na siebie donos

Od 2015 do 2019 fikcyjna kosmetyczka miksowała za to zasiłki opiekuńcze, zasiłki chorobowe oraz zasiłki macierzyńskie. W ciągu 1474 dni prowadzenia działalności gospodarczej przez 1175 pobierała świadczenia z ubezpieczeń.

Zakład Ubezpieczeń Społecznych uznał, że w takich warunkach działalność gospodarcza jest jedynie fikcją. I to służącą pobieraniu bardzo wysokich świadczeń. Ostatnie składki – od których później przez lata były liczone świadczenia – były zdecydowanie wyższe niż przychody i dochody firmy.

Jak duże? Zarobki wystarczyły jedynie na opłacenie 42 proc. zadeklarowanych danin.

“Oczywistym jest, że każdy może korzystać z uprawnień gwarantowanych przepisami prawa, jednak musi to czynić z poszanowaniem prawa i zasad współżycia społecznego” – napisał w decyzji ZUS. Zakład uznał, że firma być może i była prowadzona, ale zadeklarowane maksymalne składki miały jeden cel: długie pobieranie świadczeń.

“Ubezpieczenie społeczne nie może być głównym celem działalności gospodarczej, gdyż celem tym jest zarobek” – wskazali urzędnicy.

ZUS pod ostrzałem

To fragmenty decyzji Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, do których dotarliśmy. W ostatnich tygodniach ZUS jest pod ostrzałem przedsiębiorczych matek, które zarzucają Zakładowi nadmierne kontrole. W tej sprawie powstał już nawet list do prezydenta Andrzeja Dudy. Dla ZUS mają być łakomym i łatwym kąskiem.

– Zakład Ubezpieczeń Społecznych nie ukierunkowuje swoich kontroli na żadną grupę zawodową, społeczną czy płeć – deklaruje Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Prof. Gertruda Uścińska w programie “Money.To się liczy” zapewniała, że zagrożeni są jedynie ci, którzy kombinują.

– Naszą ustawową rolą jest dbałość o prawidłowość wypłat z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, w tym Funduszu Chorobowego. System automatycznie reaguje na informacje zarówno o krótkich okresach ubezpieczenia i następujących po nich długich okresach zasiłkowych, jak i nagle drastycznie zmieniających się podstawach, od których odprowadzane są składki – tłumaczy Andrusiewicz.

“Janusz biznesu” kombinuje, ZUS sprawdza. I ma rekordowe wyniki

ZUS zresztą ma na swoją obronę statystyki. Wynika z nich, że więcej problemów mają akurat etatowcy.

I tak w ubiegłym roku ZUS przyłapał 2,9 tys. fikcyjnych pracowników. Zostali zatrudnieni tylko po to, by podlegać ubezpieczeniom. Kolejne 687 przypadków to przedsiębiorcy, którzy założyli firmę z myślą o świadczeniach. W tym było 227 kobiet w ciąży (czyli 33 proc.). Część już potwierdziły sądy.

– Nikogo o nic ad hoc nie oskarżamy, ale weryfikujemy, czy przypadkiem nie doszło do fikcyjnego zawyżenia podstawy do odprowadzania składek, jak i fikcyjnego założenia działalności gospodarczej – tłumaczy rzecznik ZUS.

– Spotkaliśmy się już z najróżniejszymi sposobami na wyłudzenie świadczeń i najróżniejszymi uzasadnieniami postępowań łamiących prawo. Na fundusze, z których wypłacamy świadczenia składamy się my wszyscy, którzy jesteśmy ubezpieczeni – podkreśla Wojciech Andrusiewicz.

Liczba kontroli spada

ZUS i tak w ostatnich latach zmienił sposób sprawdzania przedsiębiorców. Robi mniej kontroli, ale celniej wymierzonych.

Jak wynika z informacji money.pl, liczba kontroli w ciągu ostatnich czterech lat spadła o jedną czwartą. Jeszcze w 2015 i 2016 roku ZUS kontrolował około 80 tys. firm w ciągu roku. W 2018 roku liczba kontroli spadła do rekordowo niskiego poziomu – do 58 tys.

Okazuje się, że to właśnie teraz, kiedy kontroli jest mniej, ZUS notuje rekordowe efekty. Jak wynika z informacji money.pl, przedsiębiorcy po kontrolach w 2018 roku mieli (i mają) do dopłacenia 287 mln zł.

Przedsiębiorcy często z wynikami kontroli się nie zgadzają. W ciągu roku złożyli 18 tys. odwołań do sądu. Tu nie jest łatwiej. Sądy bardzo dokładnie weryfikują fakty – pytają na przykład o imiona i nazwiska teoretycznych współpracowników czy kolor ścian w pokoju lub jego numer. A stąd już krok do odkrycia kto jest fikcyjnym, a kto prawdziwym pracownikiem.

Warto dodać, że kontrole Zakładu nie trwają w nieskończoność. Mali przedsiębiorcy są kontrolowani średnio przez 47 godzin – i już znają wyniki. Firmy zatrudniające od 5 do 9 osób muszą czekać 65 godzin na wynik. Najdłużej trwają kontrole w największych firmach – tu czas oczekiwania na wynik to 556 godzin.

komentarze

irytujące

Napisz komentarz

3h temu

ObserwatorMoże czas najwyższy wysyłać takich ludzi do pudła

3h temu

Jolanta BartoszewiczZUS uleczy i uzdrowi cudownie!

2h temu

squun"ZUS pytał o sprzęt do pracy, ale… akurat go nie było, został wynajęty. Komu? Umowy nie było." Ech… Mogła powiedzieć że do naprawy, fakturę … Czytaj całość

Rozwiń komentarze (3)

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJosh Hanson murder: Britain's 'most wanted' man jailed for life
Następny artykułRekordowe wpływy z CIT. W tym roku będą wyższe niż zakładane w budżecie