A A+ A++

Według raportu GfK Purchasing Power Europe 2020 Polska znalazła się na 28. miejscu w Europie, jeśli chodzi o dochód rozporządzalny na głowę mieszkańca. Miał on wynieść nieco ponad 7 tysięcy euro na rok. Najzamożniejsi na naszym kontynencie są mieszkańcy Liechtensteinu. Siła nabywcza na mieszkańca wynosi tam ponad 64 tys. euro rocznie. Instytucja, tworząc raport, brała pod uwagę 42 państwa. Według opracowania Polacy dysponują ledwie połową średniej europejskiej siły nabywczej. Ale czy jest aż tak kiepsko, jak wynikałoby to z raportu GfK?

Czytaj też: Kaczyński przegra z młodymi, bo nie rozumie zasad tej wojny

Dwa lata temu gruchnęła informacja, że Polska weszła do grona 25 najbardziej rozwiniętych rynków świata. Byliśmy tam jako pierwszy kraj bloku postsowieckiego. Ogłosiła to globalna agencja indeksowa FTSE Russel, która „przekwalifikowała” Polskę z grupy rynków rozwijających się (Emerging Markets) do grona rynków rozwiniętych (Developed Markets). Informacja ta we wrześniu 2018 roku triumfalnie przegalopowała przez szereg nagłówków najważniejszych portali biznesowych (i nie tylko) w kraju. Ale jak to możliwe, że mieszkańcy kraju z jednym z 25 najbardziej rozwiniętych rynków dysponują jedynie połową średniej (sic!) dochodu rozporządzalnego przeciętnego Europejczyka?

Informacja o wstąpieniu do grupy rynków rozwiniętych odnosiła się w dużej mierze do rynku kapitałowego. Nie staliśmy się dwudziestą piątą najsilniejszą gospodarką świata. To nasz rynek kapitałowy został zaklasyfikowany przez FTSE, jako „rozwinięty”. „W kwalifikacji rynków gospodarczych bierze się pod uwagę wielkość rynków finansowych i tutaj rzeczywiście jesteśmy liderem w regionie. Z całą pewnością nasz rynek jest lepiej rozwinięty, niż wynikałoby to dzisiaj z rozwoju polskiej gospodarki – mówił Marek Zuber w „Forbesie”.

Czytaj także: Dudowie próbują gasić pożar. Ale prezydent wciąż zachowuje się tak, jakby był podwładnym prezesa PiS

To jednocześnie nie znaczy, że jesteśmy krajem biednym, bo nim nie jesteśmy. I istnieją międzynarodowe solidne porównania, które o tym świadczą. Zazwyczaj kiedy mówi się o rozwoju jakiegoś kraju, jednym z pierwszych wskaźników, który przychodzi nam do głowy, jest PKB. Jednak od lat ekonomiści wskazują na to, że jest to miernik niewystarczający, bo nie bierze on pod uwagę bardzo wielu zmiennych, które stanowią o tym, czy w danym kraju dobrze się żyje. Znacznie lepszym wskaźnikiem, który pokazuje szerszy kontekst, jest Human Development Index – Wskaźnik Rozwoju Społecznego. Zaproponowany przez ONZ miernik poza dochodem narodowym według siły nabywczej, bierze pod uwagę takie zmienne jak: oczekiwana długość życia, czy liczba lat edukacji. Według tego wskaźnika Polska zalicza się do krajów… „bardzo wysoko rozwiniętych”.

W rankingu za rok 2019 znalazło się 189 krajów. Wskaźnik HDI może przyjąć wartości od 0 do 1. Im bliżej 1, tym kraj wyżej rozwinięty. Najwyżej rozwiniętymi krajami świata są: Norwegia, Szwajcaria, Irlandia, Niemcy i Hongkong. Dolną granicą, jaką należy osiągnąć, aby znaleźć się w gronie państw bardzo wysoko rozwiniętych, jest 0,800. Polska w zeszłym roku otrzymała wartość 0,872 i znalazła się na 32. miejscu na świecie. Jesteśmy na tym samym poziomie rozwoju, co Grecja. Włochy są tylko trzy miejsca wyżej.

Być może części z Państwa trudno w to uwierzyć, ale naprawdę Polska zalicza się od jakiegoś czasu do najbardziej rozwiniętych krajów na świecie. Wśród najzamożniejszych jesteśmy wciąż jednymi z najbiedniejszych, ale to lepiej niż jakbyśmy byli najzamożniejszymi wśród najbiedniejszych. Chociaż może ta druga kategoria brzmi odrobinę dumniej, to ludziom żyje się lepiej w tej pierwszej.

Wróćmy jednak do dochodu rozporządzalnego. Według Głównego Urzędu Statystycznego jest to suma rocznych dochodów członków gospodarstwa domowego pomniejszona o podatki i „przeważona” przez liczbę członków gospodarstwa. Nie jest to proste dzielenie dochodu na liczbę głów w domu, ponieważ każdy kolejny członek rodziny pochłania trochę mniej pieniędzy; trzy osoby mogą korzystać z jednej zmywarki, telewizora i abonamentu Netflixa.

Skąd to niskie oszacowanie GfK dla Polski? Żeby to zrozumieć, zajrzyjmy do danych Eurostatu, jednej z najbardziej wiarygodnych instytucji porównujących dochody ludności w Europie. Działa on we współpracy ze wszystkimi urzędami statystycznymi państw członkowskich Unii Europejskiej (i nie tylko) i posiada wypracowaną przez lata metodologię ujednolicania siły nabywczej obywateli wspólnoty. Jeżeli porównamy dane z obu organizacji (GfK i Eurostatu), to okaże się, że góra rankingu w rankingach obu organizacji się pokrywa (wysokość dochodu do dyspozycji w Luksemburgu, Austrii i Niemczech wynosi odpowiednio: 34 i 33 tys., 23 i 26 tys. oraz 22 i 23 tys.). Im jednak schodzimy niżej, tym bardziej wartości zaczynają się rozjeżdżać. Przypomnijmy, według GfK w 2020 roku roczny dochód rozporządzalny w Polsce wyniósł niewiele ponad 7 tys. euro, tymczasem według Eurostatu… 12 700.

Żeby być precyzyjnym: Eurostat porównując dochody, nie używa euro, tylko przelicza je na sztuczną walutę – PPS, Purchasing Power Standard, która niweluje różnicę w cenach między poszczególnymi krajami. Robi to, ponieważ w polskim sklepie za równowartość 100 euro zrobi się zupełnie inne zakupy, niż w sklepie rumuńskim i inne niż w sklepie szwajcarskim.

Mało tego, według Eurostatu Polska jest na czwartym miejscu w Europie, jeśli chodzi o wzrost dochodów rozporządzalnych między 2008 i 2017 rokiem. Przez niecałą dekadę wzrósł on niemal o 4700 PPS.

Nie jest więc z nami tak źle, jak można byłoby wnioskować z raportu GfK. Z drugiej strony, choć jesteśmy państwem rozwiniętym, to musimy pamiętać, że w porównaniu z Austriakami, Niemcami, Holendrami czy Duńczykami wciąż należymy do grupy ubogich krewnych. Dysproporcje nie są tak ogromne, jak w latach 90. jednak wciąż (według Eurostatu) stać ich na dwa razy więcej niż nas (według GfK różnica byłaby aż trzykrotna, a tak biedni od wielu lat nie jesteśmy). Będąc najbiedniejszymi wśród najbogatszych, musimy się jednak liczyć z tym, że polska klasa średnia dysponuje dochodem na poziomie niemieckiej klasy niższej.

I chociaż to, że nasz dochód do dyspozycji rośnie dość szybko, to porównujemy się nie z pokoleniem swoich rodziców, ani z samymi sobą sprzed dwóch dekad, ale z tymi, do których aspirujemy. A tymi są zazwyczaj państwa z góry rankingów.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNowy chodnik i miejsca postojowe przy Łasaka
Następny artykułNaukowcy obliczyli, o ile wzrośnie liczba zakażeń po protestach