Barbara trzyma urnę na półce w swoim paryskim mieszkaniu. – Czuję, że mężowi nie jest tam wcale źle, często zapalam świeczkę, stawiam kwiaty, a czasem nawet do niego zagaduję.
Jan uczył matematyki w uzdrowiskowym mieście na północy Polski. Gdy kilka lat temu zmarł, jego żona skremowała zwłoki, ale w rodzinnym grobie pochowała tylko połowę prochów. Resztę zawiozła w Tatry i rozsypała na szlaku, zgodnie z wolą męża.
– Wiemy, że to niezgodne z przepisami, więc ciocia specjalnie się tym nie chwali, ale też realizacja tego planu nie wiązała się z żadnymi utrudnieniami, bo przecież prochy z krematorium często odbiera rodzina – mówi Marta, bratanica Jana. – Niestety miejsca rozsypania prochów nie można było w żaden sposób oznaczyć i ciocia nie pamięta dokładnie, gdzie to było. Dlatego teraz, jak jeździ w góry, rozstawia kilka zniczy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS