A A+ A++

Marina Abramović przyszła na świat w Jugosławii. W rodzinie bohaterów wojennych, na których reżim Tito odcisnął trwałe piętno. Danica była historyczką sztuki, prowadziła Muzeum Rewolucji w Belgradzie. Vojo był generałem. 30 listopada 1946 roku urodziła się im córka. Uważali, że narodziny córki to, określając najdelikatniej, “przypadek”. Nie zamierzali tracić na nią wiele czasu toteż określenie, że Marina nie doznawała od nich miłości, to jedynie niedopowiedzenie.

Matka nigdy nie przytulała córki, a czułe gesty uważała za bzdury. Zamiast tego karmiła ją kontrolą i surową dyscyplinę. Prawdopodobnie “zimny chów” ukształtował ją na tyle, że w późniejszych, dorosłych latach w kolejnych występach wplatała autodestrukcyjne akty.

Miała dopiero 8 lat, gdy postanowiła zrobić coś ze swoim ciałem, którego szczerze nienawidziła. Celem był nos, podobno krzywy. Zamknęła się w pokoju, do kieszeni swetra wsadziła zdjęcie Brigitte Bardot, swojej idolki. Była przekonana, że kiedy w szpitalu lekarze znajdą to zdjęcie, to będą przekonani, że właśnie taki nos powinni jej zrobić.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zaplanowała, że jeśli wywróci się odpowiednio na ramę łóżka, to połamie sobie nos, który w końcu matka pozwoli jej zoperować. Okręciła się kilka razy wokół siebie i rzuciła się na łóżko. Tylko nie trafiła w nos, a w policzek. Matka wpadła do pokoju i uderzyła ją w ranę. Z resztą – to nie była żadna nowość. Danica biła Marinę regularnie.

Uciec od przeszłości

Abramović już we wczesnym wieku dawała dość wyraźnie do zrozumienia, że Jugosławia jest dla niej za ciasnym krajem. Dusiła się we własnym domu, w społeczeństwie, systemie. I wcześnie dowiodła, że będzie chciała “rozpychać ramy percepcji”.

Zaczęła tworzyć i szokować. Jednym z pierwszych głośnych wystąpień był “Rytm 5”, w którym chciała pokazać, jak niebezpieczne są żywioły. W tym celu wymalowała benzyną pięcioramienną gwiazdę komunistyczną na ulicy, podpaliła ją i stanęła tuż obok. Najpierw obcięła sobie paznokcie u rąk, potem u stóp, ścięła włosy i wrzuciła wszystko w ogień. Weszła w środek gwiazdy i położyła się w płomieniach. Uratowano ją w ostatniej chwili.

Zresztą, miała wiele różnych odsłon swojego “Rytmu”. W jednej z nich, zdecydowała się na eksperyment z tabletkami dla osób cierpiących na katatonię. Po ich zażyciu, doświadczyła drgawek i zwiotczenia mięśni. Gdy odzyskała kontrolę nad swoim ciałem, postanowiła połknąć tabletkę, którą lekarze zwykle przepisują dla osób cierpiących na chorobę dwubiegunową. Tym razem jednak skutki uboczne były znacznie poważniejsze – Marina na krótko straciła pamięć.

Pytana, dlaczego doprowadzała siebie i swoje ciało na krawędź życia i śmierci, twierdziła: “Doświadczyłam wolności absolutnej – czułam, że moje ciało nie zna ograniczeń, że ból nie ma żadnego znaczenia, że nic się nie liczy – i to mnie upoiło”.

Jednak do historii przeszedł chyba jej najbardziej szokujący performance – “Rytm 0”. W ramach tego eksperymentu, artystka ustawiła stół w galerii, na którym rozłożyła 72 przedmioty, takie jak ptasie pióro, bat, nożyczki, pistolet, skalpel i wiele innych narzędzi. Obok stołu umieściła informację, zachęcając odwiedzających galerię do używania tych przedmiotów na jej ciele.

Chciała w ten sposób sprawdzić, do czego będą zdolni ludzie znajdujący się w ekstremalnej sytuacji. Przez sześć godzin stała za stołem, obserwując, jak z każdą kolejną godziną odwiedzający stawali się coraz odważniejsi. Ostatecznie jej ubrania zostały pocięte, a ktoś nawet przystawił jej pistolet do głowy. Po latach, w jednym z wywiadów, opowiedziała: “Nauczyłam się, że jeśli zostawisz decyzję publiczności, to są gotowi cię zabić”.

Jednak granicę przekroczyła w 1975 roku, podczas występu w Amsterdamie. Wycięła sobie na brzuchu pięcioramienną gwiazdę. Gdy zauważyła, że gwiazda nie krwawi wystarczająco, dodatkowo smagała się biczem po plecach. Następnie położyła się na krzyżu, tak by od strony pociętego brzucha czuć podmuch powietrza. Wszystko to działo się na oczach widzów. Po pół godziny, widzowie nie wytrzymali i sami wynieśli artystkę ze sceny. Tego dnia obchodziła swoje urodziny. Wśród tłumu, który ją wynosił, był Frank Uwe Laysiepen, znany pod pseudonimem “Ulay”, niemiecki performer. To spotkanie nie mogło być przypadkowe.

– Gdyby nie on, to pewnie bym się zabiła – przyznawała. Połączyła ich miłość większa niż życie. Przynajmniej tak im się do pewnego momentu wydawało. Zakochali się w sobie do szaleństwa, podróżowali po świecie i pokazywali kolejne występy. Związek udało im się utrzymać przez kilka lat. Zanim jednak się rozpadł, zdobyli się na ostatni zryw i zarazem swój największy performance.

Wspólnie zaplanowali, że przejdą Mur Chiński – ona zacznie swoją podróż od strony pustyni, a on od strony morza. Miejsce spotkania miało być na połowie drogi, gdzie mieli się pobrać. Załatwili pozwolenia, wyruszyli w sentymentalną podróż. Ale Marina czuła, że finał wędrówki może ją srodze rozczarować.

Ich projekt, nazwany “Kochankowie”, trwał 90 dni. Gdy w końcu się spotkali, Ulay przytulił Marinę po raz ostatni. Okazało się, że miał romans z chińską tłumaczką i w ciągu kilku miesięcy miał zostać ojcem. Po zakończeniu tego związku, Marina postanowiła całkowicie zmienić swoje życie.

Wspomnień Mariny Abramović posłuchasz w Audiotece

Do dziś mieszka w Nowym Jorku, dziś w artystycznej bohemie funkcjonuje już jako ikona. Jak zawsze, ekscentryczna. Ale w 2010 roku udało się jej znów do głębi wzruszyć międzynarodową publiczność. Zdarzyło się coś niezwykłego – ponad 750 tysięcy ludzi ustawiło się w kolejce do nowojorskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej, by wziąć udział w trwającym w sumie ponad 700 godzin performansie Mariny Abramović – usiąść naprzeciw niej i nawiązać z nią milczące porozumienie.

Przed nieruchomą performerką malowały się nieśmiałe uśmiechy, wybrzmiewały nerwowe chichoty, lały się łzy. Widzowie w niej widzieli odbicie swoich uczuć. Aż w końcu pękła i ona. Wtedy, kiedy naprzeciwko niej zasiadł Ulay. I bez słów przypomniał jej o ich wielkiej miłości.

Ocean wspomnień Mariny Abramović potrafi pochłonąć. Życie artystki to fascynująca opowieść o życiu według własnych zasad i jednocześnie, ciągłym balansowaniu na krawędzi: dobrego smaku, szaleństwa, strachu, bezpieczeństwa. A wszytko w dążeniu do emocjonalnej i duchowej przemiany. Sama Marina pozostaje wielką inspiracją dla kolejnych pokoleń artystów, którym zresztą chętnie udziela swoich rad i kreatywności. A wspomnienia w książce “Pokonać mur” to szkatuła pełna ciekawości świata, pragnienia kontaktu z ludźmi i specyficznego, bałkańskiego poczucia humoru. Posłuchacie jej w Audiotece, w znakomitym wydaniu Doroty Landowskiej. Poznajcie bliżej królową sztuki ekstremalnej.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWypadek na DW471 w gm. Koźminek. Rowerzystka potrącona podczas manewru wyprzedzania
Następny artykułSobota na Jarmarku