Mycie rąk, trzymanie dystansu i maseczka to tanie i dostępne dla wszystkich sposoby, żeby obniżyć ryzyko przegranej w tej grze. Niestety kompilacja powszechnego dzisiaj „besserwiseryzmu”, nieznajomość podstaw biologii i zanik edukacji zdrowotnej zbiera dziś swoje niechlubne żniwo.
Jesteśmy w tej chwili – tak jak na wiosnę – w jednej lidze z Czechami, Słowacją i Węgrami. Wtedy, najprawdopodobniej dzięki lockdownowi, udało się Polsce i wszystkim tym krajom przejść łagodnie przez pierwsze uderzenie pandemii. Tym razem to się nie uda, bo ze względu na gospodarkę, a i na skutki psychiczne, zamknięcie nas znowu w domach jest mało prawdopodobne. Mamy obecnie ponad dwa razy więcej zgonów na 100 tys. mieszkańców niż Włochy w badaniu ECDC mierzącym przyrost nowych przypadków między 24 września a 6 października (zapewne do czasu, bo i tam liczba przypadków zaczyna przyrastać).
Podczas konferencji prasowej 7 października br. prezydent Torunia łamiącym się głosem opowiadał o stanie epidemicznym w naszym mieście. – Wirus jest niebezpieczny, on zabija ludzi. To jest czas, podczas którego powinniśmy o tym informować. Mówiłem o tym z napięciem kilka miesięcy temu, teraz znowu naprawdę nadchodzi do nas trudny czas… Przepraszam za tę chwilę powstrzymania, ale chciałem powstrzymać własne emocje – mówił rozemocjonowany gospodarz miasta.
Prezydent Zaleski podkreślił, że wirus w Toruniu jest tak naprawdę wszędzie. Poinformował, że COVID-19 wykryto między innymi w toruńskiej straży pożarnej, domu pomocy społecznej, ośrodku opieki dzieci pozbawionych pieczy rodzicielskiej, zakładzie pielęgnacyjno-opiekuńczym, urzędzie pracy czy w jednostkach komunalnych.
Liczby w nagłówkach gazetowych artykułów i na telewizyjnych paskach są nieubłagane.
Liczba osób zakażonych i chorych na koronawirusa rośnie w zastraszającym tempie.
Zbieramy owoce kilku poważnych zaniedbań – zaniedbań w skali lokalnej i w skali krajowej. Nie będę tu wymieniał wszystkich: na pewno przeczytacie wypowiedzi ekspertów wskazujących, gdzie popełniono błędy i gdzie można było coś poprawić. Ja chciałbym tylko zwrócić uwagę na te najbardziej oczywiste i najprostsze.
Akcja informacyjna „DDM
Przede wszystkim edukacja. Akcja informacyjna „DDM, Dezynfekcja, Dystans, Maseczka”, powinna nam towarzyszyć już od początku roku. Od początku wybuchu pandemii w Chinach było wiadomo, że stosowanie się do tych trzech prostych zasad pomoże spowolnić rozprzestrzenianie się wirusa, bo te zasady sprawdzają się przy okazji każdej epidemii.
Taka akcja informacyjna powinna być zainicjowana na poziomie krajowym przez Ministerstwo Zdrowia i wzmocniona przez samorządy lokalne. W taką akcję powinny też włączyć się duże i małe firmy. Tak dzieje się na Zachodzie, gdzie w reklamach aktorzy noszą maseczki i stosują się do zaleceń dotyczących dystansu społecznego. U nas chyba ktoś przegapił moment, w którym to nie szemrane filmiki z YouTube i fejkniusy z Facebooka kształtowałyby świadomość epidemiologiczną Polaków. Tego już teraz nie odrobimy tak łatwo. Mleko się rozlało i media społecznościowe są dzisiaj pełne ludzi, którzy „nie wierzą” w wirusa. Tak jakby wirus był czymś, w co można wierzyć lub nie…
Drugim frontem, na którym polegli decydenci i specjaliści od zarządzania kryzysem, jest według mnie spójność przekazu. Do tego ogólnego pojęcia należy i prostota komunikatów wysyłanych przez rządzących do społeczeństwa, jak i przejrzystość legislacji wprowadzanej przy okazji pandemii. Nic dziwnego, że ludzie reagują frustracją i gniewem, gdy serwuje im się bzdurne i nielogiczne przepisy, takie jak zamykanie lasów. A po drugie to nic dziwnego, że nie chcą się poddawać restrykcjom, gdy widzą najważniejsze osoby w państwie otwarcie łamiące nakazy, które mają obowiązywać zwykłych ludzi.
To ostentacyjne łamanie zasad musiało kiedyś się zemścić. Szkoda tylko, że polscy obywatele płacą za to swoim zdrowiem i życiem.
Rząd ogłosił odwrót koronawirusa
Pan premier i jego ministrowie ogłaszali w lecie odwrót koronawirusa. Nie robili tego na podstawie wyników badań medycznych i zaleceń lekarzy. Była tylko polityczna wola przeprowadzenia wyborów. Potem zachęcali nas do korzystania z wakacji, udostępniając nawet tzw. bon turystyczny. W sierpniu minister edukacji mówił, że „mury szkół nie zarażają”. Dzisiaj możemy mu przytaknąć: tak, to prawda, mury nie zarażają, ale już zakażone bezobjawowo dzieci zarażają jak najbardziej. Wszystkie te błędne decyzje i fałszywe informacje mszczą się dzisiaj bezlitośnie, a ofiarami są ludzie w naszym społeczeństwie najsłabsi i najbardziej narażeni na najtragiczniejsze konsekwencje zarażenia się koronawirusem.
Trzecim frontem, na którym zawiedliśmy i wciąż zawodzimy, jest zarządzanie kryzysem. Tu nie zdało egzaminu państwo i jego urzędnicy. Nie kupowaliśmy potrzebnego sprzętu, gdy już wiedzieliśmy, że wirus nieuchronnie zbliża się do Polski i pierwsze zakażenie będzie tylko kwestią czasu. Co gorsza, marnowaliśmy pieniądze na te środki, kupując sprzęt bez atestów lub wprost wadliwy. Absurdalne nakazy i zakazy powstające bez merytorycznego uzasadnienia wywołały tylko chaos i zamieszanie.
Nieufność do administracji państwowej i lekarzy pogłębiały decyzje dbające nie o dobrostan obywateli pacjentów, a tylko o doraźne cele propagandowe. W marcu konsultanci wojewódzcy w dziedzinie epidemiologii dostali od wiceminister zdrowia Józefy Szczurek-Żelazko pismo zobowiązujące ich do tego, aby przestali wypowiadać się publicznie na temat epidemii koronawirusa. Pani wiceminister uważała, że nie powinni informować społeczeństwa o brakach w dostępie do środków zabezpieczenia osobistego, o brakach sprzętu czy liczbie zakażeń i zgonów w poszczególnych jednostkach medycznych. Takie opinie mógł wypowiadać – zdaniem wiceminister zdrowia – jedynie konsultant krajowy w porozumieniu z Ministerstwem Zdrowia czy Głównym Inspektorem Sanitarnym.
Szpitalne manipulacje
Zaczęto manipulować wynikami testów pod presją lokalnych polityków. W szpitalu zakaźnym w Poznaniu zmarło troje zakażonych. Tu lekarze nie mieli wątpliwości: przyczyną zgonu był COVID-19, a inne schorzenia są bez znaczenia. Lekarz Jacek Górny ze szpitala w Poznaniu: – Jeśli pacjent jest zakażony, a do zgonu doszło w przebiegu choroby COVID-19, to jako przyczynę zgonu wskazujemy COVID-19. Do tego nie trzeba wytycznych, wystarczy podstawowa wiedza. Ale formularz karty zgonu zostawia pole do manipulacji. Wskazać trzeba trzy przyczyny zgonu: bezpośrednią, wtórną i wyjściową (pierwotną). Przykład: bezpośrednia – niewydolność oddechowa, wtórna – zapalenie płuc, wyjściowa – COVID-19. Gdy w szpitalu w Kaliszu zmarł 85-latek, rzecznik wojewody wielkopolskiego podkreślał, że „zakażenie nie było bezpośrednią przyczyną zgonu”. Lekarze odpowiadali:
„To przecież oczywiste. Bezpośrednia przyczyna to skutek choroby. Zakażenie koronawirusem nigdy nią nie będzie”.
Ten problem zauważył już w marcu Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego. Rekomenduje lekarzom, by „choroby zakaźne jako przyczyny wyjściowe zgonów były traktowane nadrzędnie w stosunku do chorób niezakaźnych”. Instytut powołuje się na wytyczne Światowej Organizacji Zdrowia, ale i on traktuje je wybiórczo. Pomija, że zdaniem WHO śmierć z powodu koronawirusa można wskazać nawet bez potwierdzenia testem laboratoryjnym. Wystarczą już objawy charakterystyczne dla COVID-19 jak zapalenie płuc, bo wielu pacjentów mogło nie mieć testu przed śmiercią (jak 85-latek z Kalisza) lub wynik był niejasny (bo np. wymaz pobrano za wcześnie).
Fałszywe statystyki
Inny problem, który pojawił się ostatnio, to statystyki dostępności sprzętu: czasem szpital raportuje, że ma 30 respiratorów, a tak naprawdę zdatnych do użycia i z ludźmi do ich obsługi tylko cztery. Do oficjalnych statystyk dla Ministerstwa Zdrowia szpital wlicza te z magazynów czy przeznaczone dla innych chorych.
Dlaczego nawet w potwierdzonych zakażeniach lekarze nie uznają COVID-19 za przyczynę zgonów? WHO od lat ocenia za niewiarygodne polskie statystyki dotyczące przyczyn zgonów. Już kilka lat temu Główny Urząd Statystyczny alarmował, że lekarze niedokładnie identyfikują przyczyny zgonów, pewne choroby preferują, a pewne pomijają. To jest błąd systemowy, którego nikt nie naprawia już wielu lat. Takim błędem jest dzisiaj obowiązujący lekarzy algorytm, zobowiązujący ich do skierowania pacjenta skarżącego się na objawy typowe dla zakażenia koronawirusem na testy tylko w wypadku, gdy występują równocześnie cztery objawy.
System ochrony zdrowia w Polsce ledwo zipie. W stanie ciągłego kryzysu jest od wielu lat. Mam wrażenie, że gdyby nie poświęcenie personelu medycznego i społeczników takich jak Jurek Owsiak, ten system załamałby się już dawno z wielkim hukiem. A przecież prawo do ochrony zdrowia obywatele Polski mają zagwarantowane w artykule 68 Konstytucji. Tymczasem letnie miesiące wakacji rząd zmarnował najpierw na próbę przeprowadzenia wyborów, potem na walkę z „ideologią LGBT”, a na koniec na rekonstrukcję rządu. A można było przez ten czas wiele zrobić. Przytoczę przykład z Wielkiej Brytanii, gdzie w kwietniu, gdy już było widać rosnącą liczbę chorych na koronawirusa, w ciągu dziewięciu dni przekształcono centrum konferencyjne ExCel na szpital dla zainfekowanych pacjentów. Prawie 90 tysięcy metrów kwadratowych, 80 oddziałów, a na każdym 42 łóżka. Ponad 3 tysiące łóżek, z czego 500 wyposażonych w respiratory. Tam system zadziałał.
Komu przeszkadza maseczka?
„Kaganiec”, czyli Bogu ducha winna maseczka, jest dzisiaj obiektem nienawiści i powodem frustracji. Kanalizuje negatywne emocje ludzi i daje im prosty i wyraźny cel ataku. Jest dzisiaj uprzedmiotowieniem „tyranii opresyjnego rządu”, który chce „z ludzi zrobić stado baranów”. Dzieli ludzi. A to tylko środek ochrony osobistej, który ma pomóc spowolnieniu rozprzestrzeniania się koronawirusa i przez to pomóc naszemu od zawsze niewydolnemu systemowi ochrony zdrowia. Ma pomóc naszym najsłabszym. Naszym najsłabszym obywatelom, naszym rodakom. Bliźnim.
Więc jeśli chcesz na coś kląć, to klnij jak najgłośniej i gdzie tylko możesz na prawdziwe powody opłakanego stanu naszego państwa. Klnij na politycznych decydentów i dyletantów na decyzyjnych stanowiskach. Klnij na niezreformowany od lat system i odwieczny brak odpowiedniego finansowania zdrowia. Ale na maseczkę nie klnij – maseczkę noś!
Amerykański filozof i działacz społeczny Cornell West pisał: „Nie możesz prowadzić ludzi, jeśli ich nie kochasz. Nie możesz chronić ludzi, jeśli nie chcesz im służyć”. A więc: miłość, troska, służba. West pisał te słowa do polityków i aktywistów. Ja o codzienną miłość, troskę i służbę proszę was wszystkich.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS