Pożegnanie zmarłego 6 lutego Krzysztofa Kowalewskiego odbyło się w Kościele Środowisk Twórczych przy pl. Teatralnym. W uroczystości uczestniczyli żona Agnieszka Suchora i córka Gabriela, przyjaciele i współpracownicy, wśród nich Maja Komorowska, Olga Lipińska, Anna Seniuk, Piotr Gąsowski, Marian Opania, Borys Szyc i Marcin Troński.
– Krzysztof Kowalewski nie był zdeklarowany ideowo, on był po prostu człowiekiem dobrego serca – powiedział ksiądz Krzysztof Niedałtowski, duszpasterz środowisk twórczych archidiecezji gdańskiej. Wspominał zmarłego aktora jako człowieka wielkiego uśmiechu, pogody ducha i łagodności: – Ilekroć mieliśmy okazję rozmawiać, ilekroć Agnieszka, Gabrysia i Krzysztof przyjeżdżali nad morze, gadaliśmy do upadłego i zawsze było to pełne życzliwości, uśmiechu i dystansu do samego siebie.
Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
– W życiu nie spotkałem człowieka równie delikatnego, rozumiejącego, ciepłego, otwartego – powiedział adwokat Krzysztof Stępiński, przyjaciel Kowalewskiego.
– Był jednym z najautentyczniejszych ludzi, jakich w życiu znałam. Miał tony wiernych fanów, którzy cytowali teksty jego filmowych ról, i młodych wielbicieli oglądających go na okrągło w komórkach – mówiła pisarka Magda Dudzińska, która znała Kowalewskiego od blisko 50 lat.
Aktor Wiktor Zborowski opowiadał m.in. o swoim pierwszym spotkaniu z Krzysztofem Kowalewskim. Miało miejsce w 1969 r. na lekcjach szermierki w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie.
– Zajęcia prowadził pan prof. Sławomir Lindner, a jego asystentem był Krzysztof Kowalewski. Po zajęciach poprosił nas, abyśmy chwilkę zostali. Krzysiek do każdego podszedł, wyciągnął grabulę ze słowami: “Krzysiek jestem”. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak pękaliśmy z dumy, że ten oto nasz wykładowca przechodzi z nami, pierwszoroczniakami, na “ty” – wspominał Wiktor Zborowski. – Krzysiek był po imieniu ze wszystkimi studentami w szkole teatralnej, bo miał taki obyczaj. Tym pięknym obyczajem zyskał nie tylko naszą miłość, ale także to, że wszystkie egzaminy z tejże szermierki to były maleńkie arcydzieła naszej sprawności, bo nie chcieliśmy w żadnym stopniu zawieść.
Marta Lipińska, przez ponad 40 lat partnerka Krzysztofa Kowalewskiego w teatrze, filmie i radiu (stworzyli m.in. niezapomniany duet w słuchowisku “Kocham pana, panie Sułku”), opowiadała o jego największych kreacjach, a także o ich przyjaźni i podobnych poglądach na otaczający świat.
– On potrafił puścić soczystą wiązankę, ja troszkę się podciągnęłam ostatnio, ale nie jestem w stanie mu sprostać. W każdym razie bardziej wolę to, niż rzucać kapciem w telewizor. Tak tego robić jak Krzyś nikt nie potrafi i nie będzie potrafił. Krzysieńku kochany, nie umiem cię pożegnać. Mówię: do zobaczenia – powiedziała.
Urna z prochami aktora została złożona w grobie rodzinnym na Starych Powązkach.
Krzysztof Kowalewski (1937–2021) był synem przedwojennej aktorki Elżbiety Kowalewskiej. W 1960 r. ukończył Wydział Aktorski warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Współpracował ze stołecznymi teatrami: Klasycznym, Dramatycznym, Polskim, Studenckim Teatrem Satyryków, Rozmaitości, Kwadrat. Od 1977 r. do śmierci był aktorem Teatru Współczesnego. Na ekranie zadebiutował w 1960 r. niedużą rolą krzyżackiego łucznika w filmie Aleksandra Forda “Krzyżacy”. W następnych latach wystąpił m.in. w filmach “Urząd” w reżyserii Janusza Majewskiego z 1969 r. i “Uciec jak najbliżej” Janusza Zaorskiego z 1972 r. W 1974 r. znakomicie zagrał Rocha Kowalskiego w “Potopie” Jerzego Hoffmana. Ćwierć wieku później ten sam reżyser obsadził go w roli Jana Onufrego Zagłoby w “Ogniem i mieczem”. Największą popularność przyniosły Krzysztofowi Kowalewskiemu kreacje w komediach filmowych Stanisława Barei: “Nie ma róży bez ognia” z 1974 r., “Brunet wieczorową porą” z 1976 r., “Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” z 1978 r., “Miś” z 1981 r.
Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Zagrał w sumie w blisko 120 filmach i serialach. Był m.in. komendantem MO w “Wyjściu awaryjnym” Romana Załuskiego z 1982 r., szefem kompanii w “C.K. Dezerterach” Janusza Majewskiego z 1986 r., pułkownikiem SB Zygmuntem Molibdenem w “Rozmowach kontrolowanych” Sylwestra Chęcińskiego z 1991 r. i “Rysiu” Stanisława Tyma z 2007 r. Młodsza publiczność poznała go jako tatę Andrzeja Leśniewskiego w miniserialu “Rodzina Leśniewskich” Janusza Łęskiego z 1978 r. i dziadka w nakręconym przez tego samego reżysera filmie “Janka” z 1990 r. Poza teatrem i filmem występował w radiu. Zagrał ponad tysiąc ról w Teatrze Polskiego Radia. Genialnie wcielił się w rolę pana Sułka w satyrycznym słuchowisku Jacka Janczarskiego “Kocham pana, panie Sułku”. Stworzył w nim niezapomniany duet z Martą Lipińską w roli pani Elizy. Przez wiele lat był wykładowcą warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS