Pogoń Szczecin napisała historię: po raz pierwszy w swoich dziejach przywiozła z pucharowej delegacji zwycięstwo*. Sześć poprzednich prób to same porażki. Lećmy po kolei: z FC Koeln (1:2, 1984 rok), Hellasem Werona (1:3, 1987), Fylkirem Reykjavik (1:2, 2001), NK Osijek (0:1, 2021), KR Reykjavik (0:1, 2022), Brondby IF (0:4, 2022). Mecz z Linfield okazał się przyjemną odtrutką (zwłaszcza po starciach z Islandczykami…) i warto Pogoń z tego tytułu docenić, ale czy jest się czym jarać?
Niekoniecznie, przejście Linfield to zwykła formalność, którą trzeba jeszcze oczywiście przyklepać w Szczecinie. Przytomniej będzie widzieć szklankę do połowy pustą i zapytać: czy można w ogóle myśleć o awansie do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy, gdy ma się w bramce sabotażystę?
Pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w pucharach
Chcielibyśmy nazwać Dante Stipicę inaczej, bo to pozytywny gość i dobry duch szatni, ale nie możemy. Cisną nam się wręcz na usta mocniejsze określenia, bo Chorwat to nie tylko sabotażysta, lecz także recydywista. Kibice „Portowców” wzdrygają się na samą myśl o zeszłorocznym spotkaniu z Brondby, gdy ich bramkarz postanowił podać rywalowi piłkę pod swoją bramką (ten z prezentu oczywiście skorzystał) i skończyło się 0:4. Dziś Stipica…
No dobra, kaliber jego pomyłek nie był tak duży. W końcu piłkarze zeszli z boiska przy rezultacie 2:5 i awans jest raczej niezagrożony.
Ale kurka wodna, do diaska, motyla noga. Bramkarz „Portowców” niebezpiecznie zbliżał się dziś poziomem do „parady” golkipera Karabachu (tej przy bramce Fabiana Piaseckiego). Stipica zawalił przy pierwszym trafieniu Linfield. Nie złapał prostej piłki lecącej w jego ręce. Wypuścił ją. Trafił w swoje kolano. Futbolówka poleciała pod nogi Finlaysona, ten dokonał egzekucji. Drugi gol Irlandczyków? No dobra, tu Chorwat nie miał akurat zbyt wiele do powiedzenia (zawiodło bierne zachowanie „Portowców” przy stałym fragmencie), ale – jak się domyślacie – nawalił w innych sytuacjach.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
Bo choć mecz zakończył się wynikiem 2:5, to Linfield trafiło do siatki łącznie cztery razy, lecz połowa ich trafień nie została uznana. Gdyby nie drobne wykroczenia, na szczęście wyłapane przez sędziów, oba poszłyby na konto Stipicy. Nie poradził sobie z prostym strzałem i odbił go do boku – akurat tam, gdzie stał rywal, który zapakował do pustaka na 2:2 (minimalny spalony, gol odwołany). Inna akcja, tym razem nieuznana bramka na 3:4: wrzutka z ostrego kąta, golkiper Pogoni próbuje ją blokować i akurat podaje do przeciwnika, a że zbiera się jak wóz z węglem, to ten posyła piłkę do siatki (sędziowie dopatrzyli się niedozwolonego zagrania w polu karnym).
Gorszy dzień może się zdarzyć każdemu, ale błędy Stipicy może przewidzieć każdy, kto choć trochę śledzi ostatnie spotkania Pogoni. W zeszłym sezonie Chorwat kompletnie stracił swój blask. Już nie wygrywa meczów swoimi super saves. Już nie bije rekordów czystych kont. „Portowcy” mieli ogólnie duży problem z bronieniem, to z pewnością kwestia systemowa, ale i ta kluczowa indywidualność nie dawała rady. Gdy dzisiaj szły wrzutki na Stipicę, jeszcze zanim odstawił pierwszego konkretnego klopsa, mogliśmy tylko odmawiać zdrowaśki. Bramkarz był strasznie niepewny przy dośrodkowaniach. Zaliczał puste przeloty. Wahał się. Piłka mu się nie kleiła do rękawic…
Delikatnie sprawy ujmując: nie dalibyśmy mu dziecka do potrzymania.
Linfield to wykorzystało, a błędy Stipicy przykryła działająca z rozmachem ofensywa. Na pierwszy mecz z wicemistrzem Irlandii Północnej wystarczyło.
Ale czy wystarczy na KAA Gent? Mamy spore obawy.
Ofensywa na piątkę
To prawdopodobnie właśnie na Belgów trafi Pogoń w trzeciej rundzie eliminacji do Ligi Konferencji (ci wygrali dziś z Żyliną 5:1) i w starciu z takim rywalem podobne błędy zwyczajnie nie przejdą. Tyle z minusów. Plusy? Ofensywa hulała dziś naprawdę nieźle, choć irlandzcy dziennikarze – podobnie jak my teraz – mogą wskazywać palcem swoich sabotażystów. Jeszcze w pierwszym kwadransie Zahović najpierw dostał zaproszenie do wyjścia sam na sam, a później został sfaulowany w szesnastce (ciekawa interpretacja w kontekście nowych zaleceń przy stosowaniu przepisów, o tym za chwilę), którą na gola zamienił Grosicki. Dobrze na prawej stronie wyglądał Wędrychowski. Świetnie działały stałe fragmenty gry – drugi gol to niecodzienne rozegranie rogu na krótki słupek (strzelcem Gamboa), trzeci to atak dwójki stoperów po wrzutce z narożnika (najpierw strzelał Loncar, do siatki dobił Malec). Gol na 2:4? Koncert Kolourisa. Najpierw efektownie rozrzucił zewniakiem do boku, by pobiec za akcją, wymusić podanie i ją wykończyć? 2:5? Fornalczyk wbija do pustaka po indywidualnej akcji Grosickiego.
Pod bramką przeciwnika wszystko działało.
Matthew Clarke, a więc piłkarz faulujący Zahovicia w pierwszym kwadransie, jeszcze rok temu z pewnością byłby uznany za turbodzbana, bo wszyscy zgodnie uznaliby, że za faul w trzynastej minucie powinien wylecieć z boiska, co w zasadzie przekreśliłoby szansę jego zespołu w kontekście dwumeczu. Na starcie sezonu 23/24 musimy chwilę się zastanowić, czy przyznawać tytuł turbodzbana z automatu, bo interpretacja przepisów lekko się zmieniła. Sędziowie nie chcą podwójnie karać obrońców, którzy powalają wychodzącego na czystą pozycję napastnika, ale czynią to w ramach walki o piłkę (lecz po prostu są np. spóźnieni). Widzieliśmy, że wielu ekspertów uznało, że w sytuacji z Clarkiem i Zahoviciem zadziałały nowe wytyczne, co oznacza, że żółta kartka dla piłkarza Linfield to sprawiedliwa i zasłużona kara.
Rzeczywistość jest jednak trochę inna.
Arbiter tego spotkania wyciągnął za daleko idące wnioski i popełnił błąd (innymi słowy: Clarke powinien wylecieć z boiska jeszcze przed upływem kwadransa). Według nowych wytycznych żółtą kartką karane są faule będące następstwem próby zagrania piłki. Ani trzymanie, ani ciągnięci, ani pchanie zawodnika drużyny przeciwnej nie jest jednak uznawane za próbę zagrania piłki i tak jak dotychczas przysługuje za nie czerwona kartka. Czy Clarke chciał zagrać futbolówkę? A skąd. Słoweniec wyraźnie mu uciekł. Defensor Linfield położył go na glebie przy użyciu ręki. Nawet nie myślał o tym, żeby przepisowo przechwycić piłkę.
A więc dopuścił się zagrania, które interpretacje ze sezonu 23/24 oceniają tak samo, jak te z rozgrywek 22/23. Pogoń lekko poszkodowana: powinna grać przez większość meczu w przewadze.
Kibice Pogoni nie weszli na stadion Linfield
Choć do Irlandii Północnej wybrało się około stu kibiców Pogoni, nie obejrzeli oni z trybun poczynań swoich zawodników. To pokłosie wyjazdu stadionowego, jaki fani ze Szczecina otrzymali po meczu z Brondby (początkowo kara dotyczyła trzech spotkań, po odwołaniu zmalała do jednego).
Opowiada Daniel Trzepacz z serwisu Pogoń SportNet, który wybrał się do Irlandii Północnej: – Kibice Pogoni kupowali przez internet bilety na sektory gospodarzy. W ostatnich dniach Linfield zaczęło anulować ich zamówienia. Mimo to pod stadionem pojawiło się około stu osób. Próbowali jakoś wejść, ale Irlandczycy nie pozwolili ich wpuścić: blokowali sprzedaż dla Polaków i umożliwiali zakup wejściówki jedynie osobom, które już kiedyś oglądały mecz Linfield ze stadionu. Nawet, jeśli kibice Pogoni weszli, to byli wyłapywani. W samej pierwszej połowie widziałem chyba ze trzy sytuacje, gdy ochrona wyprowadzała ich poza stadion. Dopingowali więc zza stadionu. Słyszałem, że UEFA zagroziła gospodarzom karą finansową, jeśli nasi kibice pojawiliby się na stadionie w widocznej grupie.
Ofensywa? Na piątkę.
Punkty do rankingu? Za to zawsze szacuneczek.
Perspektywa na kolejne rundy? Ze Stipicą w bramce – całkiem marna.
Linfield – Pogoń Szczecin 2:5
Finlayson 54′, Hall 79′ – Grosicki 13′, Gamboa 39′, Malec 62′, Koulouris 65′, Fornalczyk 90+4′
*nie uwzględniając pucharu INTERTOTO.
WIĘCEJ O POLSKICH DRUŻYNACH W PUCHARACH:
Fot. FotoPyK
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS