prof. Paweł Swianiewicz, kierownik Katedry Rozwoju i Polityki Lokalnej Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego, specjalista w zakresie polityki lokalnej i finansów: – Sofia, Budapeszt – to nie są dobre przykłady. Węgry i Bułgaria nie mają regionów o zadaniach zbliżonych do naszych województw. Berlin, Madryt – to ciekawsze przykłady. Duże kraje europejskie, które rzeczywiście mają regiony o analogicznych funkcjach do naszych województw. Proszę darować delikatną złośliwość: czułbym się zaskoczony, gdyby nasz obecny rząd wprowadzał reformę i uzasadniał ją tym, że Niemcy tak zrobili. Zresztą akurat wydzielenie Berlina jest krytykowane. Aglomeracja berlińska po 90. roku rozlała się poza granice administracyjne miasta. Przedmieścia są w innym landzie, jest problem w koordynacji zarządzania usługami samorządowymi.
– No to ten podział, który jest proponowany u nas, akurat tego błędu nie popełnia. Mowa jest o wydzieleniu nie samej Warszawy, ale aglomeracji, dziewięciu powiatów.
– Właściwie to nie wiemy, w jakich granicach mielibyśmy wydzielać nowe województwo. Projekt nigdy nie został przedstawiony oficjalnie. Jeśli rzeczywiście to robić – czemu jestem przeciwny – to sensowniej rzeczywiście wydzielić cały obszar metropolitalny, a nie samą Warszawę. Ale jedyny plus, jaki widzę, to taki, że to by mogło ułatwić koordynację transportu, planowania przestrzennego, czy gospodarki odpadami w obszarze metropolitalnym.
– Ale czy do tego trzeba powoływać województwo?
– No właśnie nie. Są inne prostsze rozwiązania. Mieliśmy ustawę o związkach metropolitalnych przyjętą we wrześniu 2015 r., ona by wystarczyła. Fakt, nie była doskonała. Ale zamiast ją poprawić, rząd wniósł o jej uchylenie, a Sejm to zrobił.
Tęsknota za statusem miasta wojewódzkiego
– Podział województwa przekonuje część mieszkańców takich, jak Siedlce, Radom, Płock czy Ostrołęka. Oni wierzą, że odzyskanie statusu miast wojewódzkich przyspieszy ich rozwój. Czy jedynym sposobem jest tworzenie nowego województwa? I czy sam nowy podział administracyjny rzeczywiście może przyspieszyć rozwój?
– Rozumiem tęsknotę za statusem miasta wojewódzkiego. Faktycznie, kiedy powstały województwa siedleckie, ostrołęckie, czy ciechanowskie w 1975 r., to był impuls rozwojowy dla tych miast. Trzeba jednak pamiętać, że ten rozwój nastąpił w dużym stopniu kosztem innych miast w regionie. Stąd były podział na 49 województw jest dobrze wspominany w Tarnobrzegu czy Suwałkach, ale już niekoniecznie w Sandomierzu czy Ełku. Ale przede wszystkim to było w zupełnie innych warunkach. Mieliśmy wtedy gospodarkę planową, nie rynkową. Udział prywatnego kapitału w gospodarce był minimalny, gigantyczny był wpływ administracji na decyzje gospodarcze. To iluzja, że ten sam efekt mógłby się powtórzyć w zmienionych warunkach.
Jarosław Kaczyński podczas konwencji Prawa i Sprawiedliwości we wrześniu 2019 r. powrócił do tematu podziału Mazowsza Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
– W wielu miastach, które utraciły status wojewódzkich w 1998 r., panuje przekonanie, że utrata tego statusu skutkowała degradacją. A to już były czasy gospodarki rynkowej.
– Reforma administracyjna 1998 r. zbiegła się w czasie z innymi niekorzystnymi czynnikami, m.in. ze spowolnieniem gospodarczym końca lat 90. Jeśli porównamy trendy rozwojowe miast, które utraciły status miast wojewódzkich nie z Gdańskiem, nie z Warszawą, ale z miastami porównywalnymi wielkością, które pozostały stolicami województw, okazuje się, że szczególnych różnic nie ma. W gospodarce rynkowej ten impuls rozwojowy, który daje funkcja administracyjna miasta, jest przeceniany przez mieszkańców i polityków. Jak damy Radomiowi status miasta wojewódzkiego, to znacząco zmieni to jego rozwój? Nie wierzmy w to, podział województwa to nie jest czarodziejska różdżka.
Gdyby to było takie proste, że funkcja stolicy regionu rozwiązuje wszystkie problemy, to wystarczyłoby zrobić 100, a może jeszcze lepiej 200 malutkich województw i problem barier rozwojowych miast średniej wielkości byłby załatwiony. Niestety po pierwsze to by niewiele dało tym miastom, a po drugie – jeszcze ważniejsze – województwa mają swoje istotne dla funkcjonowania państwa zadania do wykonania i podziału administracyjnego nie powinniśmy podporządkowywać interesom partykularnym pojedynczych miast, które miałyby zyskać funkcje stołeczne.
Maj 2019 r. Marek Suski podczas oficjalnej inauguracji budowy lotniska imienia Bohaterow Radomskiego Czerwca 1976 . MARTA DUDZIŃSKA
– Przeciwnicy podziału Mazowsza dowodzą, że spowodowałby podwojenie zatrudnienia w administracji samorządu województwa. Może to zaleta, a nie wada? Może to byłby impuls rozwojowy dla rynku pracy na obrzeżach Mazowsza?
– Nie ulega wątpliwości, że zatrudnienie w administracji trochę by się zwiększyło, gdyby były dwie administracje. Nie uważam tego za największą wadę podziału. Ale nie widzę też w tym impulsu rozwojowego. Nawet gdyby urząd marszałkowski w Radomiu zatrudnił około tysiąca osób. Czy to by naprawdę zmieniło rynek pracy w mieście i całym regionie radomskim? Zresztą o część specjalistów musiałby rywalizować z urzędem miejskim, być może osłabiając kadry odpowiedzialne za zarządzanie miastem. Pomijając już pytanie, czy chcemy model rozwoju opierać na zwiększaniu zatrudnienia w administracji.
Podział Mazowsza nie zmieni nic w rozdziale środków unijnych
– „Łączna wartość dofinansowania ze środków unijnych w perspektywie unijnej 2014-20 do 2018 r. w przeliczeniu na 1 mieszkańca miast na prawie powiatu wynosiła w Warszawie 11,1 tys. zł, w Płocku – ponad 7 tys., w Radomiu – prawie 6,3 tys., w Ostrołęce 4,6 tys., a w Siedlcach – niespełna 3,4 tys. zł” – takie dane podaje starosta siedlecki Karol Tchórzewski (PiS), przekonując, że jest to dowód za tym, że Mazowsze trzeba podzielić.
– Po pierwsze, podział Mazowsza nie zmieni nic w rozdziale środków unijnych. To już załatwił obowiązujący od 2018 r. podział na dwa odrębne regiony statystyczne NUTS-2. Po drugie: nie mogę dojść, skąd starosta siedlecki wziął takie liczby.
Starosta siedlecki Karol Tchórzewski (PiS) w lipcu 2020 r. odebrał od premiera Mateusza Morawieckiego symboliczny czek z dofinansowaniem w ramach Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych fot. Starostwo Powiatowe w Siedlcach/FB
Poprosiłem specjalistów, żeby je sprawdzili. Owszem, kolejność się zgadza, ale liczby są zupełnie inne. Przy czym z Regionalnego Funduszu Operacyjnego, którym zarządza samorząd wojewódzki, Warszawa dostała zdecydowanie najmniej funduszy unijnych w przeliczeniu na głowę mieszkańca – 650 zł. Radom 1,3 tys., Siedlce 1,7,tys., Ostrołęka – 2,4 tys., Płock 2,8 tys. Czyli to nie jest tak, że samorząd województwa krzywdził bardziej odległe od Warszawy miasta Mazowsza. Odwrotnie, pieniądze kierował właśnie do miast subregionalnych. No to czemu podział województwa miałby coś poprawić? Warszawa dostawała za to dużo więcej z programów zarządzanych centralnie, takich jak program Infrastruktura i Środowisko – 5,6 tys. zł na głowę, a Radom – 2,9 tys.
– Dlaczego?
-Taka jest natura tych programów, że preferowane są wielkie inwestycje, takie jak metro.
– Czyli te wyższe kwoty unijnego dofinansowania w jakiejś mierze są odzwierciedleniem potencjału Warszawy, która jest gospodarczym silnikiem państwa. Czy można ten silnik wymontować z samochodu, jakim jest województwo mazowieckie i oczekiwać, że nadal będzie jeździć to auto, jakim będzie województwo obwarzankowe?
Marszałek Mazowsza Adam Struzik na sesji rady powiatu piaseczyńskiego jesienią 2020 r. ostrzegał, że województwo radomskie, które powstałoby po podziale Mazowsza, miałoby 13 proc. dochodów i 86 proc. wydatków Mazowsza fot: powiat piaseczyński/YT
– Upraszczając: Mazowsze ma dochody z aglomeracji warszawskiej, a wydatki – poza nią. Najbardziej kosztowną funkcją, którą finansuje samorząd wojewódzki, jest transport. Na przykład regionalne przewozy kolejowe. Proszę zauważyć: one w aglomeracji warszawskiej właściwie nie wymagają dofinansowania, wpływy z biletów niemal pokrywają tu koszta. Dofinansowania potrzebują zaś linie położone dalej od Warszawy: do Siedlec, Łukowa, Dęblina, Płocka, Sierpca. Z czego ten samorząd województwa zewnętrznego miałby to sfinansować?
Druga duża działka – utrzymanie i remonty dróg regionalnych. I znowu: stolica już w tej chwili płaci za utrzymanie dróg wojewódzkich. Samorząd województwa stołecznego nie miałby dodatkowych wydatków na drogi. Za to mazowieckie obwarzankowe miałoby duży kłopot z utrzymaniem poziomu obecnych usług. W tym nowym województwie po prostu zabrakłoby na to pieniędzy.
Podział Mazowsza zrujnowałby województwo radomskie
– Województwo stołeczne płaciłoby janosikowe wyższe, niż dziś płaci Mazowsze. Ale te pieniądze nie trafiałyby w całości do województwa obwarzankowego, prawda?
– Według moich obliczeń województwo stołeczne zapłaciłoby o 160 mln więcej janosikowego, niż dziś płaci Mazowsze [w 2021 r. Mazowsze odda 639 mln zł, czyli województwo warszawskie oddałoby ok. 800 mln zł – red]. Ale “oszczędności” w wydatkach m.in na koleje mazowieckie, na drogi wojewódzkie byłyby znacznie większe. Z czysto finansowego punktu widzenia rejon warszawski by na tym nawet zyskał. Za to województwo radomskie byłoby zrujnowane. Wpływy z janosikowego – rzeczywiście, pieniędzmi płaconymi przez województwo stołeczne musiałaby się dzielić z pozostałymi 15 województwami – nie zrekompensowałyby mu utraty dochodów, które przynosi aglomeracja warszawska.
– Czy widzi pan możliwość podziału Mazowsza w trakcie kadencji samorządu?
– Sejm przegłosowuje i dzielimy. Nieraz przecież już widzieliśmy uchwalanie ustaw krytykowanych nawet przez biuro analiz sejmowych. Ale czy widzę sensowność podziału, i to w środku kadencji? Nie. Przypomnijmy: reforma z 1998 r. wprowadziła podział na 16 województw od nowej kadencji. Jeśli mówimy o zmianie map województw, to wyłóżmy argumenty oparte na dokumentach, a nie na wypowiedziach polityków wyławianych z wywiadów. Porozmawiajmy, przeprowadźmy konsultacje z samorządowcami, ekspertami. Żeby to miało sens – z rok, półtora trzeba rozmawiać. Robi się koniec kadencji. Ja nie widzę argumentów za podziałem. Ale gdyby się pojawiły, to najsensowniej byłoby to zrobić od początku nowej kadencji.
– Czy wierzy pan, że podział Mazowsza jest realnym pomysłem, a nie PR-owym zagraniem, która ma odciągać uwagę od spraw niewygodnych dla partii rządzącej?
– Nie wiem. Chyba wolałbym, żeby to było zagranie PR-owe. Bo alternatywą jest wprowadzenie podziału w trybie nagłym, albo bez żadnego trybu, tak jak wiele ustaw w ostatnich latach. Z tych dwóch złych rozwiązań wolałbym, że chodzi o gonienie króliczka, którego nigdy się nie złapie. Ale co siedzi w głowie decydentów, nie wiem.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS