Mieliście tak kiedyś? Po latach prób i błędów nagle zdarza się but, który pasuje idealnie. Żadnych otarć, żadnego uwierania, poprawiona życiówka (lub choćby najlepszy tegoroczny wynik), ani śladu bąbla, i to przez dłuższy czas. Biegacz po prostu trafia nagle na buty, które mu się sprawdziły.
Składa więc ślubowanie: „Z wami na zawsze!”, udaje się do sklepu po następną parę i słyszy, że tego modelu już nie ma – jest nowy, ulepszony. Bez sensu. Coś, co dla kogoś jest lepsze, dla innego może okazać się gorsze. Najdrobniejsza zmiana w bucie powoduje, że przestaje być tym sprawdzonym.
Niestety, chęć trwania biegacza przy wybranym modelu kłóci się z chęcią producenta, by wyciągnąć z biegacza jak najwięcej pieniędzy i w tym konflikcie interesów producent obuwia jest stroną silniejszą. Na trwanie przy wybranym modelu nie pozwala, produkcję starego porzuca i bez skrupułów wmusza nowy.
Jako osobnik z BMI ocierającym się o niedowagę zawsze preferowałem buty bez miękkich poduszek pod stopą i piętą i kiedy sprawdziły mi się takie, co to stwarzały wrażenie „jak na bosaka” – kupiłem aż dwie pary na zapas. Kiedy jedna para ze mnie już zleciała (każde buty u mnie pracują do zupełnego końca i jeden kilometr dłużej), wyruszyłem na poszukiwania kolejnej, zapasowej.
Nie znalazłem: przed oczami stanęła mi gehenna poszukiwań w sklepach i internecie. Stanęła, postała chwilę i znikła. Tak! Nagle do mnie dotarło, że przecież ja tych butów nie zużyję. Te, co mam, już mi wystarczą. Ile razy w życiu zdecyduję się jeszcze stanąć na starcie? Może dwa, może trzy. Jaki to będzie dystans? Spójrzmy prawdzie w oczy: góra 5 kilometrów.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS