A A+ A++

Powołanym 13 lat temu biurem kieruje prof. Aleksandra Wentkowka, wykładowca na Uniwersytecie Śląskim. Specjalizuje się w prawie międzynarodowym w Unii Europejskiej. – Kiedy napisałam pracę o suwerenności Polski w UE, w jednym z mediów wyzwano mnie od zdrajców narodu – wspomina terenowa pełnomocnik RPO w Katowicach.  

Każdego roku jej ludzie są zasypywani skargami dotyczącymi działalności sądów, egzekucji komorniczych, utrudniania kontaktu z dziećmi, złych warunków w szpitalach psychiatrycznych czy zakładach karnych.

– Więźniowie najczęściej skarżą się na niewłaściwe warunki sanitarne, pozbawienie możliwości spaceru, brak przepustek, przeludnienie w celach, uczulające włókna z koca fruwające po całej celi, czy też niewłaściwą dietę – mówi prof. Wentkowska.

Każda taka skarga jest skrupulatnie sprawdzana. Pracownicy biura jeżdżą na niezapowiedziane wizytacje i weryfikują podnoszone zarzuty. Wizytacje trwają po kilka dni i nie ograniczają się tylko do przeglądania dokumentacji, ale także rozmów z pacjentami szpitali, aresztowanymi czy osadzonymi w zakładach karnych. Jeśli podnoszone zarzuty się potwierdzą, RPO zwraca się o usunięcie nieprawidłowości. I najczęściej przynosi to skutek. Np. kilka lat temu na Śląsku wyremontowano większość policyjnych izb zatrzymań. Kontrole przedstawicieli RPO wykazały bowiem, że znajdują się w tak fatalnym stanie, iż przetrzymywanie ludzi w takich warunkach jest niedopuszczalne. Z kolei po wizytacjach zapuszczonych komisariatów i posterunków na Śląsku komenda główna wdrożyła plan modernizacji policji. W efekcie w ciągu kilka lat wyremontowano większość policyjnych budynków. 

Kwarantanna jak areszt tymczasowy  

W tym roku biuro RPO w Katowicach zostało zasypane skargami na decyzje podejmowane przez różne instytucje w związku z epidemią koronawirusa oraz na egzekwującą pandemiczne przepisy policję. Najwięcej covidowych skarg dotyczyło górników i ich rodzin, bo wiosną kopalnie były ogniskiem koronawirusa. W efekcie tysiące górników trafiło na kwarantannę.

– Ci ludzie siedzieli na niej po kilka tygodniu, nie potrafili ustalić, czy mają negatywny, czy pozytywny wynik, na listy kwarantannowe wpisywano osoby zdrowe, a dodzwonienie się do sanepidu graniczyło z cudem – wspomina prof. Wentkowska. 

Na podstawie przeprowadzonych przez nią i jej współpracowników interwencji rzecznik praw obywatelskich zwrócił się do Ministerstwa Zdrowia oraz głównego inspektora sanitarnego o zwiększenie liczby pracowników stacji sanitarnych w województwie śląskim. Rzecznik podnosił, że wiele osób o potrzebie kwarantanny dowiadywało się od kolegów, pracodawcy, czy od policji. Nie otrzymywało jednak pisemnej decyzji sanepidu. To powodowało, że takie osoby nie mogły zaskarżyć decyzji o kwarantannie, która w ich przypadku wyglądała „jak areszt tymczasowy”. 

Pracownicy terenowego pełnomocnika RPO w Katowicach skarżyli też decyzje o objęciu kwarantanną wszystkich osób wracających z zagranicy do Polski. – Od samego początku uważaliśmy to za bezpodstawne i bezprawne. W nasze ocenie kwarantanną powinny być objęte tylko te osoby, które miały kontakt z zakażonymi, a nie wszyscy jak leci – mówi prof. Wentkowska. Teraz to stanowisko potwierdza Wojewódzki Sąd Administracyjny. 

Wiele osób skarżyło się też na represyjne podejście policji do kwestii noszenia maseczek czy też nieprzestrzegania wprowadzonych przez rząd zakazów. Na początku pandemii mundurowi mandatami karali bowiem rowerzystów, spacerowiczów w lesie czy kierowców korzystających z myjni. W większości przypadków ci, którzy nie przyjęli mandatów, byli uniewinniani przez sądy, które wprowadzony drogą rozporządzenia obowiązek noszenia maseczek uznawały za bezprawny. 

W policyjnym kotle

Po ogłoszeniu przez Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej zakazu aborcji w przypadku nieodwracalnego uszkodzenia płodu w miastach i miasteczkach całej Polski rozpoczęły się demonstracje Strajku Kobiet. Udział w nich wzięły setki tysięcy osób. W Warszawie do tłumienia protestów skierowano antyterrorystów z Biura Operacji Antyterrorystycznych, którzy bili ludzi pałkami teleskopowymi. Mundurowi używali też wobec demonstrantów gazu i środków przymusu bezpośredniego, jednej z demonstrantek połamali rękę w trzech miejscach.  

Na Śląsku przebieg ulicznych demonstracji nie był tak dramatyczny jak w stolicy. Policja tylko dwukrotnie użyła gazu podczas protestów przed katedrą w Katowicach. Potem zmieniła taktykę i zaczęła zamykać demonstrantów w „kotłach”. Zgromadzeni w nich uczestnicy protestów byli spisywani, karano ich mandatami lub kierowano wnioski do sądów. 

– Takie praktyki stosowane przez funkcjonariuszy stanowiły realne zagrożenie dla życia i zdrowia demonstrujących, bo uniemożliwiały zachowanie ważnego w czasie epidemii dystansu społecznego – mówi prof. Aleksandra Wentkowska. Kilka tygodni temu napisała do szefa śląskiej policji list, w którym podkreśliła, że Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że zamykanie pokojowych demonstrantów w „kotle” narusza prawo do wolności i swobody przemieszczania się.   

Terenowa pełnomocnik RPO poprosiła teraz komendanta wojewódzkiego w Katowicach o sygnatury wszystkich spraw sądowych, które zostały wytoczone uczestnikom Strajku Kobiet. Karanie protestujących przez policję uważa bowiem za niekonstytucyjne i bezpodstawne. Jej współpracownicy włączą się do udziału w postępowaniach sądowych po stronie demonstrantów.  

To nie amerykański serial

– Policja na Śląsku znalazła się w dużym rozkroku. Z jednej strony stara się stosować wobec protestujących łagodniejsze metody niż te wybierane przez dowódców w Warszawie. Z drugiej jednak zmusza ludzi do respektowania przepisów, które są niekonstytucyjne. Strasznie mnie boli, że w ciągu kilku tygodni policja straciła dobry wizerunek, na który pracowała 30 lat – mówi terenowa pełnomocnik RPO w Katowicach.  

Jej biuro dostało też dużo skarg dotyczących sposobu przeprowadzania interwencji domowych. Ludzie żalą się w nich, że mundurowi byli opieszali, niemili, agresywni, czy też nic nie zrobili. – Większość tych skarg się jednak nie potwierdza. Ludzie naoglądali się amerykańskich seriali i myślą, że policjanci w 45 minut rozwiążą każdą sprawę – mówi prof. Wentkowska.   

Pamięta też, że pięć lat temu jeden z posłów PiS złożył zawiadomienie, że policjanci strzelali do górników „protestujących” przed siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej przeciwko planowanej przez rząd PO-PSL reformy górnictwa. Górnikami okazali się pseudokibice.

– Policjanci pokazali mi wtedy zabezpieczone „śnieżki”, którymi protestujący rzucali w funkcjonariuszy. Okazało się, że to były śruby oblepione śniegiem – wspomina prof. Wentkowska. Użycie przez policjantów broni gładkolufowej zostało wtedy uznane za zasadne, takie samo stanowisko przyjęła wtedy prokuratura.  

Biuro RPO zajmowało się też skargą złożoną przez rodzinę starszego mężczyzny z Katowic, którego ciało znaleziono powieszone na klamce drzwi. Policja i prokuratura od razu przyjęły, że to było samobójstwo, i zezwoliły na kremację. Rodzina denata pokazała jednak prof. Wentkowskiej zdjęcia, na których były ślady wskazujące, że to mogła być zbrodnia.

– Głównego dowodu, czyli ciała, już nie było. Po naszej interwencji komendant przyznał jednak, że jego ludzie dopuścili się wielu zaniedbań, i wyciągnął wobec nich konsekwencje służbowe – mówi terenowa pełnomocnik RPO w Katowicach.  

Jej ludzie pomagają też samym policjantom i reagują na skargi dotyczące mobbingu w komendach, czy też przypadki niewłaściwego traktowania policjantek przez przełożonych.   

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułArcybiskup Kondrusiewicz: „Białoruś to moja ojczyzna, to moja ziemia!”
Następny artykułBiałoruscy uciekinierzy z ulicy Kopciuszka