Demokraci mogą zapłacić w listopadowych wyborach bardzo wysoką cenę za przeprowadzony przez FBI najazd na posiadłość Donalda Trumpa Mar-a-Lago. Przez 9 godzin 30 uzbrojonych agentów przeszukiwało rezydencję, by podobno odzyskać dokumenty państwowe, które były prezydent miał zabrać z Białego Domu. Amerykanie są bardzo zniesmaczeni tym, że drobiazgowo przeglądano garderobę, czy nawet bieliznę Melanii Trump, tak jakby pośród dessous byłej pierwszej damy miały być pochowane jakieś akta.
„Akcja polityczna” czy „bezstronne działania”?
Nie to jednak przeszkadza Demokratom, ale to, że jak wynika z badań przeprowadzonych przez sondażownię Trafalgar Group, 47,9% Amerykanów uważa, że była to akcja stricte polityczna, za którą stoją „polityczni wrogowie Trumpa” Chodzi o wyeliminowanie go z ewentualnego startu w kolejnych wyborach prezydenckich. Tylko 39,7% mówi, że były to „bezstronne działania wymiaru sprawiedliwości”.
Co więcej, aż 70,4% Amerykanów twierdzi, że akcja prokuratury i federalnych agentów zwiększa ich chęć do udziału w wyborach, przy czym znacznie większą mobilizację deklarują wyborcy republikańscy – 83,3%, niż Demokratów – 55,2%. O pierwszych efektach takiej mobilizacji informuje syn byłego prezydenta Eric Trump, który ogłosił, że po nalocie FBI nastąpiły rekordowe wpłaty na prowadzoną przez jego ojca organizację polityczną Save America (Ocalmy Amerykę).
Akcja FBI miała być związana z podejrzeniem złamania przez Trumpa ustawy o aktach państwowych, ale FBI i Departament Sprawiedliwości unikają jednoznacznych odpowiedzi. Wody w usta nabrał Biały Dom. To sytuacja bez precedensu – po raz pierwszy w historii służby federalne dokonują najazdu na dom byłego prezydenta, a urzędujący prezydent, szef FBI, Prokurator Generalny i jednocześnie szef Departamentu Sprawiedliwości (w USA, tak jak w Polsce obie funkcje sprawuje jedna osoba) nie mają nic w tej sprawie do powiedzenia. Nakaz przeszukania wydał sędzia Bruce Reinhart, który hojnie wspierał kampanie wyborcze m.in. Baracka Husseina Obamy i jeszcze jako adwokat bronił pracowników słynnego pedofila Jeffrey’a Epsteina. Anonimowy urzędnik Departamentu Sprawiedliwości powiedział w rozmowie z „Newsweek”, że akcja była „odwetem FBI’ i specjalnie przeprowadzona ją wtedy gdy Trumpa nie było na Florydzie.
Próba wmanewrowania Trumpa w organziację zamieszek na Kapitolu?
Agencje rządowe przerzucają się odpowiedzialnością za akcję. FBI wskazuje na Departament Sprawiedliwości, ten na prokuraturę Dystryktu Columbia, ta z kolei mówi, że nie ona decydowała o sposobie przeprowadzenia przeszukania. Zgniłe jajo podawane jest z rak do rąk. Republikanie twierdzą, że sprawa dokumentów państwowych to tylko pretekst, a tak naprawdę chodzi o szykany i być może wmanipulowanie Trumpa w organizację zamieszek 6 stycznia 2021, kiedy to jego podejrzewający sfałszowanie wyborów prezydenckich zwolennicy wtargnęli na Kapitol. Agencje federalne nigdy nie prowadzili przeszukań w domach, byłych dyrektorów CIA – Johna Deutcha i Davida Petrausa, choć trzymali on w nich najbardziej poufne dokumenty. Podobnie były dyrektor FBI James Comey po zwolnieniu go przez Trumpa zabrał ze sobą całą szafę akt. Wcześniej także trzymał je u siebie, by potajemnie przekazywać je mediom.
Najbardziej spektakularna sprawa dotyczyła Hillary Clinton, która tajne dokumenty Departamentu Stanu trzymała na serwerze w kuchennej piwnicy swego domu. Nikt jej nie nękał, gdy w czasie śledztwa w tej sprawie i innych zniszczyła swoje laptopy i telefony komórkowe. Wiele urządzeń zostało potraktowanych kwasem. W przypadku Trumpa nie chodziło nawet o tajne dokumenty.
Lewicowa frakcja Demokratów i jej media zachwycone są działaniami FBI i waszyngtońskiej prokuratury. Już krążą opowieści jakich to przestępstw Trump musiał się dopuścić skoro zdecydowano się na tak bezprecedensową akcję. Ale wśród bardziej umiarkowanych Demokratów, nawet tych, którzy jak Andrew Cuomo są zaprzysięgłymi wrogami Trumpa, cała sprawa budzi wątpliwości. Były gubernator stanu Nowy Jork domaga się stanowczych wyjaśnień od Departamentu Sprawiedliwości, bo cała sprawa wygląda na polityczną awanturę, która podważy choćby śledztwa w spawie zamieszek na Kapitolu.
Czy demokraci zagrażają demokracji?
Dla Republikanów, nieprzekraczalna do tej pory granica została naruszona.
Wielu z nich twierdzi, że Demokraci zagrażają demokracji i wolności w Ameryce i nie cofną się przed niczym, by zniszczyć politycznego przeciwnika, a administracja Bidena zachowuje się jak autorytarni władcy bananowych państw trzeciego świata.
Że to nawiązanie do najgorszych obyczajów Baracka Husseina Obamy, który bezwstydnie wykorzystywał Departament Sprawiedliwości i służby do prześladowania wielu konserwatywnych działaczy, a nawet dziennikarzy. Lider mniejszości w Izbie Reprezentantów Kevin McCarthy, czy bardzo popularny członek Komisji Sądownictwa w Izbie Jim Jordan już zapowiadają, że jak tylko Republikanie odzyskają większość w Kongresie, to przeprowadzone zostaną dochodzenia w sprawie przeszukań w domu Donalda Trumpa. Republikanie są faworytami w listopadowych wyborach, a jak wynika z badań Trafalgar Group po coraz częściej przypisywanej Joe Bidenowi i jego administracji akcji w Mar-a-Lago, ich szanse na zwycięstwo rosną.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS