A A+ A++

W środę (21 kwietnia) przed Ambasadą Rosji przy ul. Belwederskiej odbył się protest przeciwko rosyjskim represjom politycznym wobec Aleksieja Nawalnego. Wzięło w nim udział kilkadziesiąt osób.

Protestujący ustawili się na wąskim chodniku pod ambasadą. Przynieśli ze sobą transparenty, przeważnie po rosyjsku, ale też po polsku i angielsku (m.in. „Żądamy dopuszczenia lekarza do Aleksieja Nawalnego”, „Uwolnić Nawalnego”), na jednym z plakatów zestawiono także obok siebie wizerunki Putina i Hitlera. W tłumie widać było także flagi narodowe: rosyjskie, białoruskie, ukraińskie. Akcja trwała krócej niż zakładano: w związku z uciążliwymi legitymowaniami przez policję została zakończona o 18.45.

Dziś organizatorzy akcji zaapelowali do policji, by zaprzestała takich działań. “Nie negujemy obostrzeń i zagrożenia epidemicznego, apelowaliśmy do uczestników o stosowanie się do odpowiedzialnego gromadzenia się – stanowczo jednak protestujemy przeciwko zakazowi samego prawa do protestu. Bulwersuje nas to tym bardziej, że w Rosji czy w Białorusi widzimy bezprawne próby uniemożliwiania obywatelom realizacji konstytucyjnych praw” – czytamy w ich oświadczeniu. 

Mandaty, legitymowanie, upominanie 8-latka

Jak relacjonowaliśmy, od początku protestu policji było więcej niż samych protestujących, ale początkowo jedynie przyglądali się zgromadzonym. Po trzydziestu minutach zaczęli podchodzić do uczestników protestu grupkami i legitymować ich, a także wystawiać mandaty w wysokości 20 zł (za udział w zgromadzeniu powyżej 5 osób). Choć organizatorzy zgromadzenia apelowali do jego uczestników o nieprzyjmowanie mandatów, część osób się na to zdecydowała.

Pani Agnieszka na protest przyszła jako jedna z pierwszych. – Dostałam od organizatorów plakat „Uwolnić Nawalnego”, stałam z nim z zachowaniem odstępu 1,5 metra od innych osób. Niestety, policjanci mnie spisali, tak jak wszystkich. Najpierw podchodzili i uprzedzali, że mamy się rozejść, a potem podeszli i spisali, wystawili mandat. Przyjęłam, bo mam już pięć spraw w sądzie w związku ze Strajkami Kobiet, nie chciałam mieć kolejnej, za dużo na to idzie czasu i energii – mówiła.

Organizatorem akcji w sprawie represjonowanego w kolonii karnej Aleksieja Nawalnego było stowarzyszenie “Za wolną Rosję”. “Nie jest to nasza pierwsza akcja w obronie rosyjskich więźniów politycznych w czasie pandemii – natomiast po raz pierwszy policja ściągnęła nieproporcjonalną do uczestników liczbę funkcjonariuszy i postanowiła pójść z nami w konflikt” – napisał w dzisiejszym oświadczeniu Igor Isajew ze stowarzyszenia.

Jak podkreśla, organizatorzy zdawali sobie sprawę ze stanu epidemii, dlatego zarejestrowali trzy zgromadzenia. Tak, by zachować odpowiednie odległości między protestującymi. Jednak policjanci zaczęli wyciągać stojące osoby strasząc je mandatami. “Wiemy o kilku takich przypadkach. Jedna osoba, niemówiąca po polsku, bez upomnienia została wyciągnięta przez policjantów – wstawiła się za nią inna osoba, która otrzymała mandat w wysokości 20 zł. z art. 116” – dodaje Isajew. I wśród upomnianych wspomniał m.in. o  8-letnim dziecku rosyjskich obywateli. “Funkcjonariusze zachowywali się bardziej »stanowczo« wobec kobiet oraz wobec osób mówiących po polsku z akcentem. Osoby polskojęzyczne były raczej grzecznie informowane o stanie epidemii” – uważa Isajew.

Organizatorzy apelują do policji, by respektowała ich konstytucyjne prawo do gromadzenia się. A osobom, które przyjęły i zapłaciły mandaty, proponują pomoc prawną, by je uchylić.

Zapytaliśmy stołeczną policję, czy środki podjęte przez funkcjonariuszy były według nich adekwatne do sytuacji. Czekamy na odpowiedź.

Adam Michnik: To jest nasza sprawa

Na proteście obecny był m.in. Adam Michnik, sygnatariusz listu do Putina z żądaniem uwolnienia Aleksieja Nawalnego, który na prośbę organizatorów w pierwszej kolejności zabrał głos. – To nie tak, że zamknięcie rosyjskiego demokraty nie jest naszą sprawą. To jest nasza sprawa. Jak nas zamykali w stanie wojennym, to wielu ludzi na świecie się o nas upominało, wielu wspaniałych Rosjan nam pomagało. Czerpaliśmy bardzo wiele z doświadczeń rosyjskich demokratów, z wielkiego dzieła Sacharowa, z Sołżenicyna. Dla mnie to oczywiste, że dzisiaj Moskwa Nawalnego i Warszawa to wspólna sprawa. Ta sprawa to wolność mówienia według własnego sumienia i na własny rachunek – mówił.

Akcja wsparcia dla Aleksieja Nawalnego przed Ambasadą Rosji. Przemawia Adam Michnik. Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta

Isajew, który także zabrał głos, zwrócił uwagę, że w zgromadzeniu biorą udział obok siebie Rosjanie, Ukraińcy, Polacy i Białorusini, zjednoczeni. – Bronimy i musimy bronić praw człowieka zarówno w Ukrainie, Rosji czy Białorusi, jak i w Polsce. Dziś pod Sądem Najwyższym zostały zatrzymane cztery osoby, w tym niektórzy tu obecni. Niestety autorytaryzmy się od siebie uczą. W rosyjskich więzieniach obywateli Ukrainy zatrzymanych na Krymie w 2014 roku są dziesiątki. Upominając się o Nawalnego, upominamy się też o nich – zaznaczył.

Kilkukrotnie w tłumie słychać było okrzyki po rosyjsku: „Wolność dla Nawalnego!” czy „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBiden obiecuje drastyczne ograniczenie emisji CO2 w USA
Następny artykułNie pójdą do fryzjera, nie poślą dzieci do szkół. Zakażonych znacznie więcej niż w innych regionach