Błoto, podbiegi, zbiegi, czołganie, skakanie, omijanie przeszkód i… brodzenie po kolana w lodowatej wodzie. To wszystko czekało na uczestników startu ekstremalnego w Biegu Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Młynach.
Ze względu na okoliczności, tegoroczna edycja biegu jest wyjątkowa.
– Ten bieg jest symboliczny ze względu na naszą historię, ale również na to, co obecnie dzieje się w naszej części Europy, więc udział w takim wydarzeniu jest przejawem patriotyzmu. Nie chodzi bowiem o samo bieganie czy rywalizację sportową, tylko o pokazanie ducha walki, odwagi i pielęgnowanie postaw patriotycznych – mówi Arkadiusz Spodymek, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury Sportu i Rekreacji w Rudnikach.
Impreza ma również charakter edukacyjny, a najmłodsi uczestnicy, być może kiedyś zainteresują się historią Żołnierzy Wyklętych.
– Ta historia została odtajniona w ciągu ostatnich kilku dekad, więc wszyscy możemy na nowo ją poznać i się jej uczyć. Dla najmłodszych to też ciekawy dowód, że warto się tą historią zainteresować. Nawet, jeśli dzisiaj nie rozumieją tego przesłania, to może kiedyś pomyślą – braliśmy w tym udział, to coś musiało znaczyć. Może dzięki temu, zaczną szukać odpowiedzi na niektóre pytania i poznawać jakże ważną historię naszego kraju – wyjaśnia Arkadiusz Spodymek.
Ponad 70 zawodników startowało w trzech kategoriach – biegu bąbla (100 metrów z przeszkodami), biegu rodzinnym (1963 metry – to dystans symboliczny – odwołanie do roku, w którym został stracony ostatni Żołnierz Wyklęty) oraz biegu ekstremalnym na 5800 metrów.
Trzeba przyznać, że trasa została świetnie zorganizowana, a na uczestników czekały nie lada wyzwania. Na metę wbiegali w brudnych, przemoczonych ubraniach, ale z uśmiechem i ogromem satysfakcji.
– Mamy tu w Młynach świetne warunki, które można było idealnie wykorzystać pod tego typu bieg. Przygotowaliśmy sztuczne przeszkody, ale na trasie było również sporo naturalnych utrudnień. Mieliśmy czołganie, skakanie, pokonywanie przeszkód, zbiegi i podbiegi w terenie. Główną atrakcją było pokonanie kanału rzecznego, gdzie trzeba było brodzić w wodzie. To nie jest długi dystans, ale wymagający i trzeba się do tego startu solidnie przygotować – ocenia Tomasz Szymański, jeden z głównych organizatorów.
To nie koniec, bowiem spora grupa uczestników nie miała jeszcze dosyć wrażeń i po skończeniu biegu, wskoczyła do lodowatej wody zalewu. Jak widać, dla grupy morsów, nie ma takich warunków i przeszkód, których pokonać się nie da!
Damian Pietruska
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS