A A+ A++

Osoba jawnie antypisowska – określa ją wnuczka. Kaczor, tfu! Ziobro, tfu! Duda, tfu! Pajace! Gdy Jadwiga, rocznik 1935, emerytowana rolniczka, widzi Jarosława Kaczyńskiego w telewizji, to pluje na ekran.

Dzień wyborów spędziła jak każdy inny. O ósmej zjadła śniadanie, potem oglądała TVN24 z przerwą na kawę o 11:30, potem była drzemka i najważniejszy punkt dnia: obiad, tym razem gołąbki z ziemniakami, bo w tygodniu dania twarogowe. Po obiedzie należało się posmarować maścią, a już o 17 zjeść kolację. Do snu położyła się o 19. O pójściu do lokalu wyborczego nawet nie pomyślała.

Na stałe jest zameldowana na wsi w Borach Tucholskich. Tam widnieje w spisie wyborców. Pół roku temu pokłóciła się z synową (mówi o niej per „prostytutka”) i wyprowadziła do swojej córki do Gdańska. – Nawet gdyby miała zaświadczenie o głosowaniu, do lokalu nie dałaby się zawieźć, bo w ogóle nie wychodzi z domu. A sprawę głosowania korespondencyjnego niestety trochę zaniedbaliśmy. Rodzice trochę mają jej dość – przyznaje wnuczka. – Nie, babcia nie jest obecnie chora. Wyszła cało po dwóch nowotworach, jej stan zdrowotny jest adekwatny do wieku, choć od dwudziestu lat mówi, że już umiera.

Ostatni raz głosowała w wyborach prezydenckich w 1995 roku. Na Kwaśniewskiego, bo za Wałęsą nie przepadała. Później zaczęło się powtarzanie „Co oni z tą Polską zrobili”. Nie widzi dla siebie odpowiedniego kandydata. – Babcia skupia się na nienawiści wobec tych polityków, którzy są. Nie myśli o tym, na kogo mogłaby zagłosować. Wydaje mi się, że na wsiach jest wiele takich osób, które przeżyły większość życia w PRL i w ogóle nie kumają demokracji. Babcia nie zdaje sobie sprawy, że na cokolwiek ma wpływ – tłumaczy wnuczka.

Czytaj: Jest ponad 1000 protestów wyborczych i to nie koniec. Wśród zarzutów propaganda w TVP i kłopoty z głosowaniem za granicą

Bez mieszania się w polityczny cyrk

Marzena z Komorowa w województwie łódzkim, wykształcenie zawodowe, matka czwórki dzieci i żona pracownika fabryki zlewów, wprost przyznaje, że zagłosować nie poszła, bo się nie zna na partiach politycznych i kandydatach. – Byłam na wyborach dwa razy w życiu. Uważam, że aby iść zagłosować, trzeba mieć jakieś pojęcie o polityce. A ja się nią naprawdę nie interesuję – mówi. – Prawie nie oglądam telewizji, więc nie bardzo wiem jaki polityk głosi jakie poglądy. Jest demokracja i mój wybór jest taki, że ja się w to nie mieszam.

Ale jej znajomi demokrację rozumieją inaczej. Na koleżeńskim spotkaniu w sobotę 11 lipca przed drugą turą wyborów próbowali ją przekonać, że powinna zagłosować. Pili piwo, a jeden z nich nagle: – Jaki ciemnogród z ciebie. Kto nie głosuje, ten frajer.

– Jeden z z tych, co mnie przekonywali stwierdził, że dostaję co miesiąc dwa tysiące na czwórkę dzieci i powinnam się odpłacić tym, co mi dali pieniądze. Zapomniał chyba, że moje dzieci urodziły się, zanim jeszcze PiS wymyślił 500 plus. Inny kolega namawiał mnie, żebym głosowała na Trzaskowskiego, bo nie wiem, kim będą moje dzieci w przyszłości i jeśli któreś z nich będzie gejem albo lesbijką, to ciężko im będzie żyć w kraju rządzonym przez pisiorów. Ja mam małe dzieci. Najstarsze ma 8 lat. Zanim moje dzieci urosną i wybiorą orientację seksualną, rząd w naszym kraju zmieni się jeszcze co najmniej trzy razy – stwierdza.

Na następne wybory też nie pójdzie, i na następne również. Podobnie jak jej mąż. Nie chcą się mieszać się w ten polityczny cyrk.

„Istnienie takich wyborczych białych plam to wstyd dla naszej demokracji”

Na temat niegłosujących w wyborach nie powstało w tym roku jeszcze żadne badanie socjologiczne. CBOS i Kantar dopiero takie realizują, wyniki będą w ciągu kilku tygodni. – Ale ja mogę pani powiedzieć, czym to 10 milionów się charakteryzowało, bo nie sądzę, że byli inni niż niegłosujący w poprzednich wyborach. Dalej ten niewyborca jest bardziej wiejski niż miejski, choć różnica procentowa się zmniejszyła w ostatnich latach – mówi prof. Mikołaj Cześnik z Uniwersytetu SWPS i dodaje: – Albo najmłodszy, albo najstarszy. Im wyższe wykształcenie i status materialny, tym większa szansa pojawienia się przy urnie wyborczej. Do tego religijność – kościoły mają duży wpływ mobilizacyjny na wyborców. A kościół w Polsce jest mocno upolityczniony. Poza tym ludzie zaangażowani w życie wspólnoty religijnej generalnie są bardziej aktywni społecznie. Przynajmniej jeśli chodzi o wspólnoty chrześcijańskie. Od czasu Soboru II Watykańskiego Kościół katolicki wyznaje zasadę, że katolik ma obowiązek uczestnictwa w życiu swojej społeczności.

W Polsce nie dostrzegamy istotnej różnicy w procentach pomiędzy niegłosującymi kobietami a mężczyznami. – Tu dużą rolę odegrało przyznanie praw wyborczych kobietom już w 1918 roku. Pod tym względem byliśmy europejską awangardą. Oczywiście liczbowo w pewnych grupach wiekowych to wygląda inaczej. Jeśli kobiet powyżej 80. roku życia generalnie jest więcej, to naturalnie „siłą masy” będzie ich więcej przy urnach. Mężczyźni w wieku emerytalnym są też bardziej schorowani niż kobiety, a zdrowie jest bardzo ważnym czynnikiem przy decyzji o pójściu na wybory u starszych wyborców. Trzeba też pamiętać, że czasami ludzie nie mogą zagłosować. Są wsie, gdzie do lokalu wyborczego trzeba pójść przez las albo pola, kilka kilometrów piechotą. I oni nie, że nie chcą, ale nie mają możliwości. Istnienie takich wyborczych białych plam to wstyd dla naszej demokracji. Zapewnienie możliwości głosowania każdemu obywatelowi powinno być obowiązkiem państwa – uważa prof. Cześnik.

Brak możliwości głosowania to nie tylko „przyczajona” wieś w Polsce, ale też zagranica. W wielu miejscach obwodowe komisje wyborcze się nie utworzyły, a w wielu tych, które się utworzyły, na czas nie dotarły pakiety wyborcze. Taka sytuacja spotkała Agnieszkę z Londynu i jej męża.

– Rejestrowałam się w konsulacie w Londynie. Czułam, że mogą być problemy, bo wiadomo, jak działają konsulaty i poczta. Już w pierwszej turze pakiet do głosowania otrzymałam bardzo późno i bardzo późno odesłałam. Przypuszczalnie nasze głosy, mój i mojego męża, nie zostały policzone, nawet tego nie wiemy – mówi.

– W poprzednich latach nie interesowałam się polityką, ale w tegorocznych wyborach brałam udział całą sobą. Bardzo dużo dowiedziałam się o kandydatach, ich programach i bardzo zależało mi na oddaniu głosu – przyznaje Agnieszka. – Chciałam, żeby coś w Polsce się zmieniło. Żeby rządzący wreszcie zajęli się ochroną przyrody i pomocą słabszym i niepełnosprawnym. Żeby nie szczuli na siebie ludzi… Żeby Polska stała się krajem tolerancyjnym, widzącym problemy wszystkich, a nie tylko obietnice pieniężne. Mieszkam w Anglii i na co dzień spotykam się z różnymi ludźmi, ze wszystkimi mogę normalnie rozmawiać. Boli mnie, że Polacy są tak ograniczonymi ludźmi. Mają w sobie tyle hejtu i nienawiści. Myślałam, że może będzie mi dane wrócić do Polski, ale do takiej na razie nie chcę.

Jej pakiet wyborczy przed drugą turą przyszedł w poniedziałek 13 lipca, dzień po wyborach wygranych przez Andrzeja Dudę. Agnieszka tydzień później w zdjęciu profilowym na Facebooku ma nakładkę „Idziemy na wybory”.

Czytaj: Czy MSZ celowo wprowadziło w błąd Polaków w Niemczech?

Jak zagłosujesz, to masz potem prawo narzekać

– Mój grafik pracy nie obejmował wyjazdu do domu, a tylko tam mogłam głosować, to tyle – Wiktoria swojej absencji na wyborach w ogóle nie uważa za temat. Muszę ją mocno ciągnąć za język. Po tym, jak rok temu na raka zmarł jej narzeczony, inne rzeczy stały się dla niej ważne – plany założenia rodziny z nowym partnerem, cieszenie się życiem, dobra kawa, spacer. „Kiedy Bóg zamyka drzwi, otwiera okno” – mówi Wiktoria.

Wie, że mogła zorganizować sobie zaświadczenie albo się przepisać, ale kiedy? Mieszka pod dużym miastem, nie ma auta, pracuje, przeważnie sześć dni w tygodniu, na kasie w hipermarkecie. Jeśli chce jechać w rodzinne strony, to albo autobusem (ale autobus do jej miejscowości jeździ tylko raz dziennie, wcześnie rano), albo „łapie stopa” na Facebooku u kogoś ze znajomych. Do domu jeździ przeważnie na weekendy, a wtedy nic się w urzędzie gminy nie załatwi. O złożeniu wniosku przez internet jakoś nie pomyślała: – W każdym banku można założyć ten profil zaufany? To chyba jakoś skomplikowane? Jak to się robi? – wydawała się zaskoczona możliwością elektronicznego wniosku. Ale nawet gdyby o niej wiedziała, nie wie, czy by skorzystała.

W niedzielę miała wolne. Teoretycznie mogła jechać, ale – twierdzi – nie opłacało się jej na jeden dzień. W sobotę zeszła z kasy o 22:30, a w poniedziałek zaczynała o 7 rano. W niedzielę nawet nie zajrzała do newsów na temat wyborów. Są to są, było to było, no wygrał i tyle. Zabij mnie, ja nawet nie wiem, jaki oni mieli program wyborczy. Nie interesuję się polityką i jest mi obojętne kto ma władzę. Moje zdanie na temat kandydatów z drugiej tury było takie: jeden nas zadłuży, drugi sprzeda – przyznaje z pełną szczerością.

Piotr nie zagłosował z lenistwa, choć oficjalnie mówi, że z braku czasu. Nie na głosowanie, ale na wszelkie formalności przed, tak samo jak Wiktoria. Mieszka z żoną i 8-miesięcznym dzieckiem w Kobyłce, a zameldowany jest w miejscowości 60 km od Warszawy. Pracuje na trzy zmiany jako specjalista w firmie energetycznej.

Żona tygodniami przed głosowaniem – najpierw w pierwszej, potem drugiej turze – prosiła go, żeby pojechał po zaświadczenie do swojej gminy albo założył profil zaufany, przez który mógłby dopisać się do spisu wyborców. Nie zrobił tego przed pierwszą turą, przed drugą ona prawie się na niego obraziła. Złożył więc wniosek przez internet, ale… dzień po terminie. Jego wniosek został rozpatrzony negatywnie.

Wyborczą niedzielę spędzili na działce na wsi. Do południa poszli do kościoła, zjedli obiad z rodzicami Anny, wieczorem wrócili na głosowanie. To znaczy wróciła Anna, a Piotr opiekował się w tym czasie kilkumiesięcznym dzieckiem. – Mówię mu, żeby przez najbliższych pięć lat siedział cicho, bo nie ma prawa krytykować nawet najgorszego prezydenta. Najłatwiej jest krytykować, a samemu nic z tym nie robić – mówi Anna, jego żona. – Ja w pierwszej i drugiej turze zagłosowałam na Trzaskowskiego. Przegrał, ale spokojnie mogę teraz narzekać na Dudę – śmieje się.

Pozostawmy głosowanie nieobowiązkowe

Prof. Cześnik przypomina, że w Polsce w korzystaniu z biernego prawa wyborczego nie wymaga jakiejś wielkiej fatygi. Nie mamy rejestracji jak niektóre stany w USA, nie musimy jechać – tak jak Grecy – tam, gdzie się urodziliśmy. Podczas głosowania w Grecji jest istna wędrówka ludów. W Polsce wystarczy wziąć dokument uprawniający do głosowania i możemy głosować tam, gdzie nam akurat pasuje.

– W jednym z badań kilkanaście lat temu zapytaliśmy niegłosujących, czy skoro nie korzystają ze swojego prawa, to czy zgodziliby się go zrzec na stałe. Zdecydowanie odpowiedzieli, że nie. W 2001 roku po wyborach parlamentarnych zapytaliśmy respondentów, na kogo by zagłosowali, gdyby w Polsce tak jak w Belgii czy Australii wprowadzić obowiązek głosowania. Tylko 10–15 procent to „twardzi” niewyborcy. Im nawet grzywna nie jest straszna. Pozostali dokonali wskazań na swoich faworytów. Fascynujące było to, że krajobraz polityczny nawet po włączeniu do wyborów ludzi, którzy nie głosują, w ogóle by się nie zmienił – mówi prof. Cześnik.

Czytaj również: „Nie dowiemy się, ile osób zagłosowało na Dudę, bo oglądało Wiadomości. Ale będę się upierał, że kluczem było coś innego”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułLeeds United z Mateuszem Klichem awansowało do Premier League
Następny artykułPrzegląd tanich sukienek na wesele – podpowiadamy, co jest modne i jak kupować taniej