Lato dawno przekroczyło półmetek i po rozlazłym, rozkapryszonym lipcu, świat cały w swe władanie przejął sierpień. To zwykle pracowity miesiąc, ale w tym roku, jakoś dziwnie nie było mu śpiesznie, więc wcale nie zamierzał się popisywać nadgorliwością. Najwyraźniej nie był w harmonii z wyjątkowo z niesubordynowaną tegoroczną aurą, stąd też utrafienie na prawdziwie letnią pogodę, stawało się wyzwaniem nie lada.
Czasem trafiały mu się dni „wygrane”, niczym w loterii, w których słońce nie miało umiaru w prażeniu. Świat wówczas cały kąpał się w gorącu jego promieni; ledwie zipał! Duszność nie do przetrzymania „stawała dęba”, a okolica upodobniała się do pustyni. Nawet wiatr zapomniał języka w gębie, stulił uszy po sobie i utknął gdzieś w ciszy. Mimo kaprysów pogody, miał jednak na uwadze rozliczenie się z urodzajów. Ale jak mu się już całkiem znudziło, umyślał, by od czasu do czasu na niebiosa sprosić chmury, jak najczarniejsze, by warczały i wrzeszczały złowrogimi zagrzmieniami. W czasie największego ich skumulowania polecił, by pluły zygzakami błyskawic śmigłych, a kiedy staną się brzemienne nadmiarem wody, zrzucały ją na ziemię. Świat cały tonął wówczas w strugach deszczu. Chlapało długo i niemożebnie tak, że z przestraszenia wszystkie wróble pozamykały gęby i wsłuchane w te niebiańskie, tchnące Wagnerem chóry, poskładały skrzydła po sobie i przykucnęły na gałęziach, wielce przerażone. I w takim to kalejdoskopie pogodowym, przyszło sierpniowi dokonywać na polach letnich remanentów.
W pierwszej kolejności zabrał się za uprzątanie brzemiennych urodzajem szerokich łanów pól. Odpowiednio wcześniej więc zadbał o to, by postawić w stan alertu wszelkiej maści maszyny żniwne, by były sprawne i gotowe do wyruszenia w pola. Na „pierwszy ogień” poszły brudno brązowe łany rzepaków.
Dzień i noc rzęziły koszące maszyny i swoimi przepastnymi paszczami połykały niezmierzone ilości poschniętych strąków, skrywających granatowo-czarne kuleczki. Pracowały dniem i nocą. Bez chwili wytchnienia. Nocą błąkające się po polach kombajny migotały reflektorami niczym świecące oczy dzikich bestii, które przyczajone w gęstych trawach i nocnych zaroślach Serengeti, czyhają na zdobycz. W dzień zaś swoją obecność znaczyły wzbijającymi się pod niebo tumanami kurzu. I tak już codziennie, niczym pająki po pajęczynowym labiryncie, zielone, czerwone i niebieskie kombajny pożerały łapczywie dyszące urodzajem następne zboża: jęczmienie, pszenice i na ostatku owse. Naganiacze aż dławiły się, by nadążyć z układaniem ścinanych źdźbeł, podawanych do wymłotu. To wielkie w polach poruszenie trwało czas jakiś. I ani się człowiek nie obejrzał, a po szumiących łanach ostały się jeno ogołocone z urodzaju połacie sterczących ściernisk-niemi i coroczni świadkowie rolniczego trudu i znoju.
Godzi się wejść w temat zasadniczy słowami wielkiej Polki, miłośniczki polskiej wsi, poetki Marii Dąbrowskiej, fragmentem wiersza „Dożynki”:
„Plon przynieśli, plon!
Przynieśli nam wieniec z kłosów naszej ziemi.
Ślicznie przewijany wstęgami krasnemi”
Bo właśnie w niedzielę 28 sierpnia społeczność Grodkowa i okolicznych sołectw spotkała się na corocznym święcie plonów, by celebrować wysiłek ludzi rolniczego trudu.
Ale to nie wszystko, co nam Grodków zafundował w ostatni weekend. Ponieważ w przeddzień nasze miasto obchodziło 25-lecie współpracy z miastem partnerskim Beckum z Republiki Federalnej Niemiec.
Z tej okazji gościliśmy delegację z Beckum i Heringsdorfu, Borszczowa i Skały Podolskiej (Ukraina) i Bogumina –Skrzeczonia (Republika Czeska). Do tej rocznicy wrócimy w kolejnym numerze, za tydzień.
Tego dnia spaliśmy „szybciej” niż zwykle, bo z tylu głowy gniotły nas myśli, o jutrzejszym niedzielnym święcie i festynie. Więc spanie było ”na pół gwizdka”. Poranek powitał nas rześki. Zza opłotków wyglądały nieśmiało, pierzchające przed świtaniem ponocne mgły. Dzień wstawał równie jak my podniecony i z całych sił ciągnął za sobą opierający się brzask, by ten rychlej torował drogę słońcu. A nie śpieszno mu było, bo zasiedział się po zaułkach okolicy i udawał starego niedźwiedzia. Zegar natury nie dał za wygraną. Aniśmy się rozpatrzyli, kiedy dzwon na wieży ratusza oznajmiał godzinę jedenastą. Znak to, że niebawem rozpoczną się uroczystości dożynkowe. Cała ceremonia rozpoczyna się mszą w Kościele. Tu składane są wszystkie korony i tu gromadzą się wszyscy goście. I tu, jak przystało na chrześcijan, kapłan święci wszystkie wieńce. Pięknie komponują się naturalne złota zbóż, z kolorystyką ołtarza, dostojność wymyślnych koron z monumentalnym brzmieniem grodkowskich organów. Uduchowiona harmonia wiary i natury. Po mszy formułuje się barwny korowód i przy dźwiękach orkiestry dętej z OKiR-u, udajemy się na stadion sportowy. To miejsce główne, dalszego ciągu uroczystości. I to ona właśnie na powitanie wszystkich przybyłych, dała krótki popis swoich możliwości, proponując skoczną wiązankę marszów. Czas płynął, a ludzi przybywało. Wyglądałem spod ogromnego namiotu, bo tymczasem po niebie rozpoczął igraszki wiatr i jął się rozpędzania chmur. Ale szło mu to nie zbyt składnie, podobnie jak psu bacy, który jak z jednej strony nadgoni owce, to z drugiej paskudy zdążą się już wysmyknąć i zawrócić. Tak i te niesforne chmurzyska, wskutek owczego pędu, na oślep, wpadały na siebie, tworząc ciemne kłębowiska. A stąd już krok tylko do ulewy.
Zatroskany wielce o pogodę posłałem im moje srogie wejrzenie; zrozumiały i do końca uroczystości swoje deszczowe zapędy trzymały na wodze. Na początek część oficjalna, jak zwykle, padło wiele mądrych i uczonych, serdecznych, dziękczynnych i wzniosłych słów. O drogich nawozach mowy nie było! Mowę wprowadzającą trzymał nasz burmistrz Pan Marek Antoniewicz. Wzruszający moment nastąpił, kiedy w serdecznych słowach wdzięczności dziękowano wolontariuszom z Brzegu i Grodkowa za organizowanie pomocy Ukrainie. Była też mowa o tragedii i dramacie Narodu ukraińskiego.
W wielu oczach pojawiły się łzy wzruszenia. Motyw walczącej Ukrainy pojawił się także w wystąpieniu burmistrza Beckum Pana Michaela Gergdenricha. W imieniu władz województwa zabrał głos wicewojewoda opolski Pan Tomasz Witkowski. Jego religijny ton na pewno trafił do serc i sumień zapracowanych żniwiarzy z terenu naszej Gminy. Było też, naturalnie, tradycyjne dzielenie bochna chleba, upieczonego z tegorocznych zbiorów. Moment to podniosły i uroczysty. Pani Mesjasz i Pan Gankiewicz, starostowie Dożynek złożyli go na ręce Pana Burmistrza. A ten obiecał sprawiedliwie dzielić.
Jak co roku, w niecierpliwości wielkiej, cała widownia czekała na prezentację koron żniwnych. Był to zarazem konkurs na najpiękniejszą. To najbardziej frapujący fragment uroczystości, niosący w sobie znamiona rywalizacji sportowej z udziałem „kibiców”. Bowiem na środek wychodzi reprezentacja i w sobie właściwy sposób zachęca do popierania swego dzieła. Jedni recytują, inni chwalą się wierszem, lub prozą, a jeszcze inni śpiewem, nierzadko z dowcipnym tekstem. Wszyscy mają świetny ubaw. Ale jest też srogie jury, które ocenia te autentyczne dzieła. Werdykt: wszystkie są piękne, ale by zaspokoić to magiczne słowo „konkurs” jurorzy musieli dokonać gradacji. I tak! W najlepszej trójce znalazły się korony z następujących sołectw: Gola Grodkowska, Jeszkotle i Jaszów. Pozostałe ustępowały bardzo nie wiele, więc wszyscy mogli uważać się zwycięzcami.
Po nich przyszedł czas na większą porcję strawy dla ducha. Sceną zawładnęły Zespoły z naszej Gminy. Mogliśmy po raz kolejny okazję oklaskiwać piękne wykonania pieśni, piosenek i coverów dawnych szlagierów. Pocieszającym zjawiskiem jest praca instruktorów i utalentowanych amatorów w terenie. Poziom wykonawczy wyraźnie rośnie z roku na rok. Brawo!
Na scenie zaprezentowały się: Kopiczanki, Jeszkotlanki, Westalki i Kokorycz z Głębocka. Cieszy wykonanie, kolorowe stroje i profesjonalne obycie ze sceną. Cieszy fakt, że na naszych scenach w tempie znakomitym rozwija się ruch taneczny. Tym razem swoje umiejętności zaprezentowały zespoły taneczne „Grodkowiacy” i „Piast”. Przysłowiową kropkę nad „i”, swoim występem postawił Grodkowianin Grzegorz Wilk, któremu towarzyszył zespół WOLF. A potem? Potem, to wszyscy amatorzy zabawy, swoje trudy i znoje dnia powszedniego mieli okazję zatopić w pląsach na świeżym powietrzu.
Tekst i zdjęcia: Ryszard Wojnowicz.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS