Woah, ależ ten czas pędzi. Dokładnie dziś, w dniu publikacji tego tekstu, 12 listopada 2021 roku, mija rok odkąd PlayStation 5 zadebiutowało na świecie. A już tylko tydzień dzieli nas od rocznicy premiery konsoli w Polsce i chwili, której wielu wyczekiwało długimi latami. Do dziś miło wspominam tamten okres. To ekscytujące wyczekiwanie, pogoń za kurierem, pierwsze odpalenie konsoli i uczucie magii, gdy trzymałem DualSense.
Jasne, prawdopodobnie niewiele jest w powyższej opinii rzetelności, a wszystko zdaje się mocno przykryte płachtą z emocji. Tylko że chyba właśnie o to w tym chodzi, prawda? O emocje, które mają w nas wywoływać gry wideo i sama branża. Tak było w przypadku PlayStation 5, a więc pierwszej konsoli, na którą mogłem sobie pozwolić w dniu premiery. Czy żałuję decyzji? Nie, ani trochę. To na pewno nie były pieniądze wyrzucone w błoto. A ja jestem wdzięczny za bycie szczęściarzem, który zdążył z zakupem.
I tak minął rok. Rok, w którym grałem na konsoli prawdopodobnie najwięcej od dawien dawna. Rok, który pozwolił mi nadrobić sporo zaległości. I jednocześnie rok, który dał mi do zrozumienia, że choć mam pozytywne wrażenia pod względem emocji, to Sony koniec końców wcale nie wykonało dobrej roboty w stu procentach. Mogło być zdecydowanie lepiej i sam sobie zbudowałem oczekiwania, którym japoński gigant rozrywki elektronicznej nie podołał. Podzielę się subiektywnymi wrażeniami.
Gry
Nie wypada zacząć od czegoś innego, niż gier wideo, a więc kategorii, która chyba jest dla lwiej części graczy najważniejsza. To zrozumiałe i wydaje się prawidłowe. Jak więc było? Średnio. O premierowych propozycjach pisałem już miesiące temu (i dalej podtrzymuję, że nie było wcale tak źle, jak wielu to malowało). Później jednak… Cóż, jakby przestój. Odchodzę nawet od tego, że wiele pozycji to coś na przełomie PS4 i PS5 – po prostu mało było bomb na wyłączność.
Dostaliśmy Returnal, usprawnione i rozszerzone wersje Death Stranding czy Ghost of Tsushima, a także moją cichą perełkę, a więc F.I.S.T.: Forged in Shadow Torch, ale to stosunkowo niewiele. Nieco lepiej zaczęło się oczywiście robić w drugiej połowie roku, gdzie zaserwowano nam Ratchet & Clank: Rift Apart oraz Kena: Bridge of Spiritis. Uważam jednak, że to najwyżej poprawna opcja. Choć rozumiem, z czego to wynika.
Obecna sytuacja na świecie oczywiście niespecjalnie sprzyjała większemu zatrzęsieniu nowych gier, więc musieliśmy się cieszyć tym, co dostaliśmy. Osobiście nie mogę narzekać, albowiem tak mała liczba premier, pozwoliła mi nadrabiać te, na które w poprzedniej generacji nie starczyło czasu albo odpowiedniej mocy (od początku do końca korzystałem z premierowej wersji PS4). Wiem jednak, że nie wszystkich taka opcja urządziła.
Usługi
Drugim elementem, który warto rozważyć (zwłaszcza patrząc na Game Passa, którego oferuje konkurencja), są usługi. Może część z Was uzna, że jestem niepoprawnym optymistą, ale miałem w sobie dużo wiary, iż wraz z premierą PlayStation 5, Sony zdecyduje się na udostępnienie swojej usługi PlayStation Now w skali globalnej. Cóż, niestety wciąż musimy czekać. I niewiele wskazuje na to, aby w niedalekiej przyszłości miało się to zmienić.
W ramach rekompensaty firma zaoferowała nam dwie usługi, które były wcześniej niedostępne. Obie są właściwie pokrewnymi PlayStation Plus. Pierwsza, która debiutowała wraz z konsolą nowej generacji, to PlayStation Plus Collection, a więc paczka gier, która jest stale dostępna dla wszystkich subskrybujących usługę Sony. I był to ruch rzeczywiście dobry, albowiem pozwalający nowym osobom w świecie PlayStation poznać największe hity minionych lat.
Jeśli chodzi o drugą, to jest nią oczywiście PlayStation Plus Video Pass. Jak wszyscy doskonale wiemy, jest to nic więcej, jak usługa oferująca filmy oraz seriale. Inicjatywa fajna, ale wykonanie nie jest najlepsze (parafrazując Tomka Smokowskiego z nowej FIFY). Właściwie pod kątem wygody z korzystania daleko temu do Netflixa czy nawet HBO GO, a i sama oferta nie jest obecnie zbyt szeroka. No nie tego oczekiwaliśmy.
Postęp
Kolejny aspekt to postęp względem tego, co oferowano nam w poprzedniej generacji. Tu właściwie – z całym szacunkiem – dałbym żółtą kartkę obu firmom. Tak Microsoft, jak i Sony, nie popisały się, jeśli chodzi o przeskok pod kątem oferowanych odczuć. Wiele elementów wciąż irytuje, a niektóre zdają się właściwie niezmienione. Nie lubię, gdy ktoś nie wyciąga wniosków, a tu troszkę tak to wygląda.
Na szczęście mogę w tym akapicie napisać coś, co jest dla mnie prawdziwym postępem i iście next-genowym aspektem. Mowa oczywiście o kontrolerze DualSense. Trzymałem w dłoniach wiele padów, ale ten jest moim zdaniem najlepszym z nich. Może zwyczajnie mi przypasował , a może po prostu wciąż jak dzieciak reaguję na haptyczne wibracje i adaptacyjne spusty, ale wyszło fantastycznie. To po części dzięki temu tak wiele grałem w ostatnich miesiącach. Sony, zrobiliście to wzorowo.
Werdykt
Powiem krótko – było całkiem dobrze, ale zdecydowanie były widoki na coś lepszego. Jeśli, Drogi Czytelniku, nie udało Ci się nabyć konsoli nowej generacji od Sony w tym roku, ale jesteś w posiadaniu choćby PlayStation 4 Pro, to właściwie niewiele straciłeś. I nawet nie grając w największe pozycje reklamowane jako te, które przygotowywane są na PlayStation 5, nie masz za czym płakać. Było ich tak niewiele, że spokojnie dasz radę nadrobić.
Z drugiej strony, jak podkreśliłem to już kilkukrotnie, ja zakupu nie żałuję. Po przeskoku z PS4 Fat miałem zupełnie inny komfort korzystania z konsoli, nie bałem się, że sprzęt odleci, a wiele tytułów międzygeneracyjnych sprawdzałem właśnie tam, czerpiąc z nich maksimum możliwości. Ten rok zapamiętam bardzo dobrze, choć bardziej pod względem emocjonalnym. Starając się podejść racjonalnie i nieco przyziemnie – mam nadzieję, że przyszły rok będzie dla nas lepszy, a Sony naładowało baterie przez rok spokoju.
Koniecznie dajcie znać w komentarzach, jak Wasze wrażenia po pierwszym roku – co zaskoczyło Was pozytywnie, a czego zdecydowanie zabrakło!
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS