A A+ A++

Nie oczekuję, że nagle Górnik będzie walczył o mistrzostwo ani tego, że Łukasz strzeli nadzwyczajną liczbę goli. Chociaż jako profesjonalista będzie chciał pokazać się z jak najlepszej strony. W Górniku jest dużo młodzieży, bo na niej chcemy budować przyszłość, i samo pojawienie się Łukasza w szatni jest ważne – mówi Artur Płatek, dyrektor sportowy Górnika, na łamach “Super Expressu”. Co poza tym dziś w prasie?

“SPORT”

Śląsk Wrocław przygotowuje się już do meczu z Araratem Erywań. Trudna dla pucharowicza była zwłaszcza logistyka.

Dzień po meczu z estońskim Paide Linnameeskond sztab szkoleniowy Śląska miał spotkanie strategiczne na temat logistyki wyjazdu na mecz z Araratem Erywań. – Armenia to specyficzny kierunek, trzeba wszystko dobrze zaplanować – powiedział 44-letni szkoleniowiec wrocławskiej jedenastki. – Każdy detal jest ważny. Miałem w swojej karierze piłkarskiej wyjazdy do Kazachstanu, Mołdawii oraz Gruzji. Z doświadczenia wiem, że przygotowanie jest bardzo ważne, by być gotowym do rywalizacji z wymagającym przeciwnikiem. Ale patrzymy przede wszystkim na siebie. Nie ma reguły, kiedy lepiej grać u siebie – czy w pierwszym meczu, czy może lepiej rozpocząć na wyjeździe. Zagramy na własnym boisku w rewanżu, liczymy na kibiców, którzy przyjdą na Stadion Wrocław i stworzą gorącą atmosferę na trybunach. Chciałbym, by ta publiczność była jeszcze dwa razy większa niż w spotkaniu z Paide. My ze swojej strony robimy wszystko, by nasza drużyna okazała się w dwumeczu lepsza. Zobaczymy, kto znajdzie się w kadrze na II rundę. Możemy zgłosić 24 zawodników – zobaczymy, czy znajdzie się w tym gronie Caye Quintana. Po pierwszym treningu porozmawialiśmy chwilę, narzekał na drobny uraz, ale nie będzie to miało wpływu w dłuższej perspektywie. Ma szansę, przyjrzymy mu się w treningach, bo to co innego niż obserwacja wideo.

Kiedyś był uważany za wielki talent, miał zastąpić samego Thibauta Courtoisa. Ale los zaprowadził go do Górnika Zabrze. Sylwetka Grzegorza Sandomierskiego.

Zagadką pozostaje jednak, czego się po 31-latku spodziewać. Urodzony w Białymstoku golkiper podchodzi do Górnika z ogromnym respektem i widać, że chce skupić się na osiąganiu jak najlepszych wyników. W razie potrzeby może też służyć radą młodszym kolegom. Prawda jest jednak taka, że kariera Sandomierskiego to wielka sinusoida. W ekstraklasie debiutował w 2008 roku w barwach Jagiellonii, której jest wychowankiem. W latach 2009-11 był tam podstawowym wyborem, a radził sobie na tyle dobrze, że z końcem 2010 roku zadebiutował w reprezentacji. Kolejnego lata rozpoczęła się transferowa batalia o młody polski talent. W grze były Celtic oraz Genk, a Sandomierski miał trafić do Szkocji. Wyspiarze jednak zaczęli psioczyć pod nosem, licząc na obniżkę ceny, co wykorzystali Belgowie, którzy zapłacili za niego 1,6 mln euro, ściągając go w miejsce… Thibauta Courtoisa. Genk nigdy nie zapłacił tyle za bramkarza, ówczesny trener był zachwycony Polakiem, ale niestety na zachwytach się skończyło. Po pół roku na ławce białostoczanin wrócił na wypożyczenie do „Jagi”, a kolejne dwa sezony spędził w Blackburn i Dinamie Zagrzeb, gdzie jednak nie wyszedł ponad rolę bramkarza numer dwa.

W martwym punkcie tkwi budowa stadionu w Opolu. Oferty złożone na budowę obiektu przekraczają budżet przewidziany przez miasto.

Najniższą ofertę złożył Mirbud (Skierniewice) – 208,7 mln zł brutto. Konsorcjum Polimex (Siedlce) proponuje 282,3 mln zł brutto, zaś Adamietz (Strzelce Opolskie) – 308,1 mln zł brutto. Oznacza to, że zdecydowanie najniższa oferta i tak przekracza kwotę przeznaczoną na stadion – 180,4 mln zł brutto – Spodziewaliśmy się, że ofert będzie więcej. Jesteśmy jednak zadowoleni z tak wąskiego grona, bo im więcej propozycji, tym więcej sprawdzania, weryfikowania i więcej „starć” między potencjalnymi wykonawcami. Niestety, budżet jest dużo poniżej najtańszej oferty. To aż 28 milionów złotych brutto. Władze miasta muszą zastanowić się, czy dołożą tę niemałą kwotę, czy zastosują inny wariant, jak ponowienie postępowania w późniejszym okresie – mówi nam Bogusław Kulczycki z Zakładu Komunalnego Opole, czyli miejskiej spółki pilotującej budowę nowego stadionu. ZK odpowiedzialny jest m.in. za strefę płatnego parkowania, składowanie śmieci, cmentarze, jest wydawcą gazety oraz portalu internetowego „Czas na Opole”. Zarządza też obiektem położonym w bezpośrednim sąsiedztwie działki, na której stanąć ma stadion, czyli Centrum Wystawienniczo-Kongresowym.

“PRZEGLĄD SPORTOWY”

Kamil Kosowski zapowiada sezon Ekstraklasy. Trochę o Lechu, który postawił na sprawdzone nazwiska. Ale i o Legii, która jest rzecz jasna faworytem do mistrzostwa.

Wypadałoby napisać coś o faworytach. Obok Kolejorza to oczywiście broniąca tytułu Legia. Piłkarze Czesława Michniewicza przeszli pierwszą rundę kwalifikacji do Ligi Mistrzów, ale później tradycyjnie już przegrali mecz o Superpuchar Polski. Wiemy, jak to trofeum jest traktowane przez kolejnych trenerów Legii i nie ma co tego rozpamiętywać. Superpuchar trafił do Częstochowy, czym jeszcze bardziej podniesiono tam poprzeczkę. Wicemistrzostwo, Puchar Polski i Superpuchar – to ugrali piłkarze Marka Papszuna w ostatnich miesiącach i ja jestem pod wrażeniem. Zobaczymy, jak Raków pokaże się w nowym sezonie. Cele na pewno są ambitne i mam nadzieję, że dobrą formę z krajowych rozgrywek częstochowianie przełożą na Ligę Konferencji Europy. Dużą niewiadomą jest dla mnie Pogoń Szczecin. W mojej opinii jej wynik w poprzednim sezonie był ponad stan i teraz Portowcom może być trudno go powtórzyć. Plusem na pewno jest transfer Piotra Parzyszka, ale lada chwila odejdzie Kacper Kozłowski i znów zrobi się dziura. Pieniądze za najmłodszego finalistę EURO w historii powinny być jednak na tyle satysfakcjonujące, że widok stanu klubowego konta może uspokoić działaczy w przypadku sportowego kryzysu. Parzyszek jest kolejnym graczem, który wrócił do naszej ligi. Po kilkunastu miesiącach w PKO BP ekstraklasie znów zagra też Adam Hloušek. Czech miał solidny pobyt w Legii, ale ostatnio grał w 3. Bundeslidze i jego forma jest zagadką. Sam nie wiem, jak rozumieć takie powroty. Z jednej strony oznacza to, że trudno naszym działaczom nakłonić do gry w Polsce wyróżniających się piłkarzy w wieku 22–26 lat. Oni wybierają mocniejsze ligi, które dają im szansę promocji i kolejnego transferu. Z drugiej strony jest nadzieja, że dobrymi występami w pucharach nasze kluby polepszą trochę opinię o ekstraklasie. Brakuje nam sukcesów na arenie międzynarodowej. Brakuje nam klubu, który będzie regularnie grał w Champions League i ciągnął całą ligę w górę. Wtedy nasze zespoły mogłyby stać się w pełni atrakcyjne. 

Rozmowa z Januszem Michalikiem, ekspertem ESPN, byłym piłkarzem Gwardii Warszawa, ale i reprezentantem USA, który zrobił sobie swego czasu na grę… w piłce halowej.

Później wrócił pan na normalne boisko.

Byłem na tyle dobry, że doczekałem się powołania do reprezentacji USA. Zanim kadrę objął Bora Milutinović, tymczasowym trenerem mianowano Johna Kowalskiego i to on zasugerował Serbowi moją kandydaturę. Dużo mu więc zawdzięczam. Sytuacja była niecodzienna, bo tamtejsza kadra na początku lat 90. funkcjonowała jak normalny klub. Ligi zawodowej wciąż nie było, więc zostaliśmy wyselekcjonowani i wyjechaliśmy do Kalifornii. Tam wybudowali nam za kilka milionów dolarów centrum treningowe, kupili nam piękne mieszkania i w taki sposób przygotowywaliśmy się do mistrzostw świata w 1994 roku, których gospodarzem były Stany Zjednoczone. Cała operacja trwała cztery lata.

Jak pan ją wspomina?

Mogę się pochwalić, że grałem przeciwko tylu fantastycznym piłkarzom, że w Polsce nie ma chyba drugiego takiego zawodnika. Rozgrywaliśmy mecze towarzyskie z Milanem, Juventusem i innymi. Mierzyłem się więc z Van Bastenem, Rijkaardem, Gullitem, Maldinim, Ancelottim, Baggio, Effenbergiem, Guardiolą, Batistutą… Brazylia to już prawdziwy raj: Romario, Bebeto, któremu w pewnym momencie powiedziałem, żeby przestał tak biegać, bo miałem go już dosyć. Ale na końcu bił nam brawo, bo choć przegraliśmy 0:3, graliśmy naprawdę dobrze.

Przygotowywał się pan cztery lata do mistrzostw, ale na ostatniej prostej wypadł z kadry na turniej. Bolało?

To była moja największa życiowa porażka. I ciągnie się za mną do tej pory. O decyzji Milutinovicia dowiedziałem się na plaży w Kalifornii. Po treningu trener kazał zostać mi i kilku innym graczom. Wiedzieliśmy, o co chodzi, bo to był dzień nominacji na mistrzostwa. Bora nie powiedział mi ani słowa, lubił mnie, więc ta decyzja przyszła mu z ogromnym trudem. Nie ma dla piłkarza ważniejszej rzeczy niż udział w mistrzostwach świata, więc strasznie to przeżyłem. Zajęło mi dużo czasu, żeby dojść do siebie. Ale nigdy się z tym nie pogodziłem.

Warcie Poznań daleko do optymalnie zestawionej kadry. Okienko niby wciąż jest otwarte, ale do pierwszego spotkania “Zieloni” przystąpią w kadrze, która przypomina plac budowy.

Przed rokiem można było zrzucać winę na fakt, że Zieloni zapewnili sobie grę w elicie jako ostatni zespół – w wygranych barażach. Teraz żadnych usprawiedliwień nie ma. Dwukrotni mistrzowie Polski co prawda nadal są klubem z najniższym budżetem w stawce, ale są bogatsi o pełen sezon w krajowej elicie i pieniądze wypłacone z tytułu praw telewizyjnych – a te z uwagi na zajęcie 5. miejsca były wyższe niż oczekiwano. Nie miało to jednak przełożenia na letnie transfery. Owszem można pochwalić dyrektora sportowego Roberta Grafa za sprowadzenie Milana Corryna i Szymona Czyża. Obaj powinni grać w pierwszej jedenastce, ale ci piłkarze są tylko zastępstwem dla Makany Baku i Macieja Żurawskiego, którzy wrócili z wypożyczenia do swoich klubów. Nie ma więc mowy o wzmocnieniach, jest co najwyżej o próbie zrekompensowaniu strat, której efekt jest na razie niewiadomą. Oprócz wymienionych do stolicy Wielkopolski trafił 19-letni Konrad Matuszewski i Wiktor Pleśnierowicz. Ten drugi prawdopodobnie nie będzie gotowy do sezonu, bo zmaga się z urazem. Zresztą podobnie jak paru innych zawodników. U progu sezonu w kadrze jest 23 piłkarzy z pola, z czego nie wszyscy zdrowi, a siedmiu nie ma nawet najmniejszego doświadczenia w ekstraklasie. Może więc powtórzyć się zdarzenie z rundy jesiennej poprzedniego sezonu, kiedy sytuacja kadrowa Zielonych była na tyle zła, że w starciu z Wisłą Kraków (2:1) trener Tworek nie mógł dokonać choćby jednej zmiany, by nie osłabić zespołu.

“SUPER EXPRESS”

Rozmówka na trzy pytania z Arturem Płatkiem. Dyrektor sportowy Górnika Zabrze hamuje nastroje wokół transferu Lukasa Podolskiego – bardziej patrzy w przyszłość niż na teraźniejszość.

– Czego oczekuje pan przed startem sezonu PKO BP Ekstraklasy?

Artur Płatek: – Nie oczekuję, że nagle Górnik będzie walczył o mistrzostwo ani tego, że Łukasz strzeli nadzwyczajną liczbę goli. Chociaż jako profesjonalista będzie chciał pokazać się z jak najlepszej strony. W Górniku jest dużo młodzieży, bo na niej chcemy budować przyszłość, i samo pojawienie się Łukasza w szatni jest ważne. Jeśli każdy z młodych piłkarzy po roku przebywania i podpatrywania Łukasza będzie o 10–15 proc. lepszym piłkarzem, uznam to za sukces. „Poldi” może młodych piłkarzy popchnąć do przodu.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWystęp zespołu Madrugada zwieńczeniem wakacyjnej serii koncertów przed WDK
Następny artykułMuszki owocówki – zmora letniej kuchni. Jak się ich pozbyć?