– Im bardziej Rafał deklarował lojalność i wierność Donaldowi, tym miałem większe wątpliwości – mówi jeden z polityków PO, który Campus oglądał tylko w internecie. I dodaje, że jest przekonany, że takich samych wątpliwości nabrał Donald Tusk.
Od początku Campus Polska Przyszłości był planowany jako impreza niezwiązana z Platformą, a wręcz wobec działań Platformy konkurencyjna. Prezydent Warszawy od dawna uważa, że ludzie alergicznie reagują na partie i partyjny szyld w gruncie rzeczy ciąży. Pomysł na Campus zrodził się, kiedy Trzaskowski nie wiedział jeszcze, czy chce zostać szefem PO, czy „pójść na swoje”. Teraz wciąż nie wie, ale sytuacja skomplikowała się na tyle, że ani odejść z PO na razie nie może, ani zostać jej szefem. Co nie oznacza, że jego ludzie przestali mieć wobec niego wielkie plany.
– Jak tylko zobaczą, że poparcie dla Platformy, Koalicji, zaczyna się stabilizować, nie rośnie, to zaczną znowu mówić o wewnętrznych wyborach – mówi jeden z naszych rozmówców. Zresztą niektórzy z najbliższych współpracowników prezydenta stolicy już w nieoficjalnych rozmowach mówią: „Donald nie dał rady i już widzi, że nie podciągnie Platformy wyżej”.
Seria wpadek
Impreza zaplanowana jako wielki sukces zaczęła potykać się już dwa dni po starcie. I to za sprawą organizatorów. Sławomir Nitras wciąż musi tłumaczyć, co miał na myśli, mówiąc: „Uważam, że za naszego życia katolicy w Polsce staną się mniejszością. Dobrze, żeby to się stało w sposób niegwałtowny, racjonalny (…). Na zasadzie: to jest uczciwa kara za to, co się stało. Musimy was opiłować z pewnych przywilejów”. Wszyscy wiedzą, że nie chodziło o piłowanie tylko pozbawienie przywilejów i nie o katolików a o hierarchów i instytucję Kościoła. W dodatku jego diagnoza, że liczba katolików spada, jest trafna. Ale to nie zatrzyma publicznej telewizji.
– Nawet PiS by nie wymyślił dla PO takiej imprezy, z której dałoby się wyciągnąć tyle tematów dla „Wiadomości” – uśmiechają się złośliwie nasi rozmówcy z innych partii opozycyjnych.
Ale problem nie jest w tym, że „Wiadomości” czy TVP Info pokażą posła Nitrasa jako przeciwnika katolicyzmu i katolików. Problem polega na tym, że wyborcy PO to w dużej mierze osoby deklarujące się jako katolicy, chociaż sceptycznie wobec kościoła.
— On myślał, że mówi tylko do tych młodych ludzi na Campusie i że im to się spodoba, pewnie miał rację, ale usłyszeli to też nasi starsi wyborcy, którzy mają teraz wybór „Platforma, która chce piłować katolików” czy Hołownia. Nie możemy im takich wyborów dawać — denerwuje się jeden z partyjnych kolegów posła Nitrasa. Publicznie zresztą też politycy PO mówią, że ten znowu się zagalopował i że powinien ważyć słowa.
Inni dodają, że cały problem polega na tym, że Sławomir Nitras wcale nie lubi stać z tyłu. Gra na Trzaskowskiego, ale lubi też grać pierwsze skrzypce.
– Na każdej imprezie musi być jeden wirtuoz i to powinien być Rafał. Jak do roli wirtuoza wyrywa się jeszcze kilka osób, to robi się kakofonia, a nie chór – mówi jeden z posłów, który uważnie obserwował Campus.
Kłopot polega na tym, że o ile Trzaskowskiego jako drugiego wirtuoza w partii Tusk może zaakceptować, o tyle Nitrasa nie zamierza. Mówiąc wprost: Donald Tusk od lat z trudem znosi jego obecność w PO, a przez ostatnich parę miesięcy Nitras zrobił sobie jeszcze kilku wrogów w partii. Takie wtopy zostaną wykorzystane przeciwko niemu nie tylko w walce zewnętrznej (przez PiS), ale także w walce wewnętrznej (w PO).
Nawet politycy, którzy byli w Olsztynie, uważają, że przy takich okazjach trzeba bardzo uważać, bo ostre tezy mogą zrazić tych, którzy przyjechali niekoniecznie dla polityki i polityków.
– Na Campusie młodzi-rozpolitykowani to jest tylko niewielka część. Ja tam spotkałem ludzi, którzy przyjechali, bo był Janek Komasa i chcieli wziąć udział w warsztatach filmowych. Dlatego nie powinno być w takich miejscach kontrowersyjnych politycznych wystąpień, bo ludzie chyba nie po to tam przyjechali – mówi jeden z bardziej znanych posłów opozycji.
Jednak w partii są też tacy, którzy machają ręką i mówią: „na szczęście to powiedział Sławek”.
– Wszyscy wiedzą, jaki jest, wiedzą, że potrafi coś chlapnąć bez zastanowienia, no trochę tak, jakby coś powiedziała Jachira. Jakby to powiedział ktoś poważny, to byłby problem, a tak to bez znaczenia – słyszymy.
Druga wpadka to słowa marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego. Profesor Grodzki powiedział, że w Polsce jest za dużo szpitali. PiS od razu uderzyło w tony: „Platforma chce odebrać Polakom opiekę medyczną”. Nic nie zmienia to, że PiS półtora roku temu mówiło dokładnie to samo. Wiceminister zdrowia Józefa Szczurek-Żelazko pod koniec 2018 roku przekonywała, że szpitali w Polsce nie powinno być więcej niż 180. Co nie zmienia oczywiście faktu, że publiczna telewizja będzie nadal straszyć Polaków. Nie tylko zresztą opozycja.
– Chcę z całą mocą podkreślić, że my, w przeciwieństwie do tego, co mówił marszałek Senatu Tomasz Grodzki współpracujący blisko z panem Tuskiem, nie będziemy zamykać szpitali – mówił premier Morawiecki przy okazji ogłaszania stanu wyjątkowego.
Nawet PSL od razu odciął się od pomysłu marszałka Grodzkiego. Prezes ludowców zapowiedział, że jego wizja zmian w służbie zdrowia jest zupełnie inna i nie ma w planach likwidacji szpitali powiatowych.
Co z tego wyniknie
Politycy Prawa i Sprawiedliwości już zapowiadają, że prześledzą bardzo dokładnie, co działo się na Campusie i wyłapią wszystko, co może się przydać w kampanii wyborczej. Będzie tego pewnie sporo, bo trudno w czasie debat uniknąć pewnych nieścisłości, rozwlekłości czy mieszania wątków.
– Oczywiście, że słowa Sławomira Nitrasa zostały rozdmuchane, ale on. mając szansę je doprecyzować i wyjaśnić, tego nie zrobił, tylko brnął w tę narrację. Nie ma nic dziwnego w tym, że padły one w czasie debaty w trakcie Campusu, bo Nitras mówił do młodych ludzi, którzy są zdecydowanie bardziej radykalni i lewicowi niż starsi wyborcy. A sam Campus jednak był imprezą bardziej centrowo-lewicową niż konserwatywną. Jednak każdy polityk powinien wiedzieć, że to, co na Campusie, nie zostaje na Campusie, tylko idzie w świat. Platforma określa się jako partia chadecka, a słowa Nitrasa stanęły w sprzeczności z tą deklaracją. Trzeba mówić o rozdziale państwa od kościoła, to jest jasne dla bardzo wielu wyborców i polityków PO, ale nie w taki sposób – mówi dr Anna Materska-Sosnowska z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW, która na Campusie Polska Przyszłości uczestniczyła w jednym z warsztatów. – Myślę jednak, że ta impreza może przyniesie korzyści, także polityczne PO, bo teraz mają z nią problem wszyscy. Tak samo PiS, jak i Lewica. Młodzi ludzie, byli naprawdę pod wrażeniem całej imprezy. Chyba nigdy w Polsce nikt tak podmiotowo w dyskusji politycznej nie potraktował niepartyjnych działaczy. To jest wartość, bo nie ma zbyt wielu imprez, gdzie politykom można zadać każde pytanie. Teraz największy problem to, jak tę energię i zainteresowanie zagospodarować. Nie można tych ludzi po prostu tak zostawić i powiedzieć: „do zobaczenia za rok”. Trzeba wyciągnąć wnioski, przekuć je w propozycje, w debaty programowe. Tak, żeby oni wiedzieli, że nadal są traktowani poważnie.
Na Campus przyjechało bardzo wielu młodych ludzi, którzy chcą się zaangażować w społeczeństwo obywatelskie, w swoje lokalne społeczności, w inicjatywy, które nie są wprost polityczne, ale budują polityczną świadomość. Pytanie, czy Rafał Trzaskowski albo szerzej Platforma, ma pomysł, jak tę energię wykorzystać. Rok temu Trzaskowski też miał szansę zagospodarować energię, którą obudziła druga tura wyborów i 10 milionów swoich głosów. Nie wykorzystał szansy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS