A A+ A++

Na przedłużenie stanu nadzwyczajnego zgodzić się musi jeszcze Sejm, gdzie z większością rządzącej partii bywało ostatnio różnie. W tej sprawie PiS spokojnie jednak uzbiera głosy, z pomocą przyjdą znów Konfederacja i przedstawiciele Kukiz’15.

Polityka, którą PiS-owcy lubią najbardziej

Dla PiS wprowadzenie stanu wyjątkowego okazało się politycznym strzałem w dziesiątkę. Sytuacja na granicy odwróciła w dużej mierze uwagę od „powrotu Tuska”, drożyzny, pisowskich afer. Rządowi udało się przestraszyć społeczeństwo i zatrzymać, a nawet odwrócić trend spadku poparcia w sondażach.

Dla każdego, kto obserwował polską politykę w ostatnich sześciu latach, jest oczywiste, że PiS tę sytuację będzie starał się maksymalnie wykorzystać dla własnych korzyści. Aż nie wyciśnie z niej ostatniego punktu procentowego sondażowego poparcia. Przepytywani przez dziennikarkę „Gazety Wyborczej”, Agatę Kondzińską, politycy PiS mówią wprost, choć nie pod nazwiskiem: „Polacy odbierają szturm na naszą granicę jako naruszenie miru domowego, wiedzą, że to akcja Łukaszenki, są za szczelnością granic. Dlatego im więcej opozycja nas atakuje, tym bardziej nam to służy”.

Stan wyjątkowy pozwala uprawiać PiS politykę tak, jak ta partia najbardziej lubi. Pozwala wskazać społeczeństwu wroga, a nawet wielu: Łukaszenkę, Putina, migrantów. A także –co dla PiS najważniejsze – opozycję, wolne media i społeczeństwo obywatelskie. Te trzy ostatnie podmioty odgrywają w narracji PiS rolę najlepszym wypadku „pożytecznych idiotów”, w najgorszym „piątej kolumny”, pracującej na korzyść wroga w wymierzonej w Polskę wojnie hybrydowej. Gdy tak ustawi się spór, można niczego nie negocjować z opozycją, a na jej wątpliwości odpowiadać najcięższymi zarzutami o zdradę. Można wreszcie straszyć społeczeństwo i ustawić się w roli jedynej siły politycznej, zdolnej uchronić Polaków przed zagrożeniem.

Zamrozić empatię

W ten sposób PiS rozegrał kryzys uchodźczy w 2015 roku. Choć żaden ze szlaków migracyjnych nie przebiegał przez Polskę, PiS skutecznie przestraszył Polaków wizją islamskiej inwazji, niesionego przez nią terroru i prawa szariatu. Jarosław Kaczyński przestrzegał nawet przed „od dawna niewidzianymi w Europie” chorobami, jakie mogą przenosić migranci. Przy pomocy podobnej retoryki PiS udało się wyłączyć empatię całych grup społecznych dla zmuszonych do ucieczki z Syrii i Iraku uchodźców i wygrać wybory.

Także obecnie rząd zachowuje się, jakby zależało mu na wyłączeniu empatii opinii publicznej dla migrantów i uchodźców na naszej wschodniej granicy. W przekazie obozu władzy i jego mediów funkcjonowali oni w ciągu ostatnich tygodni jako „element wojny hybrydowej” i „broń demograficzna Łukaszenki” – nie jako ludzie, którzy nawet jeśli dali się rozegrać reżimom w Mińsku i Moskwie, to mają swoje niezbywalne prawa, zapisane choćby w obowiązujących Polskę międzynarodowych konwencjach.

W poniedziałek, na konferencji prasowej organizowanej przez ministrów Kamińskiego i Błaszczaka, ten dyskurs poszedł kilka kroków dalej. Wróciło znane z 2015 roku demonizowanie migrantów i straszenie zagrożeniami, jakie rzekomo noszą. Przybrało to wyjątkowo żenującą i gorszącą formę – nawet jak na standardy tego rządu.

Zobaczyliśmy zdjęcia – podobno pobrane z telefonów uchodźców – rzekomo dowodzące ich związków z islamskim terroryzmem, zorganizowaną przestępczością czy afgańską armią. Trudno jednak uwierzyć, by osoby faktycznie próbujące nielegalnie przedostać się do Unii Europejskiej w celu dokonania aktów terroru, miały ze sobą komórki z obciążającymi je materiałami. Gdyby te materiały miały realną wartość operacyjną, gdyby zawierały informacje o prawdziwym zagrożeniu, rząd nie pokazywałby ich na konferencji prasowej – pracowałyby nad nimi odpowiednie służby. Jeśli zaprezentowane zdjęcia żadnej istotnej wartości informacyjnej nie miały, to ich pokazanie miało na celu wyłącznie wzbudzenie paniki, napiętnowanie migrantów przy wschodniej granicy, sklejenie ich obrazu w oczach opinii publicznej z aktami terroru i przestępczości.

Wśród pokazanych przez ministrów Błaszczaka i Kamińskiego materiałów znalazło się też zdjęcie przedstawiające mężczyznę odbywającego (lub symulującego) stosunek seksualny z krową. „Wśród migrantów są osoby seksualnie zwichrowane” – przekonywał minister Kamiński. Trudno skomentować to, co zrobił tu szef MSW. Na podstawie jednego zdjęcia, o którym nie wiadomo, skąd pochodzi i kogo przedstawia, robi się z migrantów bestie, którym opinia publiczna nie ma prawa współczuć. Jak widać, straszenie tym, że migranci przyjadą i zgwałcą „nasze kobiety” już – przynajmniej według ministrów rządu PiS – nie działa. Teraz trzeba przekonywać, że stanowią seksualne niebezpieczeństwo także dla bydła.

Zdjęcie ministrów Kamińskiego i Błaszczaka – prezentujących slajd z nieznacznie zasłoniętym obrazem stosunku mężczyzny ze zwierzęciem – zapisze się w kronice wstydu polskiej polityki. Szczególnie ironiczne jest to, że takie obrazy w trakcie transmitowanej na żywo konferencji prasowej, w biały dzień pokazują politycy partii, ciągle oburzającej się jak to parady równości i edukatorzy seksualni demoralizują niewinne polskie dzieci i młodzież.

Konferencja ws. sytuacji na granicy z Białorusią i przedłużenia stanu wyjątkowego


Konferencja ws. sytuacji na granicy z Białorusią i przedłużenia stanu wyjątkowego

Fot.: Radek Pietruszka / PAP

Gdy stan wyjątkowy staje się normalnością

Jeszcze miesiąc temu minister Mariusz Kamiński, urządzając taki spektakl, mógłby przegrzać sprawę i dramatycznie się ośmieszyć. Bo propaganda rządu jest tu naprawdę toporna. Można uwierzyć, że Łukaszenko z Putinem wykorzystują zdesperowanych ludzi z Bliskiego Wschodu i przerzucają ich na granicę Unii Europejski. Scenariusz, w którym Mińsk i Moskwa podrzucają nam świetnie wyszkolonych terrorystów, mafiozów i zoofilów, wygląda jak wyjęty z kiepskiej powieści prawicowego publicysty, ze szkodą dla siebie, próbującego sił w literaturze.

Po miesiącu ciągłej propagandy o zagrożeniu na wschodniej granicy, nastroje społeczne mogą być już jednak niestety w miejscu, w którym wystąpienie Kamińskiego i Błaszczaka wcale nie brzmi aż tak absurdalnie. PiS dobrze wyczuł to, że ludzie realnie boją się kryzysu migracyjnego w Polsce, że szczelność granic jest dla nich istotną wartością.

Stawia to demokratyczną opozycję w trudnej sytuacji. Z jednej strony nie może dać się PiS obsadzić w roli partii, która lekceważy bezpieczeństwo Polski. Z drugiej, nie może zapominać o prawach człowieka. Nie tylko migrantów, ale także obywateli Polski. Stan wyjątkowy i polityka stanu wyjątkowego uderzają bowiem także w nasze prawa: do przemieszczania się, zgromadzeń, informacji.

Celem stanu wyjątkowego powinno być przywrócenie normalnej sytuacji, gdzie obowiązuje normalne prawo. Istnieje obawa, że PiS może chodzić o coś innego: o politykę ciągłego stanu wyjątkowego, jeśli nie de iure, to de facto, gdzie normalne prawa obywatelskie i spór polityczny ulegają zawieszeniu, a społeczeństwo jednoczy się wokół rządu, armii, straży granicznej, flagi i munduru. Nie lekceważąc tego, co na granicy robią Łukaszenko z Putinem, warto pamiętać o zagrożeniach takiej polityki. Nie chcemy chyba obudzić się w kraju, gdzie w imię zagrożenia tą, czy inną „wojną hybrydową”, władza przyznała sobie trwale uprawnienia, których w normalnych warunkach nie powinna mieć, ograniczając przy tym nasze konstytucyjne wolności.

Czytaj więcej: Kto najbardziej korzysta na wycieku maili Michała Dworczyka? Nie chodzi tylko o Rosję

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPuchar Polski. Lech, jego rezerwy oraz Warta Poznań wkraczają do gry
Następny artykułDeformacja nawierzchni jezdni ronda Honorowych Dawców Krwi. Będą utrudnienia w ruchu!