A A+ A++

Teraz okazuje się, że firma obecnego wiceministra sportu Łukasza Mejzy – jak ujawnili dziennikarze Wirtualnej Polski – obiecywała leczyć osoby umierające na raka, stwardnienie rozsiane, Alzheimera, Parkinsona i inne nieuleczalne choroby. Obecny wiceminister sportu osobiście miał jeździć i przekonywać rodziców chorych dzieci, że terapia jego firmy je wyleczy. Cena – 80 tysięcy dolarów na start. Metoda, którą zachwalał Mejza, nie ma potwierdzenia medycznego. Dziennikarze Wp.pl dotarli do osób, które miały zostać naciągnięte przez polityka.

Mejza na pytania dziennikarzy nie odpowiedział. Zamiast zorganizować konferencję prasową po publikacji artykułu i odpowiedzieć na wszystkie pytania, opublikował oświadczenie na Twitterze, w którym nazwał publikację Wp.pl „nierzetelnym atakiem na jego wizerunek i dobre imię”. Zapowiedział skierowanie pozwu do sądu.

Jego szef minister sportu Kamil Bortniczuk – pytany przez Wp.pl o sprawę Mejzy – odpisał, że „nie widzi związku z jego pracą w Ministerstwie Sportu”. Być może dlatego, że minister sam ma podejrzane kontakty. Jak ujawniło Radio Zet Bortniczuk wynajmował po preferencyjnych cenach pokój w hotelu swojego kolegi, który został skazany za czynną napaść na policjanta i kradzież dwóch samochodów. Innemu znajomemu – syndykowi podejrzanemu o przekroczenie uprawnień w czasie wykonywania obowiązków służbowych – pomógł dotrzeć do ówczesnego wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego. Mężczyzna – podejrzany o narażenie znajdujących się w upadłości spółek na szkodę wielkich rozmiarów – do tej pory nie został skazany.

Bortniczuk tłumaczy, że gdy PiS doszło do władzy w 2015 roku, przyjechał do Warszawy z Głuchołazów i jedyną osobą, jaką znał w stolicy, był właściciel hotelu, z którym przyjaźni się od czasów młodości. A syndyka skontaktował z wiceministrem, bo ten twierdził, że został skrzywdzony pod rządami PO-PSL i chciał o tym opowiedzieć. Teraz minister dostaje dziwne esemesy i może być szantażowany przez biznesmenów, mających kłopoty z prawem.

To nie wygląda najlepiej. Najpierw mamy tak bardzo kiedyś krytykowane przez PiS kolesiostwo i załatwianie dojścia do wiceministra, a później próbę szantażu. Prawo i Sprawiedliwość, obciążone aferami tak licznymi, jak żadna ekipa rządząca dotąd Polską, staje się zaprzeczeniem własnej nazwy i karykaturą samego siebie.

Ministerstwo Sportu działa zaledwie miesiąc, co będzie dalej? Jakie afery jeszcze wyjdą na jaw? Politycy PiS nabrali wody w usta. Gdy wybuchła tzw. afera podsłuchowa za czasów rządu PO-PSL, PiS jako pierwsze wzywało rząd Donalda Tuska do dymisji. Wtedy powodem było to, że ministrowie chodzili po knajpach i na koszt podatników zajadali ośmiorniczki, zapijając je drogim winem. Dziś, gdy możemy mieć do czynienia ze znacznie poważniejszą aferą dotyczącą ministra sportu i wiceministra – Jarosław Kaczyński milczy. Być może dlatego, że – jak stwierdził niedawno Mejza – rząd PiS, który ma kruchą większość w Sejmie, wisi na jego głosie.

Zlikwidowane rok temu Ministerstwo Sportu zostało reaktywowane miesiąc temu tylko po to, by dać stanowiska posłom Partii Republikanie Adama Bielana. To uciekinierzy od Gowina, którzy zostali nowym koalicjantem PiS. Bez nich ugrupowanie rządzące nie miałoby większości w Sejmie. Jarosław Kaczyński stał się zakładnikiem takich ludzi, jak Bortniczuk i Mejza, z którymi jeszcze kilka lat temu nie chciałby nawet rozmawiać. Jak widać dla utrzymania władzy prezes zrobi wszystko. PiS gnije, a smród coraz bardziej się roznosi.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSzkoła Podstawowa nr 1 w Otmuchowie Mistrzem Powiatu Nyskiego
Następny artykuł11 grudnia: Spektakl „Przychodzi baba do lekarza” – Kłodzko