A A+ A++

Czerwone Maki na Monte Cassino, rozsławione przez pieśń, „której się nie tańczy” stały się marką, na której zarabia państwowa instytucja.

Oniemiałem, gdy zobaczyłem w internecie to ogłoszenie: Tylko do 18 maja. 20 procent zniżki na wszystkie produkty z kolekcji „Czerwone Maki”. A na zdjęciu: etui na karty płatnicze, na okulary i słuchawki, krawat, apaszka, kosmetyczka, zawieszka do walizki, powerbank i skarpetki. Wszystko krwistoczerwone, z nadrukami „Czerwone maki na Monte Cassino”.


Kto mógł się poważyć na komercjalizację tej dramatycznej i heroicznej karty historii polskiego oręża i zarabiać na cytacie z podniosłej pieśni o porastających zbocza Monte Cassino kwiatach, które „zamiast rosy piły polską krew”? Pieśni której się nie tańczy, słucha się na baczność i która zawsze wywoływała wzruszenie słuchaczy? Może to jakiś biznesmen chcący robić interes na źle pojętym patriotyzmie?

Czytaj też:

Nowe porządki na Westerplatte

Otóż nie. To ogłoszenie ze sklepu internetowego państwowej placówki – Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. „Czerwone Maki” to tylko jedna z kolekcji. Inne to „Niedźwiedź Wojtek”, z uroczą maskotką, kubkiem czy t-shirtem, ale też „Cichociemni”, gdzie etui na okulary zdobi spadochroniarska gapa ze znakiem Polski Walczącej, czy kolekcja „Westerplatte” z notesem retro lub etui na karty płatnicze opatrzonym wizerunkiem zygmuntowskiego orła w koronie oraz napisem „Łączy nas Westerplatte”.

Krew się burzy przeciwko takiemu spieniężaniu legendy. Ktoś powie: ale to już było, orzeł z czekolady nie raził? Szczerze mówiąc, nie. W każdym razie nie w takim stopniu. Do amerykańskich czy brytyjskich zwyczajów umieszczania charakterystycznej flagi nawet na majtkach mam stosunek raczej pozytywny, widzę w tym element integrujący wspólnotę. I myślę, że nawet orzeł na bieliźnie miałby szansę się obronić. Ale już nie kotwica Polski Walczącej. I nie Czerwone Maki. Tu przebiega nieprzekraczalna granica, którą wyznacza – przepraszam za patos – krew przelana za Ojczyznę. Czerwone majtki (a nawet skarpetki) z Monte Cassino nie mają prawa się wydarzyć. Jeszcze kilka lat temu prawa autorskie do tej pieśni autorstwa Feliksa Konarskiego były w rękach rządu Bawarii. Polska odzyskała je w 2015 r. – i przykro patrzeć, jaki robi z nich użytek.

Po fali krytyki internautów Muzeum doszło chyba do takich samych wniosków, prze … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBałtycki Komentarz Sportowy – odcinek 10. Wideo
Następny artykułNiemieccy turyści zakupowi wracają na słubickie bazary