A A+ A++

Poniższy tekst jest fragmentem książki Macieja Gablanowskiego „Piłsudski. Portret przewrotny. Biografia” (Wyd. Znak)

Aleksy Siedelnikow naprawdę się martwi. Takiego więźnia nigdy wcześniej nie miał, a sprawy przybierają coraz gorszy obrót. Rosjanin marzy o innej służbie. Posada zastępcy szefa Pawilonu X w warszawskiej Cydateli, a przy okazji zaopatrzeniowca całego więzienia, sprawia mu wiele trudności. Ot, tak chciał los. Cóż robić? Uśmiecha się pod nosem. „Warszawa coś ci jednak podarowała, Saszka…” – po cichu myśli o swojej małej Hildenbrandównie – „… że też ona, Polka, zgodziła się ciebie poślubić. Nie dość, że kacapa, to jeszcze na dodatek klawisza z Cytadeli. Co ona w tobie widzi?” O więźniu wie oczywiście, że to ważna dla Polaków postać. Od lat już pomaga pani Marii Paszkowskiej przesyłać wieści od bliskich i rodzin tym nieszczęśnikom z Pawilonu X, ale jak dotąd żadnym się tak bardzo nie interesowała.

Od kilku tygodni z więźniem jest coraz gorzej. Wcześniej jadł chociaż jajka, teraz zaczął odmawiać nawet ich – wyszukuje skazy na skorupkach i podejrzane przebarwienia. Naczelnik zwymyślał Aleksego już dwa razy, że nie potrafi sobie poradzić z wyżywieniem takiej „znamienitej osoby”. Ale co on może więcej zrobić? Załatwia prawdziwy strasburski pasztet z oficerskiego kasyna. Cóż z tego! Foie gras pozostaje nietknięte. Więzień to Litwin. Aleksy ma nadzieję, że może dania z rodzinnych stron przypadną mu do gustu. Kupuje książkę kucharską z litewskimi przepisami Ćwierczakiewiczowej. Żona gotuje więźniowi kołduny, barszcz, nawet konfitury poziomkowe. Nietknięte. „Może pani Maria będzie wiedziała, jak z tego wybrnąć?”

Pani Maria, pseudonim Gintra, wie. Wie zresztą dużo więcej, niż Siedelnikow mógłby przypuszczać. Z zawodu nauczycielka, od lat to ona zarządza biurem partii (mieszczącym się w jej mieszkaniu, zwanym przez działaczy „parlamentem”), w jej rękach spoczywa „technika” partyjna, czyli stworzona przez nią sieć dystrybucji bibuły. Dostarczana przez Sulkiewicza, trafia do odbiorców za pośrednictwem „dromaderek”. Większość z nich to kobiety – rzadziej podejrzewane czy rewidowane, roznoszą także korespondencję partyjną, zawiadamiają o „randkach”, czyli zebraniach, dostarczają robotnikom zapomogi. Bez Marii i jej „dromaderek” drukarska robota socjalistów – zarówno ta w kraju, jak i ta za granicą – poszłaby na marne. Mówiło się, że kiedy pani Maria miała migrenę (a przepracowanej kobiecie zdarzało się to często), stawał w miejscu cały ruch robotniczy, a sprawa niepodległości Polski była zagrożona. Mimo licznych rewizji, aresztowań i ciągłego szpiclowania ochrana nigdy nie umiała znaleźć na nią nawet cienia dowodu.

W zasadzie to ona była także przyczyną kłopotów Siedelnikowa. Wśród wiadomości, które przekazał więźniowi, znalazły się szczegółowe, opracowane przez psychiatrę Rafała Radziwiłłowicza, wskazówki, jak udawać chorobę psychiczną. To jedyne schorzenie, którego na pewno nie da się leczyć w więziennym szpitalu. Najważniejszym elementem symulacji była wrogość do wszystkiego, co przynosili umundurowani funkcjonariusze. A więźniowie Pawilonu X od żandarmów dostawali jedzenie. Efekt? Niezaplanowana głodówka. Paszkowska miała jednak już plan awaryjny. Dyrektorem szpitala psychiatrycznego w Warszawie był oczywiście Rosjanin. Zgodził się zbadać pacjenta, rodzina wystarała się specjalnym podaniem o zgodę władz więziennych, które, nie podejrzewając rosyjskiego lekarza, a przy okazji martwiąc się o ewentualne konsekwencje pogorszenia się stanu zdrowia więźnia, wyrażają zgodę. Tyle że Rosjanin – prawdziwy fachowiec – natychmiast się orientuje, że uwięziony Józef Piłsudski to symulant.

Czytaj także:
Józef Piłsudski napada na pociąg. Akcja pod Bezdanami

Niespodziewanie badanie zamienia się w godzinną rozmowę, podczas której okazuje się, że obaj są miłośnikami syberyjskiej przyrody, a rzekomy Rosjanin to tak naprawdę pogrążony w tęsknocie za domem Buriat rodem z Syberii. Nie był to region nieznany Piłsudskiemu, rozmowa zatem okazała się zajmująca i ciekawa. W każdym razie doktor zarekomendował przeniesienie do specjalistycznego szpitala. Choć opinię wydał człowiek zaufany, to władze więzienne postanowiły grać bezpiecznie. Wybrano Szpital Świętego Mikołaja w Petersburgu. Kalkulowano, że Piłsudskiemu nie będzie łatwo stamtąd uciec. Nie tak łatwo, jak myślano.

Na scenę ponownie wkracza niezawodny Tatar – Aleksander Sulkiewicz. Mobilizuje petersburską – głównie studencko-inteligencką – organizację PPS. Po niedługich deliberacjach do sprawy zostaje oddelegowany świeżo upieczony doktor Mazurkiewicz. Zamierzał przenieść się do Łodzi i zajmować dermatologią, ale błyskawicznie – dzięki stosunkom bogatego ojca – otrzymuje po znajomości posadę w szpitalu. Zyskuje przy tym opinię bezwstydnego karierowicza. Wkrótce – znów dzięki ojcu – awansuje i dostaje pierwszy nocny dyżur. Wszystko to gra pozorów. Psychiatria wcale go nie interesuje. Jest tutaj tylko ze względu na jednego pacjenta. Spieszy się, bo wie, że w szpitalu wszyscy lekarze zdają sobie sprawę z tego, że ten pacjent symuluje. Słyszy to nawet z ust dyrektora oprowadzającego go po salach z chorymi.


W noc ucieczki doktor przeżywa ciężkie katusze: uderzenia gorąca i dreszcze na przemian, ogarniają go wątpliwości, boi się konsekwencji, jakie spadną na niego i pewnie na jego rodziców, których dobrobyt zależy od carskich władz. W końcu jednak zaczyna działać. Pierwszym krokiem jest wezwanie symulanta na badanie. Wcześniej przygotował w swoim gabinecie ubranie dla Piłsudskiego, włącznie ze składanym na płasko cylindrem. Efekt jest komiczny – lekarz przemierzający korytarz z wychudzonym i szarym od ciągłego przebywania w zamknięciu dryblasem w szapoklaku na głowie. Jakimś cudem doktor i przebieraniec w środku nocy wychodzą ze szpitala. Nikt ich nie zaczepia. Docierają w umówione miejsce.

Tej samej nocy Piłsudski opuszcza Petersburg. Przez Kijów, gdzie odwiedził tajną drukarnię „Robotnika” – prowadzi ją przysłany przez Wojciechowskiego z Londynu Feliks Perl, jeden z najserdeczniejszych przyjaciół Józefa Piłsudskiego. Następny przystanek to położony na odludziu majątek na Polesiu. Gdy nadarza się okazja, towarzysze przerzucają Ziuka do leśniczówki położonej w Ordynacji Zamojskiej. Tam ulokowany jest jeden z elementów partyjnej „techniki”. Zakonspirowana kładka nad graniczną rzeczką. Zbudował ją lojalny wobec organizacji PPS strażnik lasów ordynacji. Krótki spacer i w półtora roku po aresztowaniu Józef Piłsudski znajduje się w Galicji. Jest wolny.

Czytaj także:
Zapomniana wojna Piłsudskiego. To mógł być koniec Hitlera

Nie tylko wolny. Jest sławny. Brawurowa ucieczka odbija się głośnym echem w całej Europie. Piłsudski pierwszy raz zostaje też przedstawiony szerokim masom. Zesłaniec, niestrudzony bojownik z caratem, towarzysz Wiktor, przez lata grający na nosie najpotężniejszemu z zaborców, redaktor „Robotnika”. Do tej pory był nielegałem, zakonspirowanym rewolucjonistą. Teraz wypływa na powierzchnię jako przywódca ruchu. Zaczyna się budowanie jego legendy.

Maria, którą po jedenastu miesiącach zwolniono z więzienia jako niewinną „ofiarę miłości do męża”, dołączyła do Ziuka jeszcze w trakcie jego pobytu na Polesiu. Początkowo Piłsudscy planują wyjazd do Londynu. Ale stan zdrowia Józefa jest bardzo zły. Ponad półtora roku w więzieniach i szpitalach psychiatrycznych, efekty niedożywienia i braku ruchu powodują kłopoty zdrowotne. Piłsudski nie może przejść nawet kilku kroków, często popada w apatię. Dopiero po paru miesiącach jest w stanie wyjechać. Pobyt w Londynie nie trwa długo – ciągnie go z powrotem do kraju. Stałe przebywanie w Rosji jest już dla niego zbyt niebezpieczne. Ale znajduje spokojną przystań – Galicję, a konkretnie Kraków.

Ze zdziwieniem odkrywa też, że w ciągu dwóch lat jego nieobecności partia zmieniła się nie do poznania. Ale to zdziwienie jest nieuzasadnione. PPS to zaledwie niewielki dopływ szerokiej socjalistycznej rzeki. Socjaliści w większości pozbawieni możliwości sprawowania realnej władzy koncentrują się na – z dzisiejszego punktu widzenia trywialnych – doktrynalnych sporach, ideologicznych dysputach i nieczystych zagrywkach. Legendarna staje się na przykład intryga Lenina, który, mimo że jego stanowisko (dotyczące sposobu sprawowania władzy w partii) zostało odrzucone większością głosów, swoich oponentów nazwał mieńszewikami (czyli mniejszością), a swoją gałąź partii bolszewikami (czyli większością). Partia rozwinęła się, a nowi działacze mają swoje pomysły na dalszą działalność. Można było dużo zyskać, ale i wszystko stracić. Dekada pracy lidera PPS stanęła pod znakiem zapytania. A najbardziej jego marzenie o wypędzeniu Moskali z Podbrodzia – czyli program niepodległościowy. W partii znów padają pytania: czy socjaliści powinni w ogóle walczyć o niepodległość? A jeśli tak, to w jaki sposób? Sprawy zaczynają przyspieszać. Nadchodzi dzień próby.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułHalf-Life Half-Life: Chambers v.20092020 PC
Następny artykułProtest przeciwko decyzji wojewody (video)