– Jako piłkarze chcemy pomóc i pomagamy, ale również oczekujemy otwartych, szczerych rozmów i liczymy, że uda się wszystko ułożyć dla dobra Arki Gdynia. Staramy się też pilnować swojego interesu, więc dlatego rozmowy chwilę trwają, ale myślę, że dobrze zakończą się dla obu stron – mówi nam Michał Kopczyński o porozumieniu się w kwestii wynagrodzeń. Piłkarz żółto-niebieskich poruszył również temat dokończenia rozgrywek, straconym jak dotąd dla siebie sezonie, przyszłości i dbaniu o formę w trakcie ostatnich tygodni.
Prawie połowie piłkarzy Arki Gdynia kończą się umowy
Damian Konwent: Drużyna odpowiedziała już na przedstawiony przez klub plan oszczędnościowy. Jak zareagował pan na tę propozycję?
Michał Kopczyński: Rozmowy cały czas trwają. Zobaczymy co z tego wyniknie. Nam, jako drużynie również zależy na dobru klubu, jesteśmy gotowi na różne cięcia, natomiast sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana, bo w grę wchodzą też wcześniejsze problemy finansowe i ich uregulowanie. Jako piłkarze chcemy pomóc i pomagamy, ale również oczekujemy otwartych, szczerych rozmów i liczymy, że to wszystko dla dobra klubu uda się ułożyć. Staramy się też pilnować swojego interesu, więc dlatego rozmowy chwilę trwają, ale myślę, że dobrze zakończą się dla obu stron.
Czy docierają do was z klubu jakieś wiadomości dotyczące sposobu dokończenia sezonu?
Nie różnią się od tych, o których słyszą wszyscy. Czytamy prasę, cały czas się o tym rozmawia. Wiem, że przedstawiciele klubu uczestniczą w różnych konferencjach ekstraklasy i tematy te są poruszane i omawiane. Są jakieś plany powrotu, jeden z nich zakłada wyjście na boisko pod koniec maja, ale widzimy jak to się rozwija. Osobiście w to nie wierzę. Ciężko sobie wyobrazić, że w maju powrócilibyśmy do grania. Oczywiście, musimy być na to gotowi, więc musimy utrzymać się w dyspozycji. To jest trudna sytuacja i nawet jeśli trochę się uspokoi, to potrzebny będzie czas, aby drużyny wróciły do treningów, przygotowały się do meczów.
Arka Gdynia obniżyła pensje zarządowi i pracownikom. Czeka na odpowiedź piłkarzy
Jakie rozwiązanie pańskim zdaniem byłoby najlepsze?
Jesteśmy w wyjątkowo ciężkiej sytuacji. Chciałbym, żeby klub przetrwał te ciężkie momenty. Każdemu zależy, aby Arka utrzymała się w ekstraklasie i w przyszłym sezonie w niej grała. Musi poradzić sobie z problemami finansowymi, również przy naszej pomocy i musi zrobić wszystko, żeby się utrzymać. Jeśli będzie nam dane dograć sezon, to zrobimy wszystko, by to wywalczyć na boisku. Jeśli nie, to chcielibyśmy, aby zapadały decyzje, które pozwoliłyby Arce w utrzymaniu się. Degradacja byłaby dla nas krzywdząca. Nikt nie zabronił nam wcześniej punktować, ale jednak ostatnie sezony pokazywały, że drużyna potrafiła zdobywać punkty w końcówce rozgrywek. Ciężko będzie wszystkim dogodzić i to będzie wręcz niemożliwe, ale chcemy żeby Arka pozostała w ekstraklasie.
Gdyby sprawdził się jeden z pierwszych scenariuszy, czyli koniec sezonu i spadek Arki, to moglibyśmy mówić o nieudanym dla pana roku? Tylko dwa mecze w tym sezonie.
No to byłby wybitnie stracony rok. Kontuzja już pierwszego dnia, przedłużająca się rehabilitacja, powrót i gdy wydawało się, że człowiek trochę pogra, to sezon został zawieszony. Wiadomo, że dla mnie nie jest to komfortowa sytuacja, bo w przypadku pesymistycznych wydarzeń, gdzie Arka spada lub nie udaje uratować się klubu, będzie trzeba szukać sobie nowego miejsca do grania, a to z pewnością będzie utrudnione po koronawirusie, bo kryzys dotknie również i inne kluby. Zdaje sobie z tego sprawę i liczyłbym, że w tym sezonie pogramy. Jeśli nie, to muszę pilnować siebie, żeby być w najlepszej dyspozycji, nadrabiać stracony czas, powzmacniać mięśnie i do końca zrehabilitować rękę. Nie wątpliwości, że będę gotów do rywalizacji. Nie jestem młodym zawodnikiem, swoje zagrałem. Wydaje mi się, że nie powinienem mieć ewentualnego problemu ze znalezieniem pracy, ale na ten moment walczymy o Arkę, więc idealnym rozwiązaniem w przyszłym sezonie byłoby występowanie w żółto-niebieskich barwach w ekstraklasie.
Prezes Radomir Sobczak o sytuacji Arki Gdynia
Ma pan za sobą sezon w lidze australijskiej. Ciężko było się przystosować do tamtejszych warunków?
Pierwszą rzeczą, z którą zderzyłem się, był okres przygotowawczy, który trwał cztery miesiące. Sezon trwa właściwie pół roku, a wakacje – półtorej-dwa miesiące. W tym czasie naprawdę można “dokręcić śrubę”. Kolejne warunki to pogoda, gdzie zdarzają się mecze przy ponad 30-stopniowej temperaturze. Piłka jednak pozostaje piłką. Co do pobytu – był to udany rok. Sama liga różni się, bo jest zamknięta, na wzór NBA, w której obowiązuje limit wynagrodzeń. Jest atrakcyjna do oglądania, bo pada dużo bramek, ofensywny futbol, drużyny grają otwarcie. Nie ma też spadków, więc nikt nie musi murować. Dla mnie to było lekko zaskakujące, bo byłem przyzwyczajony do gry w Polsce, gdzie najważniejsze jest zabezpieczenie tyłów i organizacja. Grałem tam głównie jako obrońca. Nie było to jedynie granie ustawieniem i mądrym przesuwaniem, tylko często kontra za kontrą, więc musiałem grać w jedną i drugą. Na pewno było to dla mnie ciekawe doświadczenie i jestem bardzo zadowolony z tego okresu.
W wywiadzie dla naszego portalu przyznał pan, że chce wnieść do Arki rozsądek i spokój. To będą kluczowe cechy w ewentualnej walce o utrzymanie?
To na pewno coś, czym charakteryzuje się moja gra. Chciałbym drużynie dawać to, co mogę. Jest wiele elementów, które musiałyby zagrać, żebyśmy dobrze wypadali. Od tego byłbym na boisku, aby trzymać dyscyplinę między atakiem i obroną.
Michał Kopczyński: Chciałbym wnieść rozsądek i spokój do gry Arki Gdynia
Po pańskim debiucie z Rakowem Częstochowa, Bogusław Leśniodorski dodał wpis na Twitterze, że tylko “Kopa” może uratować Arkę. Jak ustosunkuje się pan do słów prezesa swojego byłego klubu?
Nie widziałem ich, nie dotarły one do mnie. Prezes lubi udzielać się na Twitterze mniej lub bardziej i wywoływać dyskusję. Miło mi, że tak napisał. Na pewno ma do mnie jakiś sentyment, ja do niego też, bo nasze czasy w Legii były owocne i udane, więc czułem się tam ceniony.
Czy w momencie transferu do Arki spodziewał się pan takiego roller coasteru w kolejnych miesiącach? Kontuzja, zmiany trenerów, prezesów, problemy finansowe, koronawirus, zawieszenie rozgrywek – no trochę tego jest.
Plan był taki, że wskakuje do składu, gram, Arka jest mocnym klubem środka tabeli i wszyscy są zadowoleni, natomiast ułożyło się zupełnie inaczej. Nie tak sobie wszystko wyobrażałem, ale takie jest życie. Za dużo planować do przodu nie można, bo i tak to szybko zostaje zweryfikowane, ale rzeczywiście początkowo była kontuzja, rehabilitacja, która częściowo przebiegała w Warszawie, od czasu do czasu przyjeżdżałem do Gdyni na kontrolę i mimo że pojawiałem się na jeden czy dwa dni, to zawsze trafiałem na jakieś ważne wydarzenia w klubie. A to zmiana trenera, a to poważne rozmowy z prezesem. Nie odbyłem jeszcze treningów z drużyną, a uczestniczyłem w kilku poważnych naradach. Nie jestem tutaj długo, ale zdążyłem się zorientować jak ważna jest tu klub jako instytucja dla tego miasta, ludzi i mam nadzieję, że wszystko ułoży się pozytywnie, znajdą się nowi właściciele, choć w obecnym czasie ciężko, aby ktoś podjął się takiego wyzwania.
UEFA apeluje o dokończenie rozgrywek. Zbigniew Boniek: Mecze nawet bez kibiców
Zaraz minie miesiąc pandemii w Polsce. Zdążył się już pan dostosować do obecnych warunków? Jak można wykorzystać ten czas?
To ciężka i zupełnie nowa sytuacja dla każdego. Ludzie chorują, umierają i wiadomo, że wszystkich dotyka to gospodarczo i psychicznie. Staram sobie z tym poradzić, trzeba znaleźć jakieś pozytywy. Jest czas na zrobienie rzeczy, na które brakowało go wcześniej. Przez pierwsze tygodnie kwarantanny trenowaliśmy indywidualnie, realizowaliśmy rozpiski, wyniki wrzucaliśmy na specjalną aplikację, sztab miał do tego wgląd, więc byliśmy na bieżąco monitorowani, utrzymywani w dyspozycji, na ile można było to zrobić. Od pewnego momentu już ciężko jest zrealizować te treningi i od kilku dni nie są już obowiązkowe. Każdy jest świadomy, dba o swoją formę, ale nie wiemy co nas dalej czeka.
Jak zadbać o formę, nie sugerując się rozpiskami trenerów?
Każdy z nas pobrał trochę sprzętu z klubu, miałem też jakieś swoje rzeczy, jak: mata do ćwiczeń, gumy, ciężarki, piłka. Człowiek jest w stanie zadbać o większość partii mięśniowych. W internecie jest mnóstwo zestawów ćwiczeń, inne dostaliśmy z klubu, więc każdy działa we własnym zakresie. Na szczęście mam ogródek przy mieszkaniu, więc z żoną możemy wykonywać chociażby podstawowe ćwiczenia z piłką, ale to jest po prostu zabawa, techniczne zajęcia, jak czucie jej, urozmaicenie czasu.
Arka Gdynia obniżyła pensje zarządowi i pracownikom. Czeka na odpowiedź piłkarzy
Żona jest reprezentantką Polski w rugby. Wzajemna motywacja ułatwia treningi w tym czasie?
Myślę, że tak. Jest zawsze raźniej, gdy robimy to we dwoje. Rozkładamy matę, czy wspólnie wykonujemy ćwiczenia, więc człowiekowi jest łatwiej. Myślę, że osoba, która na co dzień nie uprawia sportu, jest nawet w stanie poćwiczyć i nawet pomóc piłkarzowi w treningach, ale u nas jest prościej i możemy pozwolić sobie na kilka bardziej skomplikowanych rzeczy.
Trójmiasto chyba przypadło panu do gustu. W trakcie sezonu chodził pan na mecze Trefla Gdańsk, Asseco Arki Gdynia czy Torus Wybrzeża Gdańsk. Sport jest wciąż obecny w waszym życiu?
Interesuję się wieloma dyscyplinami. Oglądam dużo piłki ręcznej, siatkówki i koszykówki, więc na kilku meczach w Trójmieście miałem okazję być. To samo zresztą robiłem w Warszawie, chociaż tam akurat szczypiorniaka nie było. Przez ostatnie lata śledzę więcej pozostałych sportów, niż piłka nożna. Zmieniło się to z czasem, bo za małolata oglądałem dużo meczów piłkarskich.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS